piątek, 27 listopada 2009

Rozmówka

Ostatnio miałam ciekawą rozmowę z koleżanką. Chyba już nie będzie moją koleżanką.
Ona i jej mąż - nazwijmy ich parą XX - byli swego czasu stałym elementem naszej ekipy towarzyskiej. Do pewnego momentu pracowali w naszej firmie, potem zmienili pracę.
od pewnego momentu jednak przestali się pojawiać na spotkaniach.
Niby wiadomo, że każdy ma swoje życie itd. - nikt nie ma pretensji, za brak czasu. Ale nie o to chodziło. Nawet, kiedy się pojawiali, to była jakaś specyficzna atmosfera. I rozmowy były takie dziwaczne. Jakby nas wszystkich traktowali trochę z góry.
Zapraszamy ich jednak nadal przy każdej okazji, kiedy planujemy spotkanie w większym gronie, jednak wszyscy już chyba załapali, że nie ma większego sensu liczyć na ich obecność. Zazwyczaj się nie pojawiają.
Kiedy organizowaliśmy niedzielne spotkanie z Krasym wysłałam do kilku zainteresowanych osób maila. Między innymi do pary XX.
Odzewu z ich strony nie było wcale. Założyłam, że nie są zainteresowani.
W piątek przed spotkaniem, przemknęło mi jednak przez myśl, że może maila nie widzieli, czasami mieli jakieś przejścia z internetem. Postanowiłam więc zadzwonić do pani XX i upewnić się.
Przyznam, że byłam też ciekawa, co powie.
W ciągu trzydziestu sekund rozmowy wyjaśniło się, że maila owszem: odebrali, przeczytali, ale nie odpisali słowem, bo nie wiedzieli jeszcze co zamarzy się im robić w niedzielne popołudnie.
Aby jednak nie urywać rozmowy tak z głupia frant, zupełnie towarzysko zapytałam co tam u nich i jak im idzie budowa domu. Nie rozwiałyśmy już chyba z pół roku, więc pytanie wydało mi się na miejscu i była to czysta kurtuazja z mojej strony. Zakończenie rozmowy bez pytania co słychać wydało mi się niekulturalne.
Pani XX na moje pytanie odparła tonem świętego oburzenia - cokolwiek nie na miejscu i mało uprzejmie, cytuję:
- A co? Nie wchodzi się na naszą-klasę to się nie wie? A wrzuciliśmy tam nowe zdjęcia niedawno! I ja i mąż!
Hmm... W pięty mi to poszło.
Było to takie ostentacyjne i nieprzyjemne, że pożałowałam, że w ogóle zapytałam.
Odparłam, ze na naszą-klasę nie wchodzę wcale, bo ten portal jest dla mnie nieinteresujący. Pani XX w swojej łaskawości więc poinformowała mnie, jak też ta ich budowa idzie.
No i teraz to dopiero się zrobiło kolorowo.
Portal nasza-klasa jest wg mnie stosunkowo niskich lotów i nie jest to miejsce, gdzie powinno się przekazywać znajomym informacje o swoim życiu. Ani wymagać, aby każdy był na bieżąco z tym, co ktoś akurat tam zamieści.
Ja, jako znajoma, nikogo na n-k nie śledzę i nie oglądam zdjęć, jakie ludzie wrzucają, bo wcale mnie to nie pociąga. Wchodzę na n-k raz na kilka tygodni i w zasadzie to tez trochę bez celu, bo wszystko, co mnie interesuje o znajomych wiem od nich z bezpośredniego kontaktu.
Analogicznie - wszyscy zainteresowani moim życiem są w temacie mniej lub bardziej na bieżąco, ale nie poprzez informacje wygrzebane na jakimś społecznościowym wynalazku.
No właśnie. Nie przyszło mi nigdy do głowy, że mam obowiązek być na bieżąco z tym, co wrzucę na n-k, bo inaczej na pytanie co słychać - zostanę zbesztana.
Nawet blog nie jest dla mnie narzędziem do komunikowania się z przyjaciółmi. A tu pojawia się wiele o moim życiu.
Postanowiłam, że usuwam swoje konto z n-k i dam sobie spokój z tym wynalazkiem, podobnie, jak z kontaktami z państwem XX. Tak w prawdzie, to na naszej-klasie nawet nie miałam ochoty się logować. Jakoś się przemogłam i mam tam konto, ale pożytku z niego żadnego nie mam.
A tak na marginesie - przyszło mi do głowy, że jakbym była złośliwa, to napisałaby im pod tym zdjęciem domu komentarz z pytaniem z której strony jest ta ich 1/4 część domu. Bo nie jest to tylko ich własność. A przynajmniej mieszkać tam mają z wieloma innymi członkami rodziny. Nie napiszę. Nie warto. Jak dla mnie, to mogą się dalej nadymać dumą. Byle kiedyś nie pękli, jak przepompowany balon.

4 komentarze:

pszren pisze...

takie rozmowy jak ta przez telefon pokazują, jak ważna jest po prostu grzeczność. że dla życia społeczeństwa w zgodzie potrzebne jest dopuszczenie do siebie możliwości, że ludzie są po prostu różni. jak kiedyś kolega miał do mnie pretensje, że go nie poinformowałem o pewnym spotkaniu (a ja pisałem o tym na internecie, i wysyłałem mu maile, ale nie otwierał), to po prostu milczałem. z tym że w tym przypadku chyba role się odwróciły - pretensje miał nie ten, kto zamieszczał na portalu "czemu nie wszyscy to czytają", tylko ten, kto nie odczytał, mimo, że było ogłaszane "dlaczego nie zadzwoniłeś". w każdym razie z Twoim rozumowaniem się zgadzam, chociaż ja mam nadal konto na nk, tylko go raczej nie używam.

Nomad pisze...

n-k powoli umiera. Ponad rok temu na spotkaniu klasowym, to zaleta tego portalu. Spotkać się po ponad 20 latach... Powiedziałem wszystkim, że moim zdaniem po dwóch, trzech latach w większości przypadków nie będzie śladu po tej zażyłości, która jest teraz na n-k. I tak jest. Od kilku miesięcy nie pojawiają się żadne wpisy na forach, które śledzę. Zresztą ja też jakoś nie mam ochoty pisać.

marko pisze...

n-k kojarzy mi sie raczej z tym czym mozna sie pokazac za wszelka cene byle wiecej i naj prawie na kazdy temat o kazdej porze do bolu tu przeciez wszystko pokazac mozna czasem nawet za cene utraty wlasnej prywatnosci!

Patrycja Antonina pisze...

hmm nasza klasa chyba nawet nie miała takiego założenia, choć to założeia chyba pomału się zmienia na trochę bardziej komercyjne. Para XX zdecydowanie nie jest warta uwagi i zaproszeń, skoro nie uszanowali twojego czasu, napewno chciałaś wiedzieć wcześniej ile osób przyjdzie - brak odpowiedzi,to taki trochę brak szacunku, zawsze wypada potwierdzić obecność. Co do naszej klasy, Bogu dzięki nie mam takich znajomych i mnie takie zbesztanie nie spotkało,mimo że w naszym kręgu towarzystkim kazdy ma naszą klasę - większą radość daje nam przekazywanie tego słownie