wtorek, 17 listopada 2009

Zabawa w pasemka

Długi czas wahałam się czy chcę sobie zrobić znów pasemka czy nie.
Niby ładnie wyglądają, ale jakoś bardzo ich nie widać. Z drugiej strony - gdyby były bardziej widoczne, musiały by być jaśniejsze. A mi w jasnych nieładnie. Zastanawiałam się i zastanawiałam, po czym doszłam do wniosku, że jednak szkoda mi 120zł na dorobienie pasemek na 3 centymetrach włosów. Trochę to kosztuje.
Pozastanawiałam się kolejnych kilka tygodni i doszłam do wniosku, że można sobie zrobić pasemka metodą chałupniczą. Z pomocą Mamy.
Po kilku kolejnych dniach wahań kupiłam farbę do włosów. A raczej odfarbowywacz.
Pech chciał, że Mama akurat jest w Warszawie na jakimś szkoleniu czy konferencji. A ja co...? Ciekawa byłam, jak odfarbowywacz działa.
Łukasz spał, ja nie miałam nic lepszego do robienia, więc zabrałam się za malowanie.
No i sobie nałożyłam kilka pasemek na włosy. Rozrobiłam trochę tego wynalazku i nałożyłam kilka jasnych kosmyków.
Odczekałam aż włosy pojaśniały i zmyłam. Umyłam włosy szamponem, nałożyłam odzywkę, odczekałam minutę czy dwie, zmyłam. Spryskałam włosy odzywką w sprayu, bo przecież farba niszczy włosy, więc trzeba o nie zadbać. Podsuszyłam suszarką, spojrzałam w lusterko i stwierdziłam, że pasemka mi wyszły jakieś cząstkowe. I bardziej w poprzek niż wzdłuż.
No więc - trzeba było poprawić.
Łukasz w tym czasie przegrupował się i pojechał na basen. A ja rozrobiłam kolejną mini porcyjkę odfarbowywacza i nałożyłam na kolejne kosmyki, starając się, aby było w miarę równomiernie.
Odczekałam aż coś pod farbą zjaśniało, inna sprawa, że ta farba podsychała mi na włosach. Było jej nałożone tylko odrobinkę, ale efekt działania był piorunujący. Na moich ciemnych włosach pojawiły się blond pasemka!
Zabawa robiła się przednia!
W międzyczasie oglądałam "Sideways" i chrupałam pikantny zółty ser i krakersy. No, taki aktywny relaks po pracy...
Obserwowałam co chwila w lusterku postęp dekoloryzacji i śmiać mi się chciało, że tak sobie sama chciałam dogodzić.
Jak to mówi Mama: Zosia-samosia. Coś w tym jest, nie na darmo dała mi tak na drugie. Drugie imię do czegoś w końcu zobowiązuje. Może niektórzy mają imiona grzecznych świętych, Zośka najwyraźniej do najgrzeczniejszych nie należała i czasem lubiła coś zepsuć bądź przedobrzyć z podobnym efektem.
Napisałam do Ewy, że właśnie robię sobie pasemka, a efekt moich wyczynów jest... jaskrawy i rzucający się w oczy.
Byłam już w połowie drogi do tych pasemek i odwrotu nie było.
Po raz kolejny umyłam włosy szamponem, nałożyłam odzywkę, odczekałam minutę czy dwie, zmyłam. Spryskałam włosy odzywką podsuszyłam suszarką. Po raz trzeci tego dnia, bo przecież to jest pierwsza czynność rano, jak przywraca mi ludzki wygląd po przebudzeniu.
Obejrzałam się w lusterku i stwierdziłam, że teraz to ja dopiero mam pasemka na czubku głowy w poprzek! wybarwiło mi włosy jasny rudy w porywach do blondu.
Ok. Żadna tragedia. Mam przecież ciemną farbę do włosów.
Rozrobiłam troszkę ciemnej farby i nałożyłam na te bardzo jasne pasemka.
W tym czasie Ewa już pokrzykiwała na mnie SMS-owo, że mam nic nie zamalowywać, bo ona chce mnie zobaczyć i jest ciekawa jak to wyszło. No dobra, ale ona mnie w tym konkretnym momencie nie widziała, a akurat nad głową rozbłyskiwała mi anielska aureola. Trzeba to było zneutralizować! Napisałam ewie, że nie zamalowuję niczego, ale świecić się na skalpie nie będę, inna kwestia, że zamalowanie tego świetlistego blondu wymagałoby ciemniejszej farby niż ta, którą miałam pod ręką.
Nałożyłam dla odmiany ciemne pasemka. Na samym czubku. Zmyłam to po jakimś kwadransie, znów umyłam włosy szamponem, nałożyłam odżywkę, odczekałam minutę czy dwie, zmyłam, spryskałam włosy odzywką w sprayu, podsuszyłam suszarką i po raz kolejny widok w lustrze nie był zadowalający. Włosy na czubku rozpaczliwie potrzebowały jeszcze kilku zdecydowanie ciemnych pasemek.
Ręce mi opadły. Doszłam do wniosku, że z farbą na włosach nie można sprawdzić efektu, nic pod nią nie widać, ale kolejny raz już jej nakładać nie zamierzałam, bo nie miałam już siły myc włosy po raz kolejny tego dnia!
Dzisiaj rano jednak nałożyłam sobie jeszcze ciemne pasemka. I tak musiałam umyć włosy, aby je ułożyć więc była to dobra okazja, aby coś poprawić. Oparłam się pokusie zamalowania newralgicznych miejsc czarną henną do brwi, w obawie, że mogłabym mieć z tego mixu farb jakieś zielone placki na włosach.
No i w zasadzie to wielkiej różnicy na głowie nie mam. Trochę jaśniejsze włosy, mniej widoczne pasemka jako pasemka. Taki wyszedł z tego delikatny lifting koloru. Miałam nadzieję, że nikt nie zwróci uwagi. Jakoś tak głupio byłoby mi wytłumaczyć, ze sama sobie pasemka chciałam podrobić. :) Niektórzy nie rozumieją takich zapędów do wypróbowywania własnych możliwości. :)
Łukasz stwierdził, że po tylu warstwach farby, to pewnie mi popaliło włosy, ale nie widzę na nich wielkich zniszczeń.
W drodze do pracy pod windą stanął za mną Bartek. Nie zauważyłam go nawet, dopóki nie powiedział do mnie z odrobinką zdziwienia:
- Malowałaś włosy?
To niby pytanie, niby stwierdzenie mnie poraziło! No od soboty, miał prawo pamiętać, jaki miałam kolor włosów, ale żeby od razu zauważyć różnicę i to patrząc na krótkie włosy z tyłu?? Facet? rzadko spotykana umiejętność. Pomyślałam, że chyba jednak widać różnicę i to by było na tyle z ukrywaniem się z moim rękodziełem, ale co tam - nie muszę wszystkim tłumaczyć kto mi włosy farbował. Wystarczy tylko przytaknąć i zmienić temat.
Oprócz Bartka jednak tylko Jola zauważyła i to dopiero, kiedy usiadła blisko mnie, na porannej herbatce w kuchni. Czyli jednak nie ma tragedii. Jola oczywiście powiedziała, że miała mi zaproponować, że mi zrobi te pasemka, kiedy o tym ostatnio rozmawiałyśmy. Bała się jednak, że mogą się nie udać i miałabym do niej pretensje. Odrzekłam jej, że jak widzi jestem odporna na niepowodzenia i nie mam pretensji, nawet, kiedy sama po sobie musiałam poprawiać w nieskończoności, a poza tym - byłam przecież umówiona z Mamą na odświeżenie pasemek, ale jak widać - nie doczekałam.
Więc tak oto wyglądały moje warsztaty pasemkowe pod hasłem "zrób to (sobie) sam". Nie ma tragedii. Rewelacji też nie ma.
Jutro rano jednak dołożę kilka jeszcze ciemnych pasemek. :)
To chyba takie moje nowe hobby - co rano lekka metamorfoza... :)))

1 komentarz:

marko pisze...

pierwsze podejscie zawsze najtrudniejszym bywa ale co tam i tak podziwiam twoj upor i wytrzymalosc, samosia teraz w cenie!!!