czwartek, 19 listopada 2009

Zbłąkana owieczka

No i znalazła się owieczka zbłąkana. Zlądowała nagle w Polsce ze swojego wygnajewa i zrobiła nam niespodziankę.
W zasadzie to nie owieczka, a baranek.
I zapewne baranek byłby oburzony czytając, że został mianowany barankiem i jeszcze do tego się zabłąkał. No cóż... Taka prawda.
Miejmy nadzieję, że nie czytuje mojego bloga.
Przyjechał kolega, który jakieś dwa lata temu... Nie, dwa i pół roku temu wyemigrował do Anglii na czas bliżej nieokreślony. Pora na integrowanie się z przyjaciółmi w większym gronie i na spotkania towarzyskie! Fajne dni nadchodzą! :)
Krasy przyleciał zupełnie niespodziewanie, bo w zupełnej tajemnicy. Tym razem jednak nie zrobił niespodzianki, jak rok temu, kiedy to w tajemnicy z państwem S. zorganizował spotkanie w knajpie i kiedy kolejne osoby się zjawiały, na jego widok wytrzeszczały oczy i nie wiedziały kogo widzą.
Ale to było zaskoczenie!
My oczywiście oboje z Łukaszem się na to świetnie nabraliśmy. Próbowaliśmy przez miesiąc wyciągnąć z państwa S. , co to za okazja, że takie spotkanie organizują, ale powód spotkania miał być niespodzianką. Snuliśmy różne domysły - że są w ciąży - obalony, że zmieniają pracę - obalony, że się przeprowadzają, wygrali w totka, a nawet, że może się rozwodzą, ale to było zupełnie nieprawdopodobne. :) O Krasym też pomyśleliśmy, że może przyjeżdża, ale tu nakłamali nam w żywe oczy, że skąd niby! Niedorzeczność!
Wchodzimy więc w sobotę do Magii, przy stole siedzi już cała banda, witamy się po kolei ze wszystkimi. Tu państwo S.. Tu państwo Z.. O Simek - zjechał z Wawy, super, dawno go nie było. O, a to kolejna znajoma twarz... Hmm... No niby znajoma twarz, ale jej nie ma prawa tu być!
Słowo daję, nie wiedziałam, na kogo patrzę i to przez dłuższą chwilę! Powoli w moim mózgu wyklarowało się, że to jest znajoma twarz, ale kto to jest, skoro ten, o kim myślę jest kilkaset kilometrów za Bałtykiem?? W końcu, W KOŃCU go poznałam, po czym przez stolik przetoczyła się potężna fala śmiechu, a Krasy z wielkim zadowoleniem oświadczył:
- Na taką reakcję liczyłem!
No to się nie zawiódł!
Tym razem przyleciał cichutko i zadzwonił do Łukasza dopiero po kilku dniach, kiedy już się obrobił ze swoimi sprawami. W niedzielę spotkanie grupowe. Fantastycznie! :)
A przed nami jeszcze tydzień na spoty
kanie się i nadrabianie zaległości.
Wreszcie jakiś miły akcent tej fatalnej jesieni!
I nawet pogoda jest ładna i cieplutko. Oby tak jeszcze pobyło, może mi przejdzie ta trauma po tym, jak zgasili światło przesuwając te durne zegarki...

Brak komentarzy: