piątek, 20 listopada 2009

Sprostowanie

Psiapsiółka od hodowania sobie obsesji na temat świńskiej grypy oczywiście przeczytała wczoraj mojego posta. Mówiła, że uśmiała się przy tym zdrowo, aż jej kilkuletni synek zapytał:
- Mamo, czemu się tak śmiejesz?
Nie wiem, co mu odpowiedziała. Sugerowana odpowiedź: mamusi delikatnie odbija, jak widzi świnki, albo słyszy chrumkanie. Taka mała fobia. A reakcja to nerwowy chichot. :)
Nie mniej jednak temat świńskiej grypki nie odszedł w niepamięć i dzisiaj nastąpił ciekawy rozwój naszej dyskusji.
Psiapsiółka-incognito dzisiaj zastanowiła się, czy świńska lata w powietrzu. Powiedziałam jej, że nie - ona tylko biega na 4-ech krótkich nóżkach po ziemi i zapytałam ją, czy widziała, aby jakaś świnia miała skrzydła i to jeszcze działające. Nie widziała. No właśnie. Ja też nie! :)
Co ciekawe zeszłyśmy na świńską grypkę w rozmowie na temat mojego : 1) bigosu bez mięsa, którego ugotowałam cały gar i jem już trzeci dzień na obiad w pracy 2) i schabu, który upiekłam Łukaszowi w ramach rekompensaty, że w bigosie zamiast mięsa są rodzynki i suszone śliwki.
Dalej Incognito przeskoczyła w rozmowie (mailowej dodam, w mailach rozmowy są bardzo dynamiczne i lakoniczne i jak widać stosuje się całą zgraję skrótów myślowych) na to, że kazałam Łukaszowi wąchać Brise o zapachu proszku do prania i to w sypialni. A na dodatek w salonie miał trzy partie suszącego się prania i zapach innego proszku do wąchania. Tym sposobem Incognito wydedukowała sobie, że biedak ma świeże powietrze tylko na balkonie, ale tam właśnie może ta świńska biega... - wróć! lata!
No i się zeszło na mojego posta.
I tu dowiedziałam się, że cokolwiek skleciłam tego posta niefortunnie dla niej, bo napisałam, że nie chciała pojechać do rodzinnego domu przy wschodniej granicy. I wyszło to tak, jakby - cytuję:
"to tak jakby dom stał na granicy, okna na Polskę a za płotem Ukraina, na podwórku psy szczekające do góry nogami itp".
No o psach szczekających inaczej, to ja słyszałam zgoła inne określenie, ale nie przytoczę.
Więc po tym, jak zostałam uświadomiona o swojej kaczce-nie-dziennikarskiej - nastąpiło dalsze rozwinięcie tej myśli. Iście poetyckie:
"mogłaś napisać np koleżanka która ma dom rodzinny na przeuroczym roztoczu, koło zwierzyńca. :)
hej hej na zielonej Ukrainie przy dziewczynie...która się boi świń"
No więc - faktycznie, "przy wschodniej granicy" to nie jest określenie z wyżyn mojej inwencji twórczej, na które mogę się wspiąć.
Zamieszczam więc poniżej sprostowanie:
Od tej pory moja przyjaciółka Incognito pochodzi z malowniczego zakątka Polski, która sąsiaduje z Ukrainą waśnie w tym rejonie. Jest to piękny region roztoczański, parki krajobrazowe i rezerwaty przyrody razem z chronionymi susłami, świeże powietrze i bezkresne lasy - dziewicze niemalże. A w tych lasach pałęta się mafia zza wschodniej granicy, strasząc Bogu ducha winnych, ale niewinnych Polaków niczym kiedyś złe wilki.
Czy tak jest lepiej?
Ok, od razu powiem, że nie mogłam się oprzeć odrobinie ironii... Ta mafia tak mi się sama nasunęła, bo akurat wiem z pierwszej ręki, że chłopaki tam śmigają między drzewkami, a jak z kimś dobrze żyją, to częstują palącym bimbrem i klepią po ramieniu.

Brak komentarzy: