czwartek, 12 listopada 2009

Fajny tydzień

To jest bardzo fajny, naprawdę - bardzo fajny tydzień!
Jeden dzień wolnego w samym jego środku wpływa bardzo korzystnie na... hmm... chyba tylko na nasze lenistwo. Na pewno nie wpływa na motywację ani chęci do chodzenia do pracy, bo o tej porze roku to nic nie jest w stanie na to wpłynąć pozytywnie. Negatywnie na chęci i motywację wpływa wiele czynników, których wcale nie trzeba wyliczać. Każdy je dokładnie zna.
Nie mniej jednak ten tydzień mi się bardzo podoba. Składa się on tylko z poniedziałków i piątków. Każdy tydzień mógłby taki być. Szkoda, że nie każda środa jest jakimś świętem wolnym od pracy...
Czy to czasem nie jest gdzieś stosowane, że tydzień pracy jest 4 dniowy? W jakiejś bogatej Belgii, albo innym małym-ale-dobrze-sytuowanym państewku? Nie chodzi mi o czterodniowy tydzień pracy, jako antidotum na skutki kryzysu, bo wiem, że wiele firm takowy złoty środek stosuje. Dla pracowników nie jest to nawet pozłacany środek, bo jak pensja spada o 20%, to jest to niezły dramat, zwłaszcza w polskiej rzeczywistości i przy polskich zarobkach.
No nie ważne, będę trwała w tym pokrzepiającym duszę przekonaniu, że gdzieś na świecie, albo nawet bliżej, bo w Europie, ludzie pracują przez 4 dni dziennie. Bez roztrząsania z czego to wynika i ile godzin ma taki dzień pracy - czy 8 czy więcej.
A wiec my w tym tygodniu też pracujemy 4 dni i w dodatku mini-łikend mamy w środku tygodnia. Idealne rozwiązanie. Aczkolwiek cokolwiek dezorientujące, ponieważ skutkiem tego, jedynym w tym tygodniu dniem, w którym czułam, że to jest właściwy dzień, był poniedziałek. Skończył się łikend, nastała brutalna rzeczywistość, trzeba było ruszyć leniwe cztery literki i przyjść do pracy. Wszyscy wiedzą o co chodzi. Wszyscy oprócz osób pracujących w równoważnym wymiarze godzin, ci szczęśliwcy pracują w różne dni, jak popadnie i nie odczuwają przykrych skutków poniedziałków. Sama kiedyś tak pracowałam i miało to wiele pozytywnych stron. Wolne wypadało w różne dni tygodnia i nie miałam tego przykrego poczucia, że po dwóch wolnych dniach dygamy w kieracie przez kolejnych 5 i tak cyklicznie co tydzień taka sama kolej rzeczy.
We wtorek czułam się zupełnie, jakby był to piątek. Wróciliśmy do domu po pracy i szybkich zakupkach i zajęłam się zwyczajowymi czynnościami piątkowymi - trochę sprzątaniem, trochę praniem, a trochę gotowaniem. Rozmawiając z koleżanką przez telefon wytarłam kurze z mebli, zaplanowałam odkurzanie i mycie łazienki i już miałam biznes plan, że ciasto upiekę w sobotę, bo tego dnia mi już nie wystarczyło zacięcia. I co? Po jakiś 2 godzinach tego głębokiego przekonania, że oto stoimy u progu łikendu - weszłam na internet i dotarło do mnie, jakże bardzo się mylę! Uświadomiłam sobie, że to nie jest żaden piątek, nie czeka nas żaden dwudniowy likend, jest wtorek, a następna w kolejce jest wolna środa, po której nie ma niedzieli, tylko wraca się za biureczko w pracy.
motywacja do sprzątania mi przeszła, jak ręką odjął. Placka nie upiekłam do dzisiaj, bo w kolejce był najpierw dżem z dyni, który się robi przez dwa dni i tym się zajęłam, a co za dużo to... wiadomo, nie służy człowiekowi.
Wczorajsze wolne przeleciało, zanim zdążyłam się rozpędzić, dzisiaj znów przysnułam się do pracy, ale po takim nietypowo wolnym dniu czuję się przynajmniej odpoczęta. Nie wypoczęta, bo to za szumne stwierdzeni, ale odpoczęłam, jeden dzień oderwania od pracy mi się bardzo przydał.
Dzisiaj więc mam typowe objawy poniedziałku: trudno się skupić na zadaniu, motywacja jest taka sobie, niespecjalnie się objawia myślenie... No co poradzić? Po wolnym ludzie są ociężali i wszystko, co przymusowe przychodzi z niejakim (albo wręcz z JAKIM!) trudem.
Nie na darmo wszyscy pokpiwują z wydajności pracownika i rysują te wykresy typu wydajność w pracy zawsze 100%:
poniedziałek: 13%
wtorek: 22%
środa: 26%
czwartek: 35%
piątek:4%
Kiedyś taki wykres dorwaliśmy w naszym zespole. Obejrzeliśmy, przeanalizowaliśmy i wniosek mieliśmy wszyscy jeden: dlaczego na czwartek przypada aż tyle wydajności? 35%? To niemożliwe! To musi być pomyłka. W czwartek człowiek już czuje się zmęczony tygodniem i wydajność mu drastycznie spada.
No nic, ten tydzień jest wyśmienity pod każdym względem. Dzisiaj jest kolejny poniedziałek, a po nim następuje kolejny piątek - tym razem już ten prawdziwy, który zwiastuje 2 dni wolnego, zaraz po tym, jak człowiek odsiedzi swoje 8h na etacie.W tym tygodniu to ani pracownik nie zdąży się rozkręcić, ani zmęczyć.
Hmm... Patrząc na to z punktu widzenia pracodawcy - to wcale taki tydzień nie jest dobry. Ale patrząc z punktu widzenia pracownika - jak najbardziej!

2 komentarze:

marko pisze...

Finlandia ma 4 dniowy system pracy, zapewne w najblizszej przyszlosci bedzie to powszechne w panstwach starej wspolnoty u nas niestety nic nie wskazuje na taka zmiane widac u nas zgola inna ta rzeczywistosc!

Unknown pisze...

Przekonałeś mnie! Chyba tam wyemigruję... Może być Finlandia, chociaż wolałabym cieplejszy klimat ;)