czwartek, 19 listopada 2009

A czy jest awers...?

Poszliśmy wczoraj na "Rewers" - polski film, okryty chwałą po ostatnim Festiwalu Polskich Filmów Fabularnych w Gdyni, zdobył mnóstwo nagród, pochwał i został okrzyknięty najlepszym polskim filmem.
Oglądaliśmy w TV to rozdanie nagród i widzieliśmy urywki filmu. Zapowiadał się interesująco.
Koncepcja bardzo ciekawa i oryginalna - czarno biały film o bardzo szarych czasach PRLu.
Nabrałam ochoty na oglądnięcie "Rewersu". Głównymi postaciami tam miały być trzy kobiety z trzech różnych pokoleń, pomyślałam więc, że to kino w sam raz dla mnie.
No i wczoraj go obejrzeliśmy.
Powiem tak - może jednak wolałabym obejrzeć jakiś awers, a nie rewers...
Zdecydowanie określenie "rewers" bardzo do tego filmu pasuje. I dokładnie taki "rewers" ujawniła akcja filmu, kiedy to nastąpił dramatyczny jej zwrot i wszyscy w kinie otwarli buzie ze zdumienia.
Łukasz wyszedł z kina zachwycony tym filmem. Ja wyszłam w zdecydowanym szoku. Długo jeszcze nie mogłam się otrząsnąć z tych niespodziewanych wrażeń.
Jeśli wyznacznikiem dobrego kina jest zaskakujący zwrot akcji i wywarcie na widzu niezapomnianego wrażenia - film jest bardzo udany. Ale jeśli ktoś lubi kino w nieco lżejszym wydaniu i mniej... niepokojące, to może niech sobie odpuści.
Film gwarantuje całą gamę przeżyć i to momentami bardzo mocnych przeżyć. Daje do myślenia i zmusza do wracania do niego myślami jeszcze długo po jego obejrzeniu.
Ja fanką polskiego kina nie jestem i może na palcach jednej ręki wyliczyłabym filmy, jakie mi się spodobały. Zapewne wielkiej wartości artystycznej żaden z nich nie ma. Kilka wydało mi się bardzo fajnych, ale-zawsze-coś-tam - zawsze jakaś rysa, jakiś zgrzyt się znalazł.
Większość filmów jednak jest dla mnie bardzo nieprzyjemna w odbiorze. Nic na to nie poradzę.
Dawno temu telewizja puszczała prawie tylko polskie filmy. Ja ich trochę obejrzałam. Niektóre tylko kawałkami. Wtedy byłam za mała, aby zobaczyć w nich jakieś drugie dno, które nobilituje te mroczne elementy i efektem tego zraziłam się do polskiego kina i mam o nim taką opinię, jaką mam: polskie kino jest mroczne i obskurne. I tu bardziej mi pasuje angielskie znaczenie słowa "obscure" niż polskie.
Polskie kino zostawia we mnie nieprzyjemne wrażenie mroczności i nie mogę się potem z tego otrząsnąć przez bardzo długo.
Więc Łukasz ubolewa nad tym, że nie jest w stanie mnie przekonać do polskiego kina, ale to jest niewykonalne. Te wszystkie schizy, o jakich opowiadają niektóre filmy, te zaburzone zachowania bohaterów - to mnie przerasta. Niby to fikcja, ale wrażenie pozostaje. Polskie filmy zawsze wydają mi się o wiele bardziej realistyczne, niż zagraniczne. I dlatego też tak mocno do mnie trafiają i tak je mocno przeżywam.
Więc ci, co oglądali "Rewers" pewnie się nie zdziwią, że mi film nie podszedł.
Ale dostrzegam w nim pewne walory artystyczne, ciekawe zdjęcia, fajna koncepcja. Tylko na fabułę jestem za mało odporna, aby to docenić.
Wierzę Łukaszowi, że film był świetny, zwłaszcza jego mina po wyjściu z kina była wiele mówiąca. Był zachwycony.
No cóż - podobno przeciwieństwa się przyciągają? Ja, ze swoimi wrażeniami, byłam w przeciwnym końcu tego rankingu - wyszłam z kina w szoku i z niepokojem.
I było mi trochę niedobrze...

1 komentarz:

Nomad pisze...

Ja też byłem na tym filmie. Nie cierpię polskiego kina, ale ten film mi się bardzo podobał. Fakt, polskie kino jest bardzo realistyczne. Tu scena agonii po wypiciu trucizny. Ale w tym filmie, jako nielicznym z polskich, kamery używa się do malowania obrazu. Zauważ jak były filmowane sceny od czasu zwrotu akcji. Nieostro, postacie jakieś takie krzywe. Miało się wrażenie przesłuchania, szpiegowania. Dalej rozpuszczanie denata. Kamera z podłogi, z góry, z kąta. Tego zawsze brakuje w polskim kinie. Zabawy reżysera kamerą. Postacie drugo-planowe zwykle pozostają niezauważone. A tu: dyrektor, czy pan buchalter. Każdy miał jakąś swoją osobowość!