piątek, 20 listopada 2009

Trochę proszku, trochę wody...

Wypróbowałam ten zapach świeżej bawełny Brise czy, jak kto woli zapach proszku do prania Vizir. Ewa miała rację: to jest zapach proszku do prania. Czy Visira to nie wiem, ale proszku zdecydowanie. Jakkolwiek - lepsze to niż konwalie.
Nie wiem, czy to mnie ten zapach proszkowy tak zainspirował, czy samotny wieczór w domu, ale zrobiłam wczoraj trzy prania. No i w efekcie nie można było odróżnić, czy to pachnie Brise czy świeże pranie. :)
Przy okazji - bo oczywiście na trzy prania trzeba mieć co do pralki włożyć, zmieniłam pościel. A przy tej okazji z kolei, przekręciłam materac na łóżku i narobiłam przy tym rejwachu, bo materac z pianki boultexowej po podniesieniu z jednej strony zwinął się na łóżku na pół, a gdy go popchnęłam, zachęcając, aby się rozwinął - zasprężynował i walnął z rozmachem w zagłówek łóżka. Zwalił Łukasza zegarko-budzik, moją książkę i narobił tyle hałasu, jakby mi co najmniej półka spadła.
Sąsiadka jednak nie przyleciała, widocznie nie chce się mścić za to, że jej śpiewać po nocach nie dajemy. :)
A propos - to wczoraj nie śpiewała. Miło z jej strony.
Na dzisiaj planowaliśmy pojechać do Nałęczowa do ichniego kompleksu basenowego przy Spa. Zwiedziliśmy szereg basenów w Lublinie, a tam jeszcze nie byliśmy nigdy. Naszła nas ochota na nadrobienie tej zaległości i przekonanie się, jak tez tam się urządzili. Podobno jest bardzo fajnie. Chodzą słuchy i widy o dużym jackuzzi i ciepłą wodą i bąbelkami - jestem na to chętna!
Miała z nami jechać Kama, ale wczoraj poszła do kosmetyczki na mikrodermabrazję i po zabiegu dowiedziała się, że przez następne 3 dni ma unikać chlorowanej wody. Hmm... To by było na tyle jej moczenia dupeczki w basenie dzisiaj. No, ale każda kobieta wie, że cera jest priorytetem, bo w pewnym wieku nie wypada wyglądać, jak po ciężkim przejściu ospy wietrznej, więc nawet gdyby kosmetyczka powiedziała jej to przed zabiegiem, to i tak basen musiałby ustąpić dermabrazji.
Prawdopodobnie jednak pojedziemy dzisiaj do Nałęczowa sami we dwójkę z Łukaszem, chyba że może znajdzie się ktoś chętny w ostatniej chwili - na przykład Kamisio z Piotrusiem Panem. Najpierw jednak wypadało by wybrać się tam z raz i obczaić, gdzie ten kompleks Spa się mieści, bo Łukaszowi wydaje się co innego, a mi co innego. Może zrobimy taki rekonesans tylko w duecie, a następnym razem zabierzemy jeszcze kogoś. Na pewno chciałabym zabrać tam Amelkę.
Zanim jednak pojedziemy kąpać kuperki w ciepłym basenie, mamy w planach ywprawę po większe lustro do łazienki. Mamy nad umywalką takiego wypierdka, w którym nic nie widać. Nie wiem dlaczego kupiliśmy sobie takie malutnie nie-wiadomo-co, bo od razu przy zawieszaniu okazało się, że albo Łukasz nie będzie widział czubka swojej głowy, albo ja całej dolnej połowy swojej twarzy. Poszliśmy na kompromis i wypośrodkowaliśmy to tak, że ja widze siebie od szyi wzwyż, a Łukasz nie ogląda swojego skalpu. Mimo tego lusterko powisiało 2 lata i dopiero teraz nadeszła pora, aby go zastąpić czymś o wymiarach nie mniejszych niż 50x80. W końcu będziemy mieć panoramiczny widok siebie w lusterku. Co prawda, panorama będzie w pozycji wertikalnej, ale grunt, że będzie coś w tym lusterku w końcu widać. A ja nie będę musiała stawać na palcach!
A dla zapełnienia samotnego wieczoru, bo Łukasz pracował do 22-giej, obejrzałam sobie "Mamma mia!". Zachęcił mnie do tego SMS połikendowy od Agi, która napisała, że właśnie tym filmem uprzyjemniła sobie sobotnie popołudnie. I że to jest bardzo fajna komedia, która pozwala się odprężyć i zrelaksować. Faktycznie film jest bardzo lekki, miły i przyjemny. I faktycznie Pierce Brosnan nie ma głosu do śpiewania, chociaż tak bardzo się starał. Właściwie to wahałam się, kto zaprezentował się z tym śpiewaniem gorzej: Brosnan czy Colin Firth, bo ten pierwszy brzmiał, jak przepity alkoholik o zdartym głosie, a ten drigi piał jakimś mezzo sopranem, jakby mu nagle poziom testosteronu mocno opadł. Zabawne zestawienie. Obaj jednak są przystojni i uroczy, więc ten mały szkopuł można pominąć.
Film mi się spodobał bardzo, zwłaszcza, że muzyka Abby jest taka skoczna i melodyjna.
I po raz kolejny doszłam do przekonania, że Meryl Streep potrafi dobrać sobie scenariusz. Filmy z nią mi się bardzo podobają - dobrze się je ogląda, mają sensowną fabułę, są dobre.
W kinie w środę widziałam zwiastun nowej komedii z nią, nie pamiętam tytułu, ale trojler zapowiadał świetną zabawę. Jeśli ten nowy film będzie tak samo śmieszny, jak "Julie & Julia", to naprawdę warto się wybrać.
"Julie & Julia" jest fantastyczna komedią. Ubawiłam się na tym filmie za wszystkie czasy! Wątek z życia Julii Child był trochę ciekawszy i zabawniejszy niż wątek Julie Powell, ale cały film był bardzo "równy" czyli nie było tak, że chwilami nudzi, a chwilami bawi. Wyszłyśmy z Kamą z kina po nim z wielkimi uśmiechami na licu i w super nastrojach.
No i jest jeszcze przecież "Diabeł ubiera się u Prady"! Jeden z moich ulubionych filmów. Uwielbiam go i wracam do niego co jakiś czas. Jest bezkonkurencyjny, podobnie z resztą, jak książka, która jest mistrzowsko napisana.
Tak wiec czekamy z Kamilą do przyszłego roku na nowy film z Meryl Streep i już sie cieszymy na tą okoliczność i nie możemy doczekać. :)

Brak komentarzy: