piątek, 27 listopada 2009

Nagrody

To jest jakiś dobry tydzień na wygrywanie. A przynajmniej dla niektórych osób. Tą passę rozpoczął Łukasz.
W poniedziałek Łukasz zaczynał pracę później i rano, jeszcze leżąc w łóżku włączył sobie radio i wysłała SMSa ze zgłoszeniem do konkursu. Mają taki konkurs pół SMSowy w "Czterech porach roku" w Polskim Radiu. Nie pamiętam jednak, który to program nadaje tą audycję - 1. czy 2.
Oddzwonili do niego! Łukasz oczywiście odpowiedź znał. Podobno pytanie było łatwe.
No pewnie, że było, bo kiedy zapytali kto powiedział "Veni, vid, vici!", to poziom trudności dramatyczne zmalał. A do tego jeszcze druga z podpowiedzi brzmiała, że ma to coś wspólnego z filmem "Asterix i Obelix - misja Kleopatra". :)
Niezła podpowiedź nie?
Film uwielbiam i te komiczne sceny, jak przychodzi do Cezara Gajus czy kto tam i Cezar mówi na powitanie:
- No jak tam? Veni, vidi, vici?
A ten odpowiada mu z ociąganiem:
- Veni, vidi to tak, Vici to nie do końca....
Albo ta znikająca agentka, która przewracała oczami i mówiła:
- Widać. Nie widać. Trochę widać. Teraz widać. - i znikała albo się pojawiała przy tym.
I całe stado innych gagów, grypsów i dialogów, które się nie starzeją.
No może poza jedną bohaterką, która trochę się zdezaktualizowała; była tam Idea, której przerywało wypowiedź. Od dawna już Ideę w Polsce podkupił Orange, więc co młodsi może nie do końca obczają ten tekst.
Chociaż tak się zastanawiam, że może nie każdy ma orientację, jak ci wielcy władcy Rzymu się nazywali, skoro jedna znajoma uważała, że Rzym podpalił Cezar. Może więc konkurs nie był aż taki łatwy.
Łukasz wygrał w tym konkursie ekspres do kawy.
Zadzwonił do mnie od razu z tą wieścią i mówi tak:
- Pamiętasz, że my zawsze mamy problem z kawą dla gości?
Przytaknęłam.
- No więc już nie mamy, bo wygrałem właśnie... - i tu moje myśli pogalopowały i w głowie śmignęły mi pomysły, co tez Łukasz mógł wygrać. Oczywiście najpierw pomyślałam, że roczny zapas kawy! I już się pode mną nogi ugięły, bo kto by to wypił? A potem dałam sobie spokój z wymyślaniem i usłyszałam, jak mówi, że wygrał ekspres do kawy.
Hmm... Problemu nam to nie rozwiąże tak prawdę mówiąc, bo aby z ekspresu wycisnąć filiżankę kawy, to trzeba najpierw do niego tej kawy nasypać. A my właśnie samej kawy zawsze mamy deficyt.
Ale może - skoro będzie ekspres to i w kawę się zaopatrzymy. :)
Ostatnio, kiedy byli ciocia i wujek Łukasza, robiłam kawę i poprosiłam, aby Łukasz zapytał, kto chce kawę, a kto herbatę. A Łukasz zapytał - jaką kawę kto chce! Jakbyśmy mieli jakiś wybór! :)
I wujek odparł, że on chce mieloną, a u nas oczywiście ani grama takiej! Śmiesznie to wyszło. Wujek dostał rozpuszczalną, jedyną jaką mamy, a ja po raz kolejny powzięłam decyzję, że przy najbliższych zakupach kupuję 3 różne rodzaje kawy. Ciekawe jak szybko to postanowienie zrealizuję. Już mija tydzień, a ja w sklepie nie byłam ani razu. No w każdym razie nie w sklepie z kawami. :)
Czekamy na Łukasza wygrany ekspres. I mamy nadzieję, że będzie to przynajmniej najprostszy ciśnieniowy, a nie przelewowy. No ale, jak wiadomo, darowanemu koniowi...
W środę nagrodę wygrała Mała Słoninka - i to nie byle jaką, bo telefon komórkowy. Porządny model Nokii. Nie super wypasiony, ale bardzo dobry. No i Nokia, ja w Nokie wierzę i mimo wszystko najbardziej je lubię. Najprostsze w obsłudze, najbardziej intuicyjne, wszystkie do siebie podobne i najsolidniejsze.
Mała Słoninka brała udział w konkursie streetcom.pl promującym serwis populacja.pl. Tak się dziecinka udzielała aktywnie, że znalazła się w gronie najaktywniejszych osób i została jedną z kilku dumnych posiadaczek wygranego telefonu. Super się cieszyła. :)
Dobrze, że nie przegapiła wygranej, jak jej mądra siostra, bo tu też trzeba było wysłać maila potwierdzającego.
A wczoraj przyszły do mnie i Łukasza nagrody za inny konkurs, w którym braliśmy udział - pióra wieczne i dokumentowniki, czy jakkolwiek nazwać taką teczkę na dokumenty, zasuwaną na suwak. Do piór potrzebujemy teraz dokupić sobie atrament w słoiczku, bo to nie są pióra na naboje, tylko na dosłownie - wkręcanie do środka atramentu. Śmieszny mechanizm. Kręci się końcówką, a tusz ma się do wnętrza zassać.
Waham się, czy nie trzeba by zagrać w jakiegoś totolotka, skoro tak w tym tygodniu sypią się nagrody. :)
Rzadko się to zdarza, więc jestem cokolwiek zdumiona. :)

Brak komentarzy: