Co jakiś trafia się piosenka, która się staje motywem przewodnim. Jak się już przyczepi, to chodzi za mną i mam ochotę ciągle jej słuchać. Taki theme song na jakiś dzień. Zazwyczaj jest to jakaś jedna piosenka, ale ja dla odmiany mam teraz bardzo długą listę piosenek, które mi się bardzo podobają. Mam theme song inny na każdy dzień tego tygodnia i to już chyba drugi taki tydzień. W zasadzie to jest to połowa list przebojów z muzycznych telewizji. Co jakiś czas jest taka fala hitów, które do mnie przemawiają i chyba właśnie taka napłynęła.
Dzisiaj w pracy pod koniec dnia podłączyłam głośniki pod lapka i puszczałam jedną piosenkę za drugą. Byłam w niebie! Jakoś nikt nie protestował, ale też nie dawał żadnych innych propozycji, więc puszczałam po kolei wszystkie te piosenki, które teraz za mną chodzą.
W piątek po południu da się tak popracować przy muzyce, ale ogólnie to nasz pokój niezbyt się na to nadaje, bo jak siedzi nas w nim dziesięcioro, to są momenty, kiedy połowa rozmawia przez telefony. Robi się szum, poza tym dobrze też jest słyszeć, co mówi osoba z drugiej strony kabla, a muzyka niezbyt temu sprzyja. Nawet taka puszczona cicho.
W ogóle ten pokój jest trochę ewenementem pod tym względem, bo przecież w biurach ludzie często pracują przy radiu czy jakimś podkładzie muzycznym. I daje się to zrobić. Ale to chyba wymaga mniejszej przestrzeni, pewnie też mniejszej ilości osób w pokoju i najlepiej też mniejszej ilości rozmów telefonicznych, albo rozmów w ogóle. A u nas jak na jarmarku. Ciągle coś się obgaduje, wymyśla, przemyśla, konsultuje, wyjaśnia i td.
Czasem tylko trafi się takie względnie spokojne popołudnie, kiedy można coś włączyć i nie będzie przez to jeszcze większego harmideru.
Dzisiaj w pracy pod koniec dnia podłączyłam głośniki pod lapka i puszczałam jedną piosenkę za drugą. Byłam w niebie! Jakoś nikt nie protestował, ale też nie dawał żadnych innych propozycji, więc puszczałam po kolei wszystkie te piosenki, które teraz za mną chodzą.
W piątek po południu da się tak popracować przy muzyce, ale ogólnie to nasz pokój niezbyt się na to nadaje, bo jak siedzi nas w nim dziesięcioro, to są momenty, kiedy połowa rozmawia przez telefony. Robi się szum, poza tym dobrze też jest słyszeć, co mówi osoba z drugiej strony kabla, a muzyka niezbyt temu sprzyja. Nawet taka puszczona cicho.
W ogóle ten pokój jest trochę ewenementem pod tym względem, bo przecież w biurach ludzie często pracują przy radiu czy jakimś podkładzie muzycznym. I daje się to zrobić. Ale to chyba wymaga mniejszej przestrzeni, pewnie też mniejszej ilości osób w pokoju i najlepiej też mniejszej ilości rozmów telefonicznych, albo rozmów w ogóle. A u nas jak na jarmarku. Ciągle coś się obgaduje, wymyśla, przemyśla, konsultuje, wyjaśnia i td.
Czasem tylko trafi się takie względnie spokojne popołudnie, kiedy można coś włączyć i nie będzie przez to jeszcze większego harmideru.
Z tego, co obecnie słucham na okrągło najbardziej podoba mi się Gym Class Heroes z nową piosenką Stereo hearts. Teraz jest taka moda na rynku muzycznym, że wszyscy się łączą tam w pary, albo i większe grupy. Robią duety, tria i co tam jeszcze wymyślą. Generalnie - jak nie zaśpiewasz z kimś, to się nie przebjesz, nie zaistniejesz i nie postawisz kropki nad "i". Musisz zrobić przynajmniej jeden duet, albo nie nadążasz za swoimi czasami. Więc i GCH się duetują, tym razerm z Adamem Levine z Maroon 5, który tak w ogóle to jest jakiś bardzo przystojny, jak się okazało. :)
Niedawno... Nie, właśnie, że to było już dawno temu, bo jakiś rok już minął. Więc jakiś rok temu odkryłam Travie McCoy'a z jego duetami. Miał ich całą płytę. Słowo daję, że na tej płycie to chyba nie ma ani jednej piosenki zaśpiewanej solo. Travi, co mnie trochę zdziwiło, nie wystartował, jako solista-dueciarz, ale normalnie to śpiwa w szeregu w zespole. Własnie Gym Class Heroes. Solowo-duetowa płyta Travie McCoy bardzo mi się podoba. Miał taki wielki hit "Billionaire" z Bruno Marsem - jakoś na jesieni rok temu. Słuchałam tego na okrągło, Łukaszowi to już chyba ta piosenka się uszami wylewała. Puszczali ją z resztą na każdej TV muzycznej i zawsze, kiedy miałam ochotę jej posłuchać, włączałam TV (ten wynalazek się jednak czasem przydaje, jak widać) i pykałam po kanałach, aż znajdywałam "Billionaire". Zazwyczaj nie trwało to dłużej niż kilka minut. Strasznie nas to wtedy śmieszyło - piosenka na zamówienie. Chcesz usłyszeć, zaraz będzie w TV, nie ma sprawy.
Dostałam tą płytę Travie McCoy pod choinkę, od Łukaszka, który jest bardzo kochanym mężem i ma cierpliwość do słuchania w kółko jednego przeboju. Na płycie z resztą odkryłam, że znam mnóstwo piosenek z tego albumu, tylko nie miałam pojęcia, kto je śpiewa.
Słcuhanie Stereo hearts w kółko aż do znudzenia - upiekło się Łukaszowi, bo odbębniłam to w pociągu, w drodze z delegacji z Wa-wy do LU. Miałam ze sobą laptopa służbowego, mogłam odpalić w nim net i umilić sobie podróż. Słuchałam tej piosenki w kółko, non stop przez bite 2,5h. Niby coś tam jeszcze robiłam w stylu pisałam mail, albo SMSa, ale głównie odpaliłam laptopa po to, aby słuchać tej konkretnej piosenki. W końcu mi się zbuforowała w całości i nawet, kiedy nie miałam zasięgu (zapomniałam zabrać antenki, którą z resztą gdzieś posiałam, chyba Magda ją ma... a może już mi oddała?) to i tak mi cała piosenka leciała niby to on-line. Trochę wkurzające było tylko włączanie jej na nowo co 4 minuty i nawet zastanawiałam się, czy na youtube jest taki magiczny przycisk "repeat" albo coś w tym stylu, co by umożliwiało odtwarzanie ciągle jednego i tego samego utworu bez koniecznosci klikania "jeszcze raz" co chwila.
Koło mnie siedział koleś, taki młody chłopaczek, chudy, jak badyl i w dodatku ubrany w różowy sweter z białymi paskami (hmm...) i zaglądał mi przez ramię co jakiś czas. W końcu przestał, bo chyba się zorientował, że nic więcej nie zobaczy poza tym jednym teledyskiem. Musiałam się mu wydać nadzwyczaj nudną towarzyszką podróży. I trudno się temu dziwić :)
No to teraz czas coś zagrać na blogu, bo strasznie go zaniedbuję pod każdym względem. Mam niby mocne postanowienie pisania, ale nie mam na pisanie czasu. Nie mam czasu na nic właściwie, bo ostatnio jestem usilnie zajęta, ale może się w końcu ogarnę. Póki co, jeśli ktoś złapie haczyk, to miłego słuchania, pioseneczka jest genialna. :)
A macie tak, że w głowie gra wam jakaś piosenka? Ja tak mam właściwie zawsze. Np. budzę się rano i słyszę w głowie jakąś piosenkę. Słyszę ją tak, jakbym słuchała jej akurat w radiu. Odtwarza mi się w oryginalnym wykonaniu z pełną ścieżką dźwiękową. I tak mi zawsze gra coś w tle. Czasem sobie nie zdaję z tego sprawy, a czasem sobie to nucę, ale ogólnie to nawet nie wiem, czy mam w tym jakieś dłuższe przerwy. Chyba tylko kiedy intensywnie się na czymś koncentruję i myślę o czymś bardzo mocno... chociaż to by świadczyło niezbyt dobrze o mojej inteligencji, bo wniosek, że nieczęsto myślę nasuwa się sam... :)
Niedawno... Nie, właśnie, że to było już dawno temu, bo jakiś rok już minął. Więc jakiś rok temu odkryłam Travie McCoy'a z jego duetami. Miał ich całą płytę. Słowo daję, że na tej płycie to chyba nie ma ani jednej piosenki zaśpiewanej solo. Travi, co mnie trochę zdziwiło, nie wystartował, jako solista-dueciarz, ale normalnie to śpiwa w szeregu w zespole. Własnie Gym Class Heroes. Solowo-duetowa płyta Travie McCoy bardzo mi się podoba. Miał taki wielki hit "Billionaire" z Bruno Marsem - jakoś na jesieni rok temu. Słuchałam tego na okrągło, Łukaszowi to już chyba ta piosenka się uszami wylewała. Puszczali ją z resztą na każdej TV muzycznej i zawsze, kiedy miałam ochotę jej posłuchać, włączałam TV (ten wynalazek się jednak czasem przydaje, jak widać) i pykałam po kanałach, aż znajdywałam "Billionaire". Zazwyczaj nie trwało to dłużej niż kilka minut. Strasznie nas to wtedy śmieszyło - piosenka na zamówienie. Chcesz usłyszeć, zaraz będzie w TV, nie ma sprawy.
Dostałam tą płytę Travie McCoy pod choinkę, od Łukaszka, który jest bardzo kochanym mężem i ma cierpliwość do słuchania w kółko jednego przeboju. Na płycie z resztą odkryłam, że znam mnóstwo piosenek z tego albumu, tylko nie miałam pojęcia, kto je śpiewa.
Słcuhanie Stereo hearts w kółko aż do znudzenia - upiekło się Łukaszowi, bo odbębniłam to w pociągu, w drodze z delegacji z Wa-wy do LU. Miałam ze sobą laptopa służbowego, mogłam odpalić w nim net i umilić sobie podróż. Słuchałam tej piosenki w kółko, non stop przez bite 2,5h. Niby coś tam jeszcze robiłam w stylu pisałam mail, albo SMSa, ale głównie odpaliłam laptopa po to, aby słuchać tej konkretnej piosenki. W końcu mi się zbuforowała w całości i nawet, kiedy nie miałam zasięgu (zapomniałam zabrać antenki, którą z resztą gdzieś posiałam, chyba Magda ją ma... a może już mi oddała?) to i tak mi cała piosenka leciała niby to on-line. Trochę wkurzające było tylko włączanie jej na nowo co 4 minuty i nawet zastanawiałam się, czy na youtube jest taki magiczny przycisk "repeat" albo coś w tym stylu, co by umożliwiało odtwarzanie ciągle jednego i tego samego utworu bez koniecznosci klikania "jeszcze raz" co chwila.
Koło mnie siedział koleś, taki młody chłopaczek, chudy, jak badyl i w dodatku ubrany w różowy sweter z białymi paskami (hmm...) i zaglądał mi przez ramię co jakiś czas. W końcu przestał, bo chyba się zorientował, że nic więcej nie zobaczy poza tym jednym teledyskiem. Musiałam się mu wydać nadzwyczaj nudną towarzyszką podróży. I trudno się temu dziwić :)
No to teraz czas coś zagrać na blogu, bo strasznie go zaniedbuję pod każdym względem. Mam niby mocne postanowienie pisania, ale nie mam na pisanie czasu. Nie mam czasu na nic właściwie, bo ostatnio jestem usilnie zajęta, ale może się w końcu ogarnę. Póki co, jeśli ktoś złapie haczyk, to miłego słuchania, pioseneczka jest genialna. :)
A macie tak, że w głowie gra wam jakaś piosenka? Ja tak mam właściwie zawsze. Np. budzę się rano i słyszę w głowie jakąś piosenkę. Słyszę ją tak, jakbym słuchała jej akurat w radiu. Odtwarza mi się w oryginalnym wykonaniu z pełną ścieżką dźwiękową. I tak mi zawsze gra coś w tle. Czasem sobie nie zdaję z tego sprawy, a czasem sobie to nucę, ale ogólnie to nawet nie wiem, czy mam w tym jakieś dłuższe przerwy. Chyba tylko kiedy intensywnie się na czymś koncentruję i myślę o czymś bardzo mocno... chociaż to by świadczyło niezbyt dobrze o mojej inteligencji, bo wniosek, że nieczęsto myślę nasuwa się sam... :)