niedziela, 4 grudnia 2011

Pasjonująca astronomia

Czy ktoś wie, jak nazywa się galaktyka, w której żyjemy?
No, drogie dzieci? Kto wie? Podpowiedź: nazywa się tak samo, jak batonik. I nie mylić z Marsem!
Galaktyka, w której my żyjemy to Droga Mleczna. Jak ten batonik Milky Way.
Założę się, że każdy to wie, ale niewielu wie, co wie. Nazwę zna każdy, ale co ona dokładnie oznacza?
A teraz drugie pytanie - trudniejsze: co znajduje się w środku naszej galaktyki?
Nie, nie jest to Słońce. Słońce jest w środku naszego układu planetarnego. A w środku naszej galaktyki znajduje się Czarna Dziura. 
Jest to takie ciało niebieskie, które ma ogromną grawitację, więc wciąga wszystko w głąb siebie. Wokół Czarnej Dziury krążą planety, a im bliżej niej się znajdują, tym szybciej krążą. Te najbliżej Czarnej Dziury pokonują codziennie miliony kilometrów. Szybko, prawda? Zwolennikom szybkich przejażdżek z zimnym łokciem, ich łokcie by zamarzły i poodpadały. 
W zeszły łikend odkryłam fascynujący program: Jak działa wszechświat. 
Seria 8miu godzinnych odcinków, z których każdy omawia inny temat: Galaktyki, Księżyce, Planety, Wielki wybuch, Supernowe itp. Są pasjonujące!
Na ten program natrafiłam przypadkiem w zeszłą sobotę. Przecież siedziałam w domu, lecząc się z mojego grypo-przeziębienia. W sobotę w środku dnia akurat skakałam po kanałach TV i kiedy przełączyłam na Discovery science leciało coś o kosmosie. Więc zaczęłam oglądać. Jak widzę kosmos, to nie potrzebuję zachęty. Ten temat mnie interesuje od zawsze i wciąga w mgnieniu oka - niczym swoista czarna dziura. 
W sb obejrzałam tylko jeden odcinek, ostatni z trzech emitowanych. Wieczorem jednak sprawdziłam ramówkę Discovery science i odkryłam, że w ndz będą kolejne trzy odcinki. W dosyć niefortunnych godzinach, bo od 13tej do 17tej - trzy odcinki pod rząd. Ale co można lepszego robić lecząc przeziębienie? 
Zasiadłam więc przed TV w ndz i łyknęłam 2 odcinki ciurkiem. Akurat Łukasz był w pracy, wiec TV był mój na własność. 
Obejrzałam więc połowę odcinków. Od razu rozpoczęłam poszukiwania powtórek, bo telewizja komercyjna ma to do siebie, że powtarza wszystko w nieskończoność. I znalazłam, w najbliższą środę o 21.30 rozpoczynają powtórki i co tydzień będzie o tej porze jeden odcinek leciał. 
Już zapowiedziałam Łukaszowi, że musi zwolnić trochę miejsca na dysku dekodera, bo muszę sobie te programy nagrać. I nauczyć się ich na pamięć. Bo po obejrzeniu raz, nie zapamiętuję wszystkich tych niuansów, nazw i schematów wydarzeń, o których opowiadają. Muszę się ich naoglądać dopóki, nie scalę wiedzy z wszystkich 8miu odcinków i nie przyswoję jej całkowicie.
Pomimo, że są łatwe w odbiorze - dla takiego laika, jak ja, niosą bardzo dużo informacji. A jakich ciekawych! Nie miałam pojęcia, o tym wszystkim, co już obejrzałam! Jak powstały planety, jakie są planety, jak powstały księżyce i jakie są, a są bardzo różnorodne. Skąd jest złoto na ziemi? I wszystkie inne pierwiastki. No i co jest w środku naszej galaktyki, której nazwę kojarzyłam, aczkolwiek na pewno nie z galaktyką, jako taką, raczej z jasną ścieżką gwiazd na niebie.
Takie programy powodują, że żałuję, że nie poszłam na jakieś studia z rodzaju chociażby geografii. Geografia jest dla mnie najbardziej interesującym przedmiotem. Biologia była jeszcze fajna, ale biologia jest w miarę oczywista i dosyć dobrze się jej nauczyłam do matury, więc trochę zaspokoiłam swoją ciekawość. A geografię zakończyłam w drugiej klasie liceum i od wtedy mam z nią do czynienia tylko kiedy wpadnie mi w ręce coś ciekawego z tej dziedziny. Astronomia chyba jest bardziej częścią fizyki... albo leży na pograniczu tych dwóch dziedzin nauki. Jest jednak zdecydowanie najciekawsza. Pasjonująca!
Seria Jak działa wszechświat jest oczywiście do obejrzenia na sieci, ale nie ma to takiego efektu, jak na dużym TV, gdzie jest dobra rozdzielczość i widać wszystkie te szczegóły symulacji kosmosu. Nie mogę się doczekać środy!
Łukasz biedny wysłuchuje moich relacji z tego, co się dowiedziałam i z przymusu  sam zgłębia tajniki kosmosu i praw nimi  rządzących. No cóż, nie zaszkodzi mu to, przecież. :) A że się tym bardzo emocjonuję, to potrzebuję się z kimś podzielić tymi ciekawostkami. Siłą rzeczy - pada to zawsze na Łukasza, bo mam go najbliżej.

sobota, 3 grudnia 2011

System overload

Dzisiaj to już padłam na nos. Nie dosłownie, ale prawie. 
Po ostatnim tygodniu, w którym było dużo stresów i nerwów, dzisiaj po prostu musiałam jakoś to odreagować. A że od 2 dni byłam mega niewyspana i po wczorajszym wyjeździe byłam zmęczona, więc odreagowałam śpiąc. Śpiąca królewna. A spałam snem iście z bajki – kamiennym i nieprzytomnym. Rano przebudziłam się koło 7mej, chociaż godziny nie jestem pewna, bo oczy mi się nie otworzyły i nawet nie spojrzałam na zegarek. Przypuszczam, że była to mniej więcej siódma, bo o tej porze zazwyczaj wstaję, a dzisiaj rano mój organizm wykazywał oznaki porannej mobilizacji. Szybko go jednak zdemobilizowałam i kazałam spać dalej, bo nie byłam w stanie się jeszcze uruchomić. W efekcie zapadłam w drugą porcję mocnego snu i obudziłam się dopiero w południe. W samo południe. Nie mogłam uwierzyć, która jest godzina!
Samo spanie jednak nie pomaga na wyczerpany organizm, trzeba trochę wypocząć. Połaziłam więc w szlafroku z dwie godziny, porozmawiałam z Mamą przez telefon, próbując przy tym nie zasnąć, bo jeszcze leżałam w łóżku. Potem przeniosłam się na kanapę przed TV i obejrzałam jakiś „Przyjaciół”. Niespecjalnie mnie to rozruszało. Zjadłam kanapkę na śniadanie, przy czym chyba z półtorej godziny zajęło mi odkrycie, gdzie się podział mój apetyt. 
A potem uznałam, że już dłużej nie dam rady trzymać otwartych oczu i poszłam z powrotem spać. :)
Słowo daję, soboty w tym tygodniu nie miałam wcale! 
Łukasz dał za wygraną czekanie, że wstanę i poszedł do pracy. Teoretycznie miał dzisiaj wolne.
Za to późnym popołudniem, kiedy się reaktywowałam zrobiłam pyszne kotleciki mielone, o których marzył Łukasz. Potem siłą rozpędu zrobiłam porządek z kwiatkami na balkonie, zapewne ku uciesze naszego ciecia osiedlowego, który moich kwiatków niecierpi, bo lecą z nich płatki i suche liście, a on to musi zamiatać… Trochę posprzątałam, wymieniłam szczurowi wiórki, co nieodmiennie go wkurza.
Teraz dochodzi północ, a mi się nie za bardzo chce spać. Chociaż pewnie, kiedy położę się do łóżka, to usnę błyskawicznie.
Niecierpię być taka zmęczona. Chociaż zmęczona to za małe określenie tego stanu. Byłam wyczerpana! Jest to o tyle wkurzające, że zanim się odzyska jako taką siłę do życia, to już mija co najmniej pół dnia, który jest oczywiście zmarnowany. Miałam na dzisiaj zaplanowane o wiele więcej niż kotlety mielone i sprzątanie. Muszę to przełożyć na inny dzień, co zrobić…