sobota, 3 grudnia 2011

System overload

Dzisiaj to już padłam na nos. Nie dosłownie, ale prawie. 
Po ostatnim tygodniu, w którym było dużo stresów i nerwów, dzisiaj po prostu musiałam jakoś to odreagować. A że od 2 dni byłam mega niewyspana i po wczorajszym wyjeździe byłam zmęczona, więc odreagowałam śpiąc. Śpiąca królewna. A spałam snem iście z bajki – kamiennym i nieprzytomnym. Rano przebudziłam się koło 7mej, chociaż godziny nie jestem pewna, bo oczy mi się nie otworzyły i nawet nie spojrzałam na zegarek. Przypuszczam, że była to mniej więcej siódma, bo o tej porze zazwyczaj wstaję, a dzisiaj rano mój organizm wykazywał oznaki porannej mobilizacji. Szybko go jednak zdemobilizowałam i kazałam spać dalej, bo nie byłam w stanie się jeszcze uruchomić. W efekcie zapadłam w drugą porcję mocnego snu i obudziłam się dopiero w południe. W samo południe. Nie mogłam uwierzyć, która jest godzina!
Samo spanie jednak nie pomaga na wyczerpany organizm, trzeba trochę wypocząć. Połaziłam więc w szlafroku z dwie godziny, porozmawiałam z Mamą przez telefon, próbując przy tym nie zasnąć, bo jeszcze leżałam w łóżku. Potem przeniosłam się na kanapę przed TV i obejrzałam jakiś „Przyjaciół”. Niespecjalnie mnie to rozruszało. Zjadłam kanapkę na śniadanie, przy czym chyba z półtorej godziny zajęło mi odkrycie, gdzie się podział mój apetyt. 
A potem uznałam, że już dłużej nie dam rady trzymać otwartych oczu i poszłam z powrotem spać. :)
Słowo daję, soboty w tym tygodniu nie miałam wcale! 
Łukasz dał za wygraną czekanie, że wstanę i poszedł do pracy. Teoretycznie miał dzisiaj wolne.
Za to późnym popołudniem, kiedy się reaktywowałam zrobiłam pyszne kotleciki mielone, o których marzył Łukasz. Potem siłą rozpędu zrobiłam porządek z kwiatkami na balkonie, zapewne ku uciesze naszego ciecia osiedlowego, który moich kwiatków niecierpi, bo lecą z nich płatki i suche liście, a on to musi zamiatać… Trochę posprzątałam, wymieniłam szczurowi wiórki, co nieodmiennie go wkurza.
Teraz dochodzi północ, a mi się nie za bardzo chce spać. Chociaż pewnie, kiedy położę się do łóżka, to usnę błyskawicznie.
Niecierpię być taka zmęczona. Chociaż zmęczona to za małe określenie tego stanu. Byłam wyczerpana! Jest to o tyle wkurzające, że zanim się odzyska jako taką siłę do życia, to już mija co najmniej pół dnia, który jest oczywiście zmarnowany. Miałam na dzisiaj zaplanowane o wiele więcej niż kotlety mielone i sprzątanie. Muszę to przełożyć na inny dzień, co zrobić…

1 komentarz:

Nomad pisze...

Jak kładę się przed 22:00 lub wstaję po 7:00 to mam wyrzuty sumienia, że przesypiam życie. A to chyba jakieś jesienne przemęczenie. A "przyjaciół" swego czasu bardzo lubiłem oglądać