środa, 18 listopada 2009

Krzyki i śpiewy

Mamy bardzo ciekawych sąsiadów. Młoda para z dzieckiem. Dostarczają nam przeżyć duchowych różnego rodzaju, mało jednak przyjemnych.
Najpierw ostro się kłócili. Bardzo regularnie. Mniej więcej co drugi / trzeci dzień – tak regularnie.
Mieli takie hobby, że co kilka dni darli koty o kompletnie odjechanych godzinach typu 1 w nocy na tygodniu, albo 7 rano w soboty. Wydzierali się nieprzeciętnie, a że nasze mieszkanie sąsiaduje z ich przez ścianę sypialni, to słuchaliśmy tych wrzasków mimo woli leżąc w łóżku i starając się je wygłuszyć zakrywając poduszką uszy. Nie pomagało.
Z czasem odkryliśmy pewną prawidłowość. Sąsiadka pracowała na jakąś drugą zmianę, a kiedy wieczorem - a w zasadzie w nocy wracała do domu - miała chyba wiele pretensji do sąsiada. Widocznie konfrontacja twarzą w twarz im nie służyła. Zza ściany dobiegały nas wtedy strzępki ich pokrzykiwań, a my tylko wzdychaliśmy ciężko i myśleliśmy sobie, że jak to dobrze, że my się trochę lepiej komunikujemy.
Wiadomo - każdy się kłóci mniej czy bardziej. Nie da się nigdy nie mieć sprzeczki. Niektórzy jednak kłócą się głośniej od innych i bardziej publicznie. I wszyscy dookoła zmuszeni są w tej kłótni biernie uczestniczyć.
Po kilku takich podsłuchanych kłótniach korciło mnie, aby za którymś razem zapukać do ich drzwi w piżamie i zapytać czy mają zegarek, tudzież czy się na nim znają i czy wiedzą, co ludzie chcą robić w środku nocy innego niż słuchanie ich wrzasków. Nie zdobyłam Siena to jednak, bo jakoś mi było głupio.
Potem Łukasz wyhaczył, że jak sąsiadka powie „ja pier***lę” i trzaśnie drzwiami, to koniec kłótni i można wrócić do spania. No faktycznie, działało. Czekaliśmy więc za każdym razem na ten upragniony moment, kiedy padnie to magiczne hasło.
Po jakimś czasie sąsiedzi podzielili się rolami i ona mówiła tą formułkę, ale to on trzaskał drzwiami. Wejściowymi do mieszkania. Trzaskał tak, że futryna trzeszczała , a po całej klatce szedł huk nieprzeciętny. I nic mu to nie przeszkadzało, że jest grubo po północy. Efektowne zakończenie kłótni. Widocznie wcale im nie zależy, aby swoje przysłowiowe brudy prać prywatnie we własnym gronie.
Poza tym zastanawiało nas, gdzie w czasie ich awantur podziewa się to małe dziecko? Musiało spać i to snem zgoła kamiennym, skoro wrzaski z sąsiedniego pokoju go nie budziły. Mimo tego dziecko przejawiało pewne dziwne i niestandardowe zachowania i ewidentnie mu zachowanie rodziców szkodzi, bo samo wrzeszczało swego czasu, jak obdzierane ze skóry za każdym razem, kiedy wychodzili rano do przedszkola, tudzież, kiedy wracali do domu. Napatrzyło się na krzyczących rodziców, to myślało, że tak trzeba. Z czasem dziecko zaprzestało tych wrzasków. Rodzice nie.
Kłótnie jednak się przerzedziły i zmieniły porę na późny poranek. Potem kłócili się już koło 9 rano, lub jeszcze później. Sąsiad prowadził dzieciaka do przedszkola, wracał i awanturka gotowa. Dziecko było bezpieczne w przedszkolu, nie było świadkiem tych wygłupów. Ja też wówczas już siedziałam w pracy, niczego nie świadoma, a wrzasków słuchał Łukasz, który miał wolne albo popołudniową zmianę w pracy i akurat leżał jeszcze w łóżku.
Ale od kilku dni słyszymy, że sąsiadka ma nowe hobby - gra na gitarze i śpiewa. Solo. Sąsiad już w tym nie uczestniczy.
Za to laska znów robi to w pokoju sąsiadującym z naszą sypialnią i wybiera sobie ciekawe pory dnia lub nocy. Jeśli grywa w dzień - nie ma sprawy, my w sypialni mało urzędujemy, a do tego można sobie włączyć muzykę i ją ewentualnie pozagłuszać. Ale nie! Ona śpiewa w środku nocy, ewentualnie wcześnie rano!
Słowo daję, że ta kobieta nie ma wyczucia czasu za grosz i nie zwraca uwagi na sąsiadów.
Kilka dni temu położyliśmy się o północy, co i tak jest późną porą, a ta darła się wniebogłosy wałkując w kółko jedną piosenkę. Przez pół godziny - ja czytałam, a ona piała na całe gardło. Nie ma niestety zachwycającego warsztatu muzycznego, więc niespecjalnie się tego słucha. Zwłaszcza przez ścianę, w nocy, kiedy fale dźwiękowe roznoszą się z ogromną łatwością.
W końcu dotarło do nas, że ona ćwiczy jakiś repertuar wysoce religijny. Doszliśmy do wniosku, ze najwidoczniej przeżywa załamanie nerwowe. Nie ma innego wytłumaczenia. To znaczy - nie wątpię, że jest, ale w świetle jej zawodzenia w środku nocy - nie do końca można wyciągnąć jakieś sensowniejsze wnioski.
Łukasz orzekł, że może ona cierpi i w ten sposób się odstresowuje. No dobrze, ale dlaczego sąsiedzi muszą cierpieć razem z nią? Czy my też mamy przechodzić załamane nerwowe, tyle że w naszym przypadku z powodu smętnych przymusowych kołysanek co noc?
Wczoraj sąsiadka była grzeczniejsza i o 22,50 odstawiła gitarę i więcej po nią nie sięgnęła. Wcześniej jednak koncertowała dosyć długo. Ale można sobie chyba wyobrazić, jak dobrze ją słychać w naszej sypialni, skoro słyszymy doskonale ten charakterystyczny stuk pudła rezonansowego, kiedy odkłada gitarę... Zanim ją odłoży słyszymy ją nader głośno i wyraźnie...
No nic. Czekamy na dalszy rozwój sytuacji.
Kiedy się kłócili, zapukanie do ich drzwi wydawało się dosyć... brutalne. Pewnie byłoby im głupio, bo my słyszymy ich kłótnie, nam głupio, że musimy ich prosić, aby się uciszyli i dali nam spać. Wiadomo. Ale z tym muzykowaniem, to inna sprawa. Powiedzmy wprost - na tygodniu w bloku nie śpiewa się na całe gardło przy akompaniamencie gitary o godzinie 00,15. Można chyba pomyśleć o innych…

1 komentarz:

marko pisze...

Mozna by pomyslec ze to oznaka nieznajomosci lub braku oczytania chociazby Pawel i Gawel im nie w glowie, mozna tez nakleic kartke na drzwi sasiedztwa formatu A4 z trescia o zachowaniu ciszy nocnej po 22.00 z podpisem sasiedzi, nie liczac zbytnio na wyrozumialosc bez obaw mozna prawie na wszystko!!!