środa, 25 listopada 2009

Migdałowo

Od poniedziałkowego wieczoru bolą mnie migdałki.
Zdecydowały dać znać o sobie, kiedy jeszcze siedziałam w pracy, bo w poniedziałek spędziłam tam 10h. Widocznie było to za dużo i migdałki obrały misję na Marsa, aby zmusić mnie do niepracowania przez jakiś czas. Jak tak dalej pójdzie, to lekarka wyśle mnie na zwolnieni, jak nic!
Cały rok udawało mi się uniknąć zw, a teraz miałabym na nie iść?? Nie chcę! Z kilku powodów, dzięki którym jest to dla mnie zupełnie nieopłacalny biznes.
Mam swoją teorię na te marudzące migdałki; zaraziłam się od Pucza. Przez kontakt mailowy z nim. Jak nic, przysłał mi jakieś bakterie!
Puczo siedzi w domu na zwolnieniu już drugi tydzień. Tak pięknie rozwinęła się jego choroba! Najwyraźniej choroby rozprzestrzeniają się nie tylko drogą kropelkową, ale też literową. :)
W pracy bez Pucza nudnawo i jakoś tak za spokojnie. Nic się nie dzieje. Wszyscy usilnie zajęci pracą, wsadzili nos w komputery i tak sobie klikamy, każdy swoje zadanie. Nie ma kto nas rozbawić.
No może nie do końca - wczoraj nas rozbawiło, kiedy sobie uświadomiliśmy, że dostajemy powoli pomieszania z poplątaniem, od nadmiaru działów, w których pracujemy. Co chwila ktoś się myli i mówi, że pracuje w dziale, który wcale jego działem nie jest. W końcu napisałam sobie na karteczce, jaki to jest mój dział i przykleiłam sobie na monitorze, aby wbiło mi się w pamięć raz na zawsze.
Z migdałkami podjęłam decyzję, że jednak odwiedzę lekarza i mu je zademonstruję. Podobno w Lublinie u lekarzy kolejki niestworzone i trudno się dostać. Podobno nawet w Luxmedzie czeka się na wizytę 3 dni. Tak głosiła znajoma. Okazało się jednak, że wcale tak nie jest, dzisiaj po południu miałam do wyboru kilka godzin u dwóch lekarek. Jednej nazwisko brzmiało z niemiecka, więc ominęłam ją szerokim łukiem i wybrałam drugą - dwojga nazwisk, chociaż te dwojga nazwisk też nie cieszą się zbyt dobrą sławą.
Miałam nie iść do lekarza, bo po pierwsze to niecierpię tam chodzić i też zwyczajnie nigdy mi się nie chce. A po drugie, to łudziłam się, że migdałki się uspokoją same z siebie, pod wpływem autosugestii i tabletek na gardło. Nie podziałało. Skutek jest dokładnie odwrotny. Ich fanaberie się pogarszają. Czas je utemperować jakimś specyfikiem o zdecydowanym działaniu.
Mam tylko nadzieję, że to nie jest angina. Łukasz mi ją co prawda wróży, wspominając swoje doświadczenia z czerwca, ale oby się mylił!

Brak komentarzy: