wtorek, 17 listopada 2009

Udany piątek

Mieliśmy towarzyski łikend.
Dosyć niespodziewanie, jak dla mnie, bo o ile spodziewałam się, że w piątek się socjalizujemy, o tyle byłam przekonana, że w sb udziela się towarzysko sam Łukasz. A tu okazało się w ostatniej chwili, że w sobotę to i ja wychodzę.
W piątek nocowała u nas Amelka.
Zabrałam ją po pracy ze szkoły. Po drodze natknęłyśmy się na Ewę, z którą odwiedziła tatusia w pracy, a ja w tym czasie pobiegłam kupić sobie upatrzony wielki pierścionek z kryształkami czy cyrkoniami Svarowskiego. Wypatrzyłam ten pierścionek w wakacje (oczywiście ja żadnych wakacji nie miałam, to tylko umowna nazwa dla tych pięknych 2 miesięcy, kiedy młodsza cześć społeczeństwa wyleguje się brzuchem do góry na zielonej trawce. Dosłownie. Nie to, że w jakiejś przenośni dla bezrobocia).Była wtedy ze mną znajoma, która oczywiście od razu stwierdziła, że może ona sobie go kupi. A może mąż jej kupi. No to albo ona, albo ja. Pierścionek był jeden w rozmiarze pasującym na nas obie, a drugi w jakimś większym rozmiarze. Znajoma o pierścionku chyba zapomniała, mąż jej faktycznie kupił jakiś na urodziny, ale zupełnie inny.
Ja za każdym razem, kiedy byłam w Biedronce oglądałam wystawę kiosku ze srebrem i sprawdzałam, czy pierścionek nadal tam jest. No i był. Czekał na mnie widocznie, bo odleżał się przez całe 3 miesiące. W końcu podjęłam decyzję, że jest mi pisany i go kupię. Straszliwie mi się podoba, ma 5 rządków białych cyrkonii, a między nimi srebrne kuleczki. Dzięki temu mieni się ślicznie i jest taki w sam raz na moje palce.
Ewa za to została wysłana z misją kupienia prezentu dla koleżanki Amelki, na której urodziny dziecko szło w łikend, a my z Amelką zaczekałyśmy na Łukasza i pojechaliśmy do domu.
W piątek odwiedziła nas Justi, przyszła w pakiecie z winem i pysznymi ciastkami z nasionami wszelkiego rodzaju. I tak sobie posiedzieliśmy, trochę z z Amelką, a trochę sami, kiedy Amelkę popędziłam do kąpania i spania.
Ręka Justi już działa, nie wygląda zupełnie, że była kontuzjowana i unieruchomiona przez tak długo, chociaż Justi odczuwa jeszcze skutki tego unieruchomienia. Rehabilitacja w toku, trochę to niestety trwa, zanim mięśnie się rozrusza na tyle, aby działały wszystkie. Przy okazji Justi dowiedziała się, jakie to mięśnie posiada w ręce, o których posiadanie by się nawet nie podejrzewała. takie rotatory na przykład. Kto w ogóle słyszał o takich mięśniach w ręce? No, a są. I jak nie działają to ma się bardzo ograniczone pole manewru i nie da się pomachać ręką w dowolny sposób.
Strasznie szybko ten czas mija. Dopiero co wiozłam kontuzjowaną Justi do szpitala, a tu już sam jeździ autem. Jej co prawda pewne dni wlokły się zdecydowanie bardziej, niż mi, ale w efekcie minęły nam obu już 4 miesiące od tego czasu.
Wieczór z resztą też nam szybko zleciał. Wiadomo, jak jest przyjemnie, to się szybko kończy...

Brak komentarzy: