wtorek, 7 kwietnia 2009

Sobota w kratkę

Nastała wiosna radosna!
Dla wszystkich spragnionych słońca po zimie – można od kilku dni zażywać wiosennych kąpieli słonecznych do woli. Słońce świeci, jak oszalałe, jest wręcz gorąco, pogoda jest fantastyczna.
W sobotę wszyscy co obrotniejsi, rzucili się do obrabiania działek i mycia okien. Dzisiaj słyszałam całą gamę relacji z tego, jak koleżanki walczyły z brudnymi szybami w łikend. Ja nie walczyłam, chociaż nawet trochę żałowałam, bo okazja była wyśmienita.
Spędziłam za to bardzo przyjemną sobotę w ogródku rodziców kopiąc zawzięcie grządkę – nie bardzo wiem pod co. Na koniec dnia wsadziliśmy na 1/3 szerokości cebulę i czosnek, a reszta grządki została ładnie zagrabiona, przygotowana na czas, kiedy nastanie właściwy moment na zasianie czegoś innego. Jak już nie będą grozić przymrozki, można będzie siać i sadzić.
Zabrałam ze sobą do ogródka moją ukochaną MP3-kę i oczywiście dalej słucham „Chłopów” Reymonta. Bardzo mnie ta lektura wciągnęła i umilam sobie nią każdą potencjalnie nudną chwilę. Trochę towarzystwa dotrzymywała mi Amelka, która odkryła, że można zrobić świetne błotko z ziemi, piasku i wody. Ciapało się dziecko rozkosznie w tej brei i twierdziło, że to jest krem do opalania. Chciała mi nawet tym posmarować twarz, ale ponieważ ja nie wyrażałam chęci, ona taktownie nie upierała się przy tym. Koniec końców stanęło na tym, że błotko lubią świnki i niech tak zostanie. :)
W ogrodzie odreagowałam złość, po tym, jak rano trafił mnie w luxmedzie nagły szlag!
Pojechałam na badanie, dotarłam tam o 10, nie będę się przecież zrywać w sobotę bladym świtem, skoro nie muszę. Na miejscu jednak okazało się, że muszę, tylko o tym nie wiem. Labolatorium kończyło pracę za godzinę i badania, które zajmuje 2h, nie mogłam już zrobić.
A w piątek po południu dzwoniłam specjalnie do luxmedu z pytaniem, czy w sobotę mogę przyjechać i zrobić. badanie Pan ciapowaty z recepcji nie raczył mi powiedzieć, że tylko do 9-tej.
Wkurzona więc maksymalnie,
w sobotę oszczędziłam sobie już nawet wysiłku bycia miłym do recepcjonistki i wyleciałam z luxmedu ciskając piorunami. Odebrałam buty od szewca i pojechałam do rodziców skorzystać z ładnej pogody na działce.
Przywiozłam z ogródka sadzonki stokrotek, które wylądowały w skrzynce na balkonie i teraz czekam, że się będą rozwijać. Sadziłam je ponad dwie godziny, miałam znów rozłożony mój mini ogródek w łazience, wydłubałam im z korzonków wszystkie dżdżownice i dopiero wsadziłam w świeżą wolną od robaków ziemię.
Amelka ma też swój doniczkowy ogródek i jej stokrotki podobno już pokazują kolorowe kwiatki! Dzwoniła dzisiaj z tą wiadomością. Jej chyba się szybciej zdecydowały zakwitnąć, niż moje. Dobrze, że nasze stokroteczki się przyjęły do tych doniczek i nie zmarniały. Mogły zdecydować się zginąć marną śmiercią na złość nam. Biorąc pod uwagę mój ostatnio niefart, nie zdziwiło by mnie to....

Brak komentarzy: