sobota, 18 kwietnia 2009

W poszukiwaniu idealnego pantofelka

Wczoraj wracając z aerobiku do samochodu wstąpiłam przy Zana do dwóch dużych sklepów z obuwiem. Pomyślałam, że może znajdę fajne czółenka - mój ulubiony rodzaj butów, teraz jest ich sporo we wszystkich sklepach - w końcu jest wiosna.
Bardzo się jednak rozczarowałam, bo to, co zobaczyłam w sklepach było jednym wielkim zbiorowiskiem osobliwości.
Czółenka owszem są, aczkolwiek mocno wypierane ze sklepów przez sandały. Numery - trochę jakby przebrane, mojego najbardziej chodliwego 38 jak na lekarstwo.
Ale fasony - do jest dopiero ciekawostka!
Co ro ku jest tak, że na każdy sezon znajduje się jakiś trend dominujący w obuwiu i większość butów, jakie trafiają do sklepów ma podobne fasony. Czasem - ale to tylko raz na kilka sezonów - jakiś geniusz wymyśli, że teraz będą modne zupełnie normalne buciki, wygodne i ładne. Ale to tylko czasem. Taka miła odmiana. Najczęściej jednak oglądam na sklepowych półkach maksymalnie udziwnione, wykrojone, zniekształcające stopę, skracające nogi, spadające ze stóp i totalnie niewygodnie szkaradziejstwa.
Poważnie, co roku robię rundkę po sklepach wiosną i jesienią i w ciągu ostatniego pięciolecia zdarzył mi się jeden sezon letni, kiedy buty mnie w większości zachwycały, zamiast odrzucać i dwa takie sezony zimowe. Kozaki widocznie dają mniejsze pole do popisu dla wyobraźni projektantów.
Ktokolwiek jednak te buty wymyśla po pierwsze - sam na pewno w nich nie chodzi, bo od razu zrozumiałby swoje błędy. A po drugie - zdecydowanie nie lubi kobiet! Jak można kazać kobiecie ubierać coś takiego? Czytaj: coś wyglądającego tak nieszczęśliwie? I - co ważniejsze - jak można kazać kobiecie chodzić w tym ustrojostwie? Ani to ładne, ani wygodne. I kto w ogóle puszcza takie fasony na produkcję? I czy kobiety naprawdę wykupują je ze sklepów?
Tak sobie myślę, że może Bata albo Venezia ma ambicje w tworzeniu samych oryginałów i im bardziej wymyślny fason, tym lepiej spełnia ich wymogi. Ale to są bardziej ekskluzywne firmy niż sklepy masowe typu CCCC, Kangur czy Ambra. Może Bata albo Venezia produkują buty dla kobiet, które rano w swoim garażu tuż pod domem wsiadają w samochód, z którego wysiadają w pracy również w garażu, tuż obok windy. Jedyną trasą, jaką robią, jest przejście do lunch baru w przerwie w pracy, albo wyjście na papierosa. Wówczas te buty mogą mieć sens i zdawać egzamin. Ale w zwyczajnych sklepach kupują buty zwyczajne kobiety, które używają swoich nóg, nie boją się chodzić i potrzebują buta, w którym da się zrobić kilka kroków zanim zacznie obcierać albo spadać. A tymczasem w zwykłych sklepach są same wynalazki...
Wczoraj znalazłam jedne buty, które od biedy mogłabym kupić. Jedne. W dodatku nie do końca takie, jakich szukałam. Trochę pełniejsze czółenka, z prostokątnym nosem i takie trochę jakby postarzające. W miarę wygodne, żadna rewelacja. Ale obcas miały odpowiedniej wysokości i były beż żadnych udziwnień.
A marzą mi się takie najzwyklejsze czółeneczka - wysoki obcas, bo ja w niskich albo płaskich nie potrafię chodzić, okrągły nosek (żadnych czubów czy kwadratów), najlepiej gładkie, bez ozdóbek w postaci klamer czy kokardek, ażurków czy frędzli, wycięte odpowiednio, czyli nie odkrywające palców, trzymające się nogi i w miarę miękkie, bo i tak mnie na początku będą obcierać.
Poszukam ich jeszcze, ale już widzę, że będzie to nie lada wyzwanie....
Buuu.....
Dobrze, przynajmniej, że mam popularny numer stopy, bo jakby mi przyszło szukać dodatkowo rzadko spotykanego rozmiaru Kopciuszka albo kajaka, to chyba bym już całkiem straciła nadzieję. :)

2 komentarze:

Just pisze...

Szczęściaro z normalnym rozmiarem... A wyobrażasz sobie co ja mam w sklepach szukając rozmiaru 35???

Unknown pisze...

Współczuję Kopciuszku z maleńką stópką! :)