wtorek, 14 kwietnia 2009

Koniec świat

Całe trzy dni wolnego - całe święta Wielkanocne - przeleciały jak błyskawica i już możemy sobie je tylko powspominać.
Dzisiaj trzeba było rano podnieść głowę z poduszki z perspektywą odrabiania bitych 8-miu godzin pańszczyzny w pracy. Kusząca perspektywa... Taa...
Wystartowałam dzisiaj niezwykle wcześnie, bo już o 7.50 rano wysadziłam Łukasza z samochodu pod praca, a sama pojechałam do lekarza. Do tego samego, który tydzień temu wyszedł z Sanitasu i poszedł do domu, zanim zdążył mnie przyjąć na wizytę! Poszłam do niego, bo wiedziałam, że da mi jeden mały gadżet, który mi się będzie bardzo przydawał. Z całym prawdopodobieństwem gadżety funduje NFZ, wiec luxmed ich nie rozdaje. Lekarz okazał się zupełnie do rzeczy. Dał mi skierowanie na dwa badania hurtem i jutro rano jadę z poerotem do Sanitasu, aby je zrobić. Będzie z głowy. Może uda się zamknąć ten jeden temat bez zbędnego przedłużania.
Może święta odwróciły moją kiepską pasję do załatwień i teraz już nie będzie mi wszystko stawało w poprzek... Może będzie szło już gładko - czyli tak, jak powinno!
W pracy mieliśmy dzisiaj jeszcze okrojony skład. Było nas tylko 5-ro, co stanowi 50% zespołu, jak by nie patrzeć. Co prawda 10% jest na macierzyńskim, 10% jest na zwolnieniu chorobowym i obu tych dziesiątek i tak by nie było, więc tylko 30% miało dzisiaj urlop. Ale jak by nie patrzeć - miło jest dla odmiany popracować w mniejszym składzie.
Wydawao by się, że mniej osób = mniejszy harmider w pokoju... Ale to by się tylko wydawało. Dzisiaj jedna osoba, i tak zawsze aktywna, była wyjątkowo aktywna! Nadawała jak szalona całe 6h, które spędziła w pracy, a mi już uszy więdły. A dokładnie mówiąc - więdło mi lewe ucho, bo akurat siedzi na wprost niego. Czasem jak ona nadaje, a ja próbuję na przykład rozmawiać przez telefon - nic kompletnie nie słyszę, co mówi do mnie ktoś z drugiej strony słuchawki.
Słowo daję, że czasem nachodzą mnie myśli, że całkiem fajnie byłoby ogłuchnąć na to lewe ucho...
Przerażające, obserwuję u siebie instynkty zwierzęce, trochę na wzór tych obronnych, jakie prezentują wilki uwikłane w sidła... one sobie potrafią łapę odgryżć, a ja myślę o na-w-pół-ogłuchnięciu. Dla zachowania zdrowia psychicznego. Doprawdy niewiele mnie interesują czyjeś opowieści i wywnętrzniania, zwłaszcza, jeśli się je słyszy nie przymierzając 5 razy dziennie.
Poszłam po pracy na aerobik, aby odetchnąć troszkę po tych męczących 8-miu godzinach ale jakoś ćwiczenie mi nie szło. Boli mnie głowa od kilku godzin i bolała mnie na treningu, nie bardzo to sprzyjało wysilaniu się...
No jakoś jednak po tych świętach wystartowałam. Nawet z niezłym impetem...
Może to ta wiosna tak ożywia...

Brak komentarzy: