poniedziałek, 27 kwietnia 2009

Co za owocne plany...

Nie ma to jak dobry biznesplan!
Patrzę na kalendarz stojący na moim biurku w pracy. Na kwiecień miałam zaznaczone 4 daty w kółeczkach - były to moje przypomnienia, że na te dni mam zaplanowane coś, o czym należy pamiętać. Dzisiaj akurat przypada czwarta, ostatnia data którą sobie zaznaczyłam.
Hmm... i tak patrzę na te daty i widzę, że żadna z trzech rzeczy zaplanowany na wcześniejsze dni nie wypaliła...!
Na 7-go kwietnia byłam zapisana do lekarza, na ta niefortunna wizytę, która nie doszła do skutku, bo facet mi zwiał.
Na 20-go miałam zanotowane w kalendarzu, że idziemy na "Kamienie w kieszeniach". i co? nie chciało się nam (mi głównie) iść, więc nie poszliśmy.
Dalej na 24-go byłam zapisana do drugiego lekarza - umówiłam wizytę w porywie złości po tym, jak mi ten pierwszy lekarz zwiał. Ale ponieważ zaraz po świętach dałam druga szansę lekarzowi-dezerterowi, wtedy szybko załatwiłam wszystkie badania i już nie musiałam do tego drugiego lekarza iść. Wizytę więc odwołałam.
I na dzisiaj mam zaplanowaną wizytę u kosmetyczki na oczyszczanie cery. Póki co - idę, ale ciekawe jak się rozwinie sytuacja dalej w ciągu dnia. Czyżbym miała nie dotrzeć? Zważywszy na poprzednie 3 fiaska, dzisiejsze popołudnie na leżance stoi pod malutkim znakiem zapytania...
Co prawda kusiło mnie w zeszłym tygodniu, aby to odwołać, wtedy poszłabym dzisiaj na aerobik, a jest kuszący step. Ale ponieważ nie odwołałam, więc nie idę na step, idę czyścić cerę...
Idę póki co. A jaki będzie efekt?? Aż jestem ciekawa...

Brak komentarzy: