środa, 22 kwietnia 2009

Imieniny Łukasza

Dzisiaj są Łukasza imieniny.
Jak dla mnie to zdanie powyżej brzmi dokładnie: dzisiaj są Łukasza imieniny i Łukasz je obchodzi!
Osoby z mojego pokolenia, moi znajomi, nie obchodzili nigdy imienin. Urodziny – owszem, ale to co innego, cała filozofia urodzin jest zupełnie inna niż w przypadku imienin.
Urodziny to jest takie prywatne święto, ten wyjątkowy dzień w roku, kiedy można uczcić fakt, że X lat temu przyszło się na świat. Niby wiadomo, że tego samego dnia urodziły się też tysiące innych osób, a co roku kolejne tysiące się rodzą, ale to jest taka tajemnica poliszynela - nikt o tym nie informuje w kalendarzu i można upierać się, że to wyjątkowy dzień, moje własne prywatne święto. A to, że inne osoby są urodzone tego samego dnia, to wyjątkowy zbieg okoliczności, który zupełnie niczemu nie przeszkadza. Z resztą to zawsze wydaje się odrobinkę niesamowite, że ktoś się urodził tego samego dnia co ja, nawet jeśli w innym roku.
Podobno to, w jaki dzień się człowiek rodzi, wpływa na jego charakter. Jest cały szereg interpretacji jak się to odbija na człowieku i jego losie – mamy przecież horoskopy różnego rodzaju albo numerologię. Jakoś niespecjalnie w to wierzę, ale bardzo lubię swoje urodziny, zwłaszcza, że wypadają w środku maja, kiedy już wiosna jest w rozkwicie, zdarzają się burze, jest pachnąco, zielono i nastrojowo.
A z imieninami zupełnie inaczej się rzeczy mają… W każdym pojemniejszym kalendarzu jest zapisane, że dzisiaj wszystkie Zosie, Marysie czy Kasie obchodzą imieniny. Wszyscy o tym wiedzą, świętują to dziesiątki tysięcy solenizantów, więc to już nie jest takie prywatne święto.
Nie umniejszając jednak imieninom – ludzie je obchodzą. Nawet znaczna część ludzi je obchodzi.
Łukasz jest bodajże pierwszą osobą obchodzącą imieniny , którą poznałam. Taką z mojego pokolenia. W pracy jednak znajdują się od czasu do czasu osoby, które częstują słodyczami z okazji imienin. Częściej jednak są to urodzinowe cukierki.
Dla reszty pracowników powód jest mniej istotny niż sam fakt, że cukierki się w ogóle pojawiają. Z resztą pojawiają się tylko na krótką chwilę i zaraz znikają. Kto zdąży, ten się poczęstuje. Są jednak bardzo przyjemnym przerywnikiem w pracy, zwłaszcza, jeśli ktoś kupi takie dobre – czekoladowe albo tofiowe. Z cukierków niecierpię najbardziej galaretek wszelkiego rodzaju. Nigdy ich nie kupuje i nie jem i zawsze mnie dziwi, kiedy ktoś mówi, że je lubi.
Łukasz sprytnie podzielił dzisiaj cukierki imieninowe na dwie porcje – jedną wyłożył dla osób pracujących na zmianie od rana, a druga dopiero po południu dla tych później zaczynających.
Ja też się nimi poczęstowałam i zjadłam na deser tofiową mordoklejkę.

Brak komentarzy: