środa, 15 kwietnia 2009

Dopiero środa...?

Jest dopiero środa, drugi dzień po świętach, a mi wydaje się, jakby to już był drugi tydzień...
Mam wyjątkową niechęć do pracy. Największą do samego miejsca, ale to jest jak infekcja - rozprzestrzenia się na różne obszary związane z tym miejscem i teraz mam też niechęć do samej pracy. Do ludzi niektórych, do atmosfery...
Jak to mawia Just - mam pracowstręt. W wyjątkowo mocnej odmianie.
Dzisiaj też zerwałam się rano i pojechałam na badania. Zrobiłam sobie wyjątkowo dłuuuugie i wyjątkowo nuuudne badanie krzywej cukrowej. Spędziłam w Sanitasie 3 poranne godziny i muszę przyznać, że przez pierwsze dwie walczyłam z nachodzącą mnie nieodpartą sennością. Udało mi się na szczęście nie usnąć, nie mogłam się jednak skupić na konkretnym zajęciu. A miałam ze sobą MPTrójeczkę i usilnie próbowałam słuchać "Chłopów" - u nich też już wiosna i idą święta Wielkanocne. Niestety niewiele się tego nasłuchałam, bo ciągle się rozpraszałam i co chwila orientowałam się, że znów przegapiłam ostatnie kilka minut.
Ja generalnie jestem kiepska w słuchaniu takich monologów. Wykłady, szkolenia zawsze mnie nudzą i nie mogę się skupić, aby słuchać uważnie. Jakoś mój mózg nie chce się przestawić na odbieranie informacji drogą uszową. :)
Niestety to pokutuje też przy słuchaniu audiobooka!
Moje myśli pierzchają co chwila, jak te niesforne owieczki i zanim je pozbieram i przypomnę sobie, co miałam robić - czyli, że miałam słuchać uważnie tego, co Sędrowski czyta - już tracę wątek i muszę cofać co najmniej kilka minut. Strasznie uciążliwe.
Siedziałam więc w tym Sanitasie i tak się przynudzałam. Koło mnie siedziała jakaś pani, która miała podobny maraton glukozowy, ale o godzinę krótszy. Od czasu do czasu ta pani wykazywała inicjatywę do pogawędki, ale jakoś strasznie marudziła i wydziwiała na wszystko, więc nie byłam specjalnie zainteresowana rozmową z nią. Poza tym miała wyjątkowo nieprzyjemny oddech, kwaśny odór płuc palacza... Bleee...
Chwilę pogawędziłam z koleżanką, która pracuje w Snaitasie. Bardzo dawno się nie widziałyśmy.
Odsiedziałam więc swoje i pojechałam do pracy.
Powiem krótko - odpracowałam swoją pańszczyznę, bez przyjemności, za to walcząc z niechęcią.
Na koniec zadzwoniłam do Kamy B. i sobie pogadałyśmy, jak na kobiety przystało, czyli dosyć długo. Doszłyśmy do wniosku, że obie miałysmy wyjątkowo nieciekawy Wielki Tydzień, same przeciwności losu i piętrzące się problemy. To chyba tak, aby odrobić grzechy...

Brak komentarzy: