czwartek, 9 kwietnia 2009

Jajeczko bez jajeczka

Zastanawiam się czy to jest możliwe, abym ja sama prowokowała w jakiś sposób tego mojego niefarta? Co to jest za okropny tydzień, że same głupie rzeczy mi się przydarzają?
Moja cierpliwość się skończyła i teraz mnie to wkurza znacznie bardziej niż powinno. Niespecjalnie zachowuję dystans do przeciwności losu i pozwalam moim nerwom ponosić, niczym szalone konie.
Historyjka z dzisiaj była taka:
Nasz zespół na dzisiaj zaplanował przedświąteczne jajeczko. Postanowiliśmy się zintegrować, zachęceni udaną zeszłoroczną Wigilią i zaplanowaliśmy sobie poczęstunek Wielkanocny. Zrobiliśmy podział menu – każda dziewczyna miała cos przygotować, a chłopaki standardowo zajęli się zaopatrzeniem w rzeczy, które trzeba było kupić. Ja miałam zrobić jajka faszerowane.
We wtorek zrobiłam zakupy, spędziłam popołudnie w kuchni przygotowując już częściowo jajka i piekąc torcik na urodzinki Kamisio. Specjalnie przygotowywałam co mogłam wcześniej, bo wiedziałam, że po urodzinach wrócimy późno i nie będę miała za wiele czasu na zrobienie jajek. Wczoraj pieczarki były już usmażone, a jajka ugotowane, więc tylko zmiksowałam składniki na farsz, nadziałam jajeczka i posypałam szczypiorkiem. Wyszło sporo jajek, cześć była przeznaczona dla naszego wydziału, a cześć dla konsultantów, bo jak się okazało oni również planowali przygotować jajeczko i Łukasz chciał się do tej imprezy dołożyć. Zapakowałam 21 nafaszerowanych połówek jajeczek, cała tacka. Wystarczająco dużo aby podzielić na dwa zespoły.
Dzisiaj rano, kiedy przyszłam z jajkami do pracy dziewczyny powitały mnie informacją, że w lodówce jest już dużo rzeczy, które przynieśli konsultanci i pewnie moje jajka się nie zmieszczą. Taca jednak weszła do lodówki bez problemu, a wolałam trzymać jajka w chłodzie, bo nie do końca było wiadome, kiedy siądziemy do jajeczka. Czekaliśmy jeszcze na Magdę, która miała przyjść ze swoją małą dzidzią, więc najbardziej prawdopodobne wydawało się, że zasiądziemy do jedzenia koło południa.
Faktycznie, zanim zaczęliśmy przygotowywać poczęstunek, była już prawie g. 12. Poszłam do kuchni po jajka. Po drodze mijałam jadalnię, w której kątem okaz dostrzegłam, że konsultanci już swój poczęstunek przygotowali i wszystko wyłożyli na stół. Wydało mi się, że zobaczyłam blaszkę z moimi jajkami, ale przecież to niemożliwe! Otworzyłam lodówkę i ze zdumieniem przekonałam się, że jednak jest to możliwe, bo moje jajka faszerowane zniknęły! Poszłam do jadalni, gdzie sytuacja się potwierdziła – na blaszce leżały dwie samotne połóweczki jajka. Ktoś wyjął moją całą tacę i postawił na stole razem z rzeczami przyniesionymi przez konsultantów i w ciągu niecałych 2 godzin prawie wszystkie jajka zostały zjedzone. Spojrzałam po stole – stało tam mnóstwo różnych potraw, w dosyć dużej ilości, tylko moje jajka były tak przetrzebione. Widocznie wiosenny zielony szczypiorek na ich wierzchu kusił i były najbardziej rozchwytywane.
Ależ się wkurzyłam! Dlaczego ktoś, bez pytania wystawił nie swoje rzeczy na stół na który nie były one przeznaczone? W efekcie ja na nasze wydziałowe jajeczko przyszłam z pustymi rękami i nie miałam nic do poczęstowania innych.
Po przeprowadzeniu śledztwa okazało się, że potrawami porządziła się zwierzchniczka infolinii. W ramach rekompensaty proponowała, abym wzięła coś z ich stołu, ale nie miałam wcale takiego zamiaru, takich jajeczek faszerowanych nie mieli.
Absurd totalny, najgłupszy przypadek świata! Kto to widział, aby takie głupie rzeczy się zdarzały….?
Niewątpliwie mnie spotkała wyjątkowa okazja doświadczenia tego na własnej skórze. Co za łut szczęścia… Bleeee…!!

Brak komentarzy: