czwartek, 30 kwietnia 2009

Co za numer...

Rozmawialiśmy w pracy o perypetiach adresowych. Chyba każdy miewa od czasu do czasu problemy z trafieniem do znajomego albo przypomnieniem sobie pod jakim numerem przyjaciółka mieszka. Nasz zespół – jak się okazuje – wcale nie jest pod tym względem inny.
Karina stwierdziła, że nie jest w stanie zapamiętać numeru mieszkania jednej ze swoich koleżanek i zawsze w drodze do niej chwyta za telefon, aby ta jej przypomniała. Raz odważyła się zadzwonić domofonem pod – jak się jej wydawało - właściwy numer, ale odezwał się jakiś facet, więc ewidentnie trafiła nie na to mieszkanie. Ostatnio wpadła więc na genialny pomysł zapisania sobie tej bezcennej informacji w telefonie!
Hmm… coś mi to przypomina! Kama B. odwiedza nas co jakiś czas, kiedy jest w Lublinie, najczęściej wpada z wizytą. Była u nas już – nie przymierzając z 10 razy odkąd mieszkamy na Porębie i za każdym razem, ale to dosłownie ZA KAŻDYM razem bez wyjątków dzwoni chwilę wcześniej, aby zapytać o numer mieszkania, bo z niczym się on jej nie kojarzy i wcale nie zapada jej w pamięć. Doszłyśmy już do takiej wprawy, że spodziewając się Kamy czekam na jej telefon, po czym odbieram i mówię od razu: „83.”. Na co Kama odpowiada: „Zaraz będę.” Ostatnio nasza rozmowa wyglądała mniej więcej właśnie tak. :) Ale Kama już przyznała, że prawie udało się jej zapamiętać, jki to numer, tylko nie miałam przekonania, że faktycznie dobrze go zapamiętała, więc zadzwoniła mimo wszystko. :)
Bardzo mnie te rozmowy bawią i wcale mi nie zależy, aby Kama zapamiętała nasz numer mieszkania. Możemy sobie tak dalej pogadywać lakonicznie i zabawnie. :)
Ja też nie pamiętam nigdy pod jakim numerem mieszkają państwo S. ich blok jest jednak o tyle przyjazny gościom, że można zapamiętać sobie jaki jest kolor klatki. Wejścia do klatek w tym długim jamnikowcu są pomalowane na trzy kolory. Wiem, że klatka państwa S. jest mniej więcej na środku i jest żółta. Mają numer mieszkania podchodzący pod setkę, więc można zidentyfikować klatkę dosyć łatwo. A ponieważ pamiętam, że ich mieszkanie jest przedostatnie, więc, kiedy już stanę przed właściwym domofonem wiem, który numerek nacisnąć. Klatkę wcześniej jest mieszkanie koleżanki, do którego trafiałam swego czasu bez problemu dzięki charakterystycznej klatce państwa S.
Najlepszą filozofie przedstawił dzisiaj Marek – stwierdził, że raz Agata robiła mu przelew, z którym przyszedł jej adres zameldowania i Marek zapamiętał, że ona ma numer mieszkania 53 – taki sam, jak on, więc ta informacja zapadła mu w pamięci. I teraz – gdyby Marek się upił i zapomniał, pod jakim numerem mieszka –wystarczy, że sobie przypomni numer mieszkania Agaty – i już wie, jaki jest jego!
Co za pokrętna logika! Ale – jeśli miałaby być skuteczna, to dobra i taka. :)
Ja kiedyś często odwiedzałam przyjaciółkę - Magdę M. – teraz już Magdę N.. Pamiętałam świetnie, która jest jej klatka, które mieszkanie, jaki ma numer. Mieszka na ostatnim piętrze, ma bordowe drzwi. Zero problemów! Trafiałam zawsze, bez zastanowienia. I raz Magda mi otworzyła domofon, ja ruszyłam po tej klateczce starego budownictwa na to ostatnie – czwarte piętro i tak się zamyśliłam, że nim się obejrzałam – stałam już przed Magdy drzwiami. Złapałam za klamkę – a tu drzwi zamknięte, chociaż zazwyczaj Magda otwierała drzwi zaraz po wpuszczeniu mnie przez domofon! Zapukałam więc i słyszę ze środka pytanie: „Kto tam?”. Jak to kto? Odkrzyknęłam, że ja! Pomyślałam, że Magda chyba ma amnezję, bo po co pyta, skoro przed chwilą mi otworzyła domofon! A laska ze środka wrzeszczy: „To chyba pomyłka!”. Ja dopiero wtedy się zreflektowałam i spojrzałam dookoła – no pomyłka, jak nic! Jeszcze jedna kondygnacja schodów na górę, drzwi trochę inne, niby bordowe, ale nie te! W zamyśleniu stanęłam przed pierwszymi bordowymi drzwiami, na jakie trafiłam, a że mieszkanie było tuż pod Magdy – nie zorientowałam się bez podpowiedzi.

Brak komentarzy: