niedziela, 15 marca 2009

Wszyscy w rozjazdach

Wszyscy gdzieś sobie pojechali, a ja zostałam sama!
Łukasz spakował plecak i pojechał do rodziców na prawie tydzień. Brat z Ewą i Amelką pojechali do Warszawy. Just poleciała do Francji... Tylko ja nie pojechałam nigdzie i nigdzie się nie wybieram przez najbliższy tydzień! Buuu...!
Każda okazja do zmiany otoczenia jest dobra, moja jednak nadejdzie dopiero w sobotę, kiedy będę jechała do Łukasza do Mielca. Póki co spędzam sama 6 dni i już od pierwszego dnia jest mi pusto i za cicho w mieszkaniu. Wczoraj po południu odwiozłam Łukasza na dworzec PKS, wsiadł do autobusu i pomknął do Mielca. A ja wróciłam do auta i zastanowiłam się, co robić? Dzień był piękny, ciepły i wiosenny, świeciło słońce, aż chciało się coś porobić. Pomyślałam, że bez sensu jest wracać o 15 do pustego mieszkania, zanudzę się na śmierć, a byłam w nastroju na towarzystwo. Pojechałam więc do rodziców na kawę. Pomysł okazał się bardzo dobry, popołudnie minęło mi przyjemnie i wesoło, a do siebie wróciłam dopiero pod wieczór. O tej porze miałam już mniejszy problem co ze sobą zrobić, zajęłam się pisaniem postów na blogu, oglądnęłam odcinek serialu i porozmawiałam przez telefon z Łukaszem - czas wieczorem szybko leci i nim się obejrzałam zrobiła się pora na pójście spać. 1:0 dla mnie! Jeden dzień minął!

Łukasz przed wyjazdem miał przygotowany biznes plan; co musi zrobić, abym przeżyła sama nadchodzący tydzień. Plan obejmował bardzo prozaiczne czynności, które zazwyczaj robi Łukasz , a on doskonale wie o tym, że ja z niektórymi miewam problem.
Na liście znalazły się między innymi:
Zakupy – podstawowe produkty, bez których rano jestem zgubiona: mleko, chleb i wędlina. Wszystko, czego będę potrzebować do ewentualnego ugotowania sobie czegoś konkretniejszego na obiad – kupię sama. Najważniejsze, aby rano było mleczko i coś na zrobienie sobie kanapeczki do pracy.
Wyniesienie śmieci – głównie frakcji suchej, Łukasz dzielnie segreguje śmieci, ja oczywiście przy nim również, tyle, że nie wiem, gdzie koło naszego bloku stoi pojemnik na frakcję suchą. Kiedyś, gdy Łukasz wyjechał na tydzień, doczekałam do momentu, kiedy frakcja sucha wyskakiwała mi w domu z kosza za każdym otwarciem drzwiczek od szafki i kiedy już musiała być absolutnie wyniesiona do pojemnika. Tyle, że nie miałam pojęcia, gdzie ten pojemnik stoi, więc aby nie błąkać się po osiedlu z workiem pełnym śmieci, wyrzuciłam wszystko do zwykłego śmietnika, razem z frakcją mokrą. Przyroda mnie wtedy chyba znielubiła, za to, że jej nie szanuję.
Odkurzenie – zazwyczaj to Łukasz walczy z odkurzaczem, więc zadbał o to, abym nie musiała go wyciągać przez najbliższy tydzień.
Wyniesienie słoików i kilku innych rzeczy do piwnicy – generalnie do piwnicy nie chodzę, biega tam Łukasz, zrobił tam swoje porządki, wstawił półki i wszystko ładnie poukładał. Ja bywam w piwnicy raz na kilka miesięcy, dobrze, że w ogóle wiem, która piwnica jest nasza.
Do wczoraj więc Łukasz zrealizował wszystkie punkty swojego biznes planu, zapakował plecak i dopiero wtedy wsiadł ze spokojnym sumieniem do busa.
A ja zostałam razem z całym tym porządkiem za zakupami i cieszę się tylko, że ten tydzień zapowiada się cały wypchany różnymi zajęciami, bo czas szybko mija, kiedy jest się zajętym, więc nie będę miała czasu na nudzenie się i zatęsknienie za Łukaszem na śmierć. :)

Brak komentarzy: