wtorek, 10 marca 2009

Atletki ze sztangami

W Dragonie, gdzie chodzę na aerobik mają w grafiku na wtorek o godzinie 17tej zajęcia określone jako: "body & muscle - sztangi". Nigdy dotąd we wtorek na te zajęcia nie dotarłam, ale też omijałam je celowo, bo te sztangi w opisie mnie delikatnie mówiąc zniechęcają. A dokładniej przerażały mnie.
Kiedy przestudiowałam grafik treningów w Dragonie te sztangi zapadły mi w pamięci i strasznie mnie zaintrygowały. Zastanawiałam się co to za sztangi - czy takie, jakie podnoszą sztangiści - ciężarowcy na zawodach? Takie kółka uczepione po bokach na długim pałąku? I co w ogóle takimi sztangami można robić na aerobiku? Bo co nimi robią ciężarowcy, to doskonale wiem z telewizji. Nadymają się jak żaby, oczy im wychodzą niemalże z orbit, napinają wszystkie mięśnie i próbują poderwać do góry taką sztangę załadowaną do granic możliwości zupełnie niewinnie wyglądającymi ciężarkami. Ale to jest sport, do którego sztangi są przeznaczone, nie wiem czemu miałby służyć na aerobiku.
Tak usilnie się nad tym zastanawiałam, a raczej tak mi to nie dawało spokoju, że przyśniło mi się kiedyś w nocy, że jestem sobie w klubie fitness, a dziewczyny ćwiczące leżą na ławeczkach i wyciskają tymi sztangami zupełnie jak zawodowi sztangiści, albo jak mężczyźni w siłowni, którzy pakują ile mogą, aby zwiększyć objętość swoich bicepsów. Sen wydał mi się niezbyt przyjemny, pamiętam z niego doskonale to uczucie lekkiego niesmaku na widok takiej odmiany aerobiku. Może raczej sztangobiku.
Obudziłam się lekko zszokowana i z ulgą stwierdziłam, że to był tylko sen, po czym doszłam do mocnego przekonania, że na aerobiku na pewno się nie używa takich sztang i że na pewno nie pójdę nigdy na te wtorkowe zajęcia.
Utwierdziłam się w swoich przekonaniach na którymś treningu, kiedy to ćwiczyliśmy z ciężarkami. Takimi zwykłymi małymi, które się trzyma po jednym w każdej ręce i które zawsze kojarzą mi się z kośćmi, jakie nosił pies Reksio z bajki. Wtedy to stwierdziłam, że to muszą być te sztangi, więc można zapomnieć o udziwnionych wymysłach mojej rozszalałej wyobraźni - typowych sztang nikt na aerobiku nie używa.
Ponieważ wczoraj nie mogłam pójść na aerobik, poszłam dzisiaj. Wczoraj był step, super fajny trening, mocno go żałowałam, ale musiałam odebrać okulary - jak się okazało trzeba było tego nie robić i sobie spokojnie poćwiczyć.No ale - wróżką nie jestem. Dzisiaj po pracy poleciałam więc do Dragona na 17tą, kompletnie zapominając o tych sztangach zapisanych w grafiku i spokojnie przebierając się w szatni słuchałam pogaduszek innych dziewczyn. Trochę mnie zdziwiło, że jedna zapytała trenerkę czy jej coś tam przygotować. Czasem dziewczyny biorą sobie maty, ciężarki, stepy jeszcze zanim cała grupa dotrze i trening się rozpocznie - układają sobie wszystko koło siebie i kiedy trzeba czegoś użyć nie muszą tracić czasu i biec w zamieszaniu do kącika, gdzie leżą wszystkie przyrządy do ćwiczeń.
Weszłam na salę i ... stanęłam zdumiona widząc, jak dziewczyny biorą metalowe rurki i nakładają na nie okrągłe ciężarki! Poczułam się jak w moim koszmarnym śnie! One naprawdę brały zwyczajne sztangi i zamierzały coś z nimi na tym treningu robić!! Tylko pytanie co?? Przez moment gapiłam się na laski ze sztangami, czując lekkie de javu, po czym kompletnie zrezygnowana wzięłam i ja rurkę i nabiłam na nią dwa krążki. Pomyślałam, że moja karma jest wyjątkowo złośliwa w tym miesiącu, podobnie z resztą, jak i w poprzednim.
Trening okazał się zupełnie zwyczajny, a sztangi posłużyły nam tylko do jednego ćwiczenia - mówiąc w skrócie do przysiadów z dodatkowym obciążeniem na plecach. Raz też użyliśmy samych krążków, przy czym można je było zastąpić z powodzeniem zwykłymi ciężarkami.
Miałam jednak okazję przekonać się na własne oczy jak używa się sztangi do zerobiku i że w ogóle jest to wykonalne! Okazało się przy tym, że nie takie to straszne, jak mi się śniło i spokojne można chodzić na wtorkowe treningi, bez obaw, że będziemy wyciskać te sztangi, jak ciężarowcy. Nie mniej jednak widok dziewczyn przygotowujących te nieszczęsne sztangi był dla mnie takim osłupieniem, jakiego już dawno nie przeżyłam. Ciekawe czy bardzo głupio wyglądałam stojąc zdębiała w drzwiach i gapiąc się na nie...? Mam tylko nadzieję, że nie miałam otwartych przy tym ust, jak robią małe dzieci... :)

Brak komentarzy: