sobota, 28 marca 2009

Koniec przyjemności!

I nasz wyjazd dobiegło końca, dzisiaj zjechaliśmy do Lublina, przywieźliśmy sobie wiosnę i możemy dalej ciągnąć nasz codzienny kierat!


Kraków był fantastyczny, nadal obstaję przy twierdzeniu, że jest to moje ulubione miasto.
Widzieliśmy Smoka Wawelskiego, ziejącego ogniem - czy on nadal zieje ogniem na SMSa? Kiedyś tak było, a teraz? Muszę poszukać w internecie, czy to nadal aktualne.
Widzieliśmy setki gołębi łażących po Rynku i nie tylko i nawet je karmiłam, chociaż normalnie nie należą do moich ulubionych zwierząt, a kiedy pstrzą mi maskę samochodu, mam ochotę nakarmić coś nimi. Zabawa z gołębiami na urlopie, na piechotę, jest całkiem fajna, jak już się zorientowały większą liczbą, że rzucam im jedzenie, to szły za mną, niczym stado za pasterzem. Super sprawa! Ja skręcam w lewo, setka gołębi skręca w lewo za mną, ja idę prosto - one też!



Jedliśmy Krakowskie obważanki, bardzo pyszne, tylo w Krakowie tak dobrze smakują. Robią takie fantastyczne niby-pikantne, a przynajmniej z nazwy są pikantne, są mięciutkie i mają w sobie jakieś ziarenka, przyprawy i ser żółty! Mniam! Rewelacja, na sucho, bez żadnych dodatków, smakują wyśmienicie.


Ale z jadalnych atrakcji laur zwycięzcy przypadł lodom, które kupowaliśmy w Galerii Krakowskiej. Ależ smakołyk! Gałki nakładają tam ogromne, smaki są bardzo oryginalne, lody śmietankowe, przepyszne, idealnie wymieszane z ciekawymi dodatkami. Najbardziej smakowite były o smaku truflowym i w różnych wariantach kawowe. Chodziliśmy na te lody codziennie, można się było nimi zasłodzić, ale nadal nie miałam ich dość.

Zwiedziliśmy Muzeum Czartoryskich, gdzie wisi sławetn
a Dama z gronostajem, znana bardziej, jako Dama z łasiczką - w każdym razie Dama ze zwierzątkiem - Leonarda da Vinci. Ładny obrazek, owszem, ale na mnie zrobiły większe wrażenie inne malowidła. Jest tam obraz Rembrandta - Krajobraz z Samarytaninem. Powiem tak - krajobraz jest, ale Samarytanina ciężko się dopatrzeć. :) Jak już się człowiek przechyli za barierkę maksymalnie, to coś majaczy - jakieś postaci, ale który to ten Samarytanin, to do tej pory nie wiem, nawet pomimo tego, że miałam okulary na nosie. Obraz jest jednak świetnie namalowany, nastrojowy i ładnie wyeksponowany i oświetlony, więc podobał mi się bardzo.
Jest też w tym muzeum portret rodziny Jagiellonów. Zygmunt Stary, jego żonka Bona, jej syn nieszczęśnik z dwoma kolejnymi żonami i 4 córki. I co ciekawe - 3 najmłodsze córki ubrały się do tych portretów tak samo! Przez chwilę myślałam, że to kolejne wizerunki tej samej księżniczki - coś w stylu: księżniczka, księżniczka 10 lat później, księżniczka 20 lat później. Ale nie! To są trzy siostry, wcale nie żadne trojaczki czy nawet bliźniaczki! Do tej pory nie mogę się nadziwić, co je skłoniło do ubrania się tak samo... Czy to była jakaś ich rodowa szata...? Nawet toczki na głowach miały takie same, włosy zaczesane tak samo... No kubek w kubek identycznie ubrane. Miały widocznie jednego stylistę, któremu brakowało pomysłów.

Bardzo nam się te księżniczki spodobały, wracaliśmy się i oglądaliśmy je z 4 razy.
Ciekawe jest też dlaczego ta czwarta siostra wyłamała się z tradycji i nie zapozowała ubrana identycznie, jak jej siostry? Może ich nie lubiła? Chciała być oryginalna... Gorzej na tym wyszła, bo siostry-trojaczki mają zdecydowanie lepszy outfit. Czwarta siostra zrobiła się na królową Bonę - po starobabsku.

Zwiedziliśmy Wieliczkę - raj na ziemi! Tyle soli! Co za świetne miejsce ;)
Przywieźliśmy sobie zapas soli w kawałkach do naszego młynka, bo przecież w sklepach w Lublinie nie można dostać samej soli, jest tylko w młynkach.
I najwazniejsze, że zrobiłą się piękna wiosenna pogoda i to nie tylko w Krakowie, jest ciepło i świeci słońce i nie pada śnieg!
Bardzo udany wyjazd mini-urlopowy. :)

Brak komentarzy: