niedziela, 15 marca 2009

Pieskie żarcie

Dzisiaj u rodziców - przy okazji karmienia Tofika - temat zszedł na jedzenie dla psów.
Nie takie jedzenie dla psów, które kupuje się w specjalnie oznaczonych puszkach, na których widnieją zdjęcia psich mordek z wywieszonymi językami i cieknącą ślinką, dzięki czemu na pierwszy rzut oka widać do czego jest przeznaczona zawartość puszki. I nie mówiliśmy też o suchej karmie, która swoim wyglądem nie da się pomylić z żadnymi chrupkami, a jej specyficzny zapach już na odległość ostrzega, aby trzymać się z daleka. Rozmawialiśmy o gotowanym żarciu dla psów, takim, które psi pan przygotowuje w garnku, z kawałków najróżniejszego, ale zawsze przedziwnego mięsa i kaszy. Takim zdrowym żarciu, które równie dobrze może zjeść człowiek i które różni się od ludzkiego dania tylko rodzajem mięsa. Psom gotuje się zazwyczaj jakieś podroby, korpusy, gnaty i inne badziewia, których ludzie nie chcą jeść. Wiadomo, że kupuje się mięso świeże, nikt przecież nie będzie swojego ukochanego pieska karmił czymś zleżałym, co nawet jemu może zaszkodzić. Zazwyczaj nawet taka gotująca się psia potrawa pachnie zupełnie zwyczajnie - czytaj: nie odrzucająco.
Tata niósł akurat garnek z takim właśnie jedzeniem Tofika, aby mu nałożyć porcję do miski i swoim zwyczajem zapytał mnie czy jestem głodna i czy chcę zjeść. Ja odpowiedziałam, że nie przepadam za tego typu potrawami, ale kto wie, czy chwilę wcześniej nałożyłam sobie do pojemnika na wynos flaczki przeznaczone dla człowieka, czy może psie żarcie z tego garneczka. Wyglądało to dosyć podobnie. Na to Kamisio i Mama zaczęły się śmiać i opowiedziały mi przygody znajomych z życia wzięte.
Mama mojego kolegi opowiadała kiedyś, jak to wysłała swoich synów do kuchni, aby nałożyli sobie obiad. Chłopaki obsłużyli się sami, byli dobrze wychowani i samodzielni i nie wymagali, aby matka podstawiała im danie pod nos. Zjedli grzecznie obiad i zajęli się swoimi sprawami. Po jakimś czasie kobieta zajrzała do garnków i stwierdziła, że nikt jedzenia nie tknął. Chłopaki na to, że oni, owszem, zjedli, ale nie z tego garnka, o który matka pyta. No to z którego? Z tego drugiego. Kobieta się mocno zdziwiła, bo w drugim garnku było ugotowane jedzenie dla psa! Żaden z jej synów się tym jednak nie przejął, wręcz przeciwnie, stwierdzili zgodnie, że to jedzenie smakowało lepiej! No więc się nim najedli i w zasadzie, to mama może im takie gotować, a to drugie niech zje pies...
Kamisio natomiast jakiś czas temu czatowała na GG z koleżanką, która napisała, że miała w domu awanturkę. Siostra zapytała, czy jej rodzice się pokłócili, ale dowiedziała się, że nie do końca. Otóż tata koleżanki zjadł jedzenie ugotowane dla psa, co wściekło mamę. Siostra uchachana od razu sprzedała tą historyjkę rodzicom, na co nasz Tata odpowiedział krótko:
- Znowu?!
Okazało się, że tata koleżanki objadł ich psa już nie pierwszy raz! Tyle, że poprzednim razem nie zjadła ugotowanego żarcia, tylko zrobił sobie kanapki do pracy z wędliną dla psa!
Trochę wydaje mi się to nieprawdopodobne, jak on mógł pomylić baton kiełbasy psiej z ludzką, ale może już było jej mało i zdjęli z niej tą charakterystyczną, łaciatą zazwyczaj folię, która jest swoistym systemem wczesnego ostrzegania głodomorów, którzy mają na kiełbaskę chrapkę.
Słyszałam jednak tez przypadki, kiedy ludzie z dobrej woli i świadomie jedli psie chrupki,
koleżanka przyznaje się bez skrępowania, że owszem, jadła suchą psią kamę i jej koleżanka też. Trochę dlatego, że jest to dobre i pożywne, ale głównie dlatego, że chciały spróbować... Hmm... może próbowały jak to smakuje. Albo czy jest świeża... Bo przecież nie eksperymentowały, czy psie chrupki z tej albo innej firmy dobrze wpływają na wygląd sierści! No ale pasjonaci zwierząt rządzą się swoimi prawami, czasami niezrozumiałymi dla kogoś niezarażonego ich wielką miłością do zwieżąt, więc nie trzeba się dziwić czasem nietypowemu ich zachowaniu.

Brak komentarzy: