środa, 11 marca 2009

Wróżka Babuszka

Od czasu do czasu zdarza mi się usłyszeć od znajomych opowieści o tym, jak to udali się do wróżki czy wróża i usłyszeli bardzo prawdopodobną przepowiednię na temat swojej przyszłości. Za każdym razem musieli za to słono zapłacić, powszechnie wiadomo, że im lepsza wróżka, tym drożej kosztuje seans u niej. Ludzie są z natury ciekawi, każdy chciałby usłyszeć co go czeka w przyszłości, ale oczywiście wszyscy liczą na bardzo pozytywne przepowiednie – nikt nie chciałby usłyszeć, że spotka go coś złego. To dosyć zrozumiała tendencja. Wróżki z resztą podchodzą do klientów bardzo marketingowo i z reguły nic złego nie mówią. Skupiają się na tych pozytywnych aspektach przyszłości, dzięki którym klient wyjdzie od nich zadowolony, pełen optymizmu i – co najważniejsze – będzie miał ochotę powrócić.
Takie wnioski wyciągam z opowieści koleżanek, które skuszone perspektywą podejrzenia rąbka tajemnicy, co tez kryje ich przyszłość – udały się do zawodowych wróżek.
Zawsze było to dla mnie trochę niezrozumiałe, dlaczego ludzie są tak chętni do płacenia ciężkich pieniędzy za wróżbę, na którą nie ma gwarancji, że się sprawdzi, albo, że jest w ogóle prawdopodobna.
Z wróżką miałam styczność tylko raz, zupełnie przypadkiem i z perspektywy czasu to spotkanie wydaje mi się bardzo zastanawiające.
Byłam wtedy na studiach, w knajpce "na końcu świata" jako barmanka pracowała moja koleżanka i ponieważ mój wydział mieścił się na Narutowicza, zaglądałam czasem do Aśki do knajpki na pogawędkę. Pewnego majowego popołudnia siedzieliśmy sobie przy barze z kolegą, Aśka za barem wycierała szklanki, w całej knajpie było może z dwoje ludzi oprócz naszej trójki, było jeszcze za wcześnie na przyzwoite zaludnienie. Kolega miał ksywkę Kaczor, zupełnie nie wiem dlaczego, był marynarzem i właśnie wrócił z jakiegoś mega-ekscytującego rejsu prawie że dookoła świata, opowiadał nam ciekawostki na temat życia na Kubie i swoich tam przygód. Aśka, jak to ona, opowiadała swoje przejścia z chłopakiem, z którym nadawali na kompletnie różnych falach i od dłuższego czasu raczej się nie dogadywali. Ja raczej słuchałam niż mówiłam.
W pewnej chwili do knajpki weszła starsza pani. Taka typowa Babuszka - ubrana zupełnie zwyczajnie, wyglądała zupełnie jak jedna z tych babek sprzedających jajka i maliny na targu. Kiedy
Aśka zobaczyła pełna entuzjazmu szepnęła nam konspiracyjnie, że ta kobieta wróży z kart za "co łaska", a jej wróżby zawsze się sprawdzają! I od razu zapowiedziała, że ona sobie u Babuszki powróży! Kaczor na to, że w takim razie on też. Ja powiedziałam, że nie zamierzam sobie wróżyć i nie będę się w to bawić.
Babcinka zapytała nas, czy chcemy sobie powróżyć, a widząc zainteresowanie usiadła przy stoliku za ścianką. Aśka wzięła 5 zł i poszła do niej na wróżbę. Siedzieliśmy z Kaczorem i chichaliśmy się z tej sytuacji, ale nasze żarty zupełnie nie wpłynęły na fakt, że on sam zamierzał usłyszeć od babcinki co go czeka w przyszłości. Nie słyszeliśmy wcale co działo się przy stoliku za ścianką, w barze grała muzyka, więc skutecznie zagłuszała wszystko. Aśka przybiegła do nas po kilku minutach cała w emocjach i bardzo uradowana stwierdziła, że jej przyszłość będzie bardzo fajna. My oczywiście od razu chcieliśmy usłyszeć co Babuszka wyczytała z kart. Aśka powtórzyła nam co tylko zdołała zapamiętać, a mi do dzisiaj utkwiło w pamięci tyle, że miała rozstać się ze swoim chłopakiem (to Aśki wcale nie zmartwiło, bo powoli mieli już siebie dość) i wkrótce - bardzo wkrótce, poznać wielką miłości wyjść za mąż. Czekała ją również przeprowadzka. I wielkie szczęście.
Spojrzeliśmy z Kaczorem po sobie nie wiedząc, co myśleć, po czym on zerwał się na równe nogi i szybko rozmienił u Aśki dziesiątkę i poleciał z pięcioma złotymi aby sobie też powróżyć.
Kaczor wrócił po dłuższej chwili kompletnie zbity z pantałyku i co najmniej zdumiony tym, co usłyszał. Babuszka powiedziała mu, że wkrótce się on zakocha i ożeni. Z blondynką. Zważywszy na tryb życia marynarza, który dosłownie miewał dziewczynę w każdym porcie i zerowe zainteresowanie Kaczora ustatkowaniem się - ta wróżba wydała się mu cokolwiek nieprawdopodobna. Chyba niekoniecznie w to uwierzył, przypuszczam, że wcale też nie pragnął aby się to spełniło.
Babuszka zapytała wychylając się zza ścianki czy idę sobie powróżyć. Odmówiłam, ale oboje Aśka i Kaczor - ciekawi co też mogę usłyszeć namawiali mnie ostro na wróżbę. Aśka wręczyła mi piątkę i prawie wypchnęła do stolika. Niezbyt chętnie dałam się przekonać i usiadłam koło Babcinki z nastawieniem, że i tak to co usłyszę się nie spełni, więc co mi tam! Mogę sobie powróżyć, chociaż na pewno w to nie uwierzę.
Babcia najpierw potasowała karty - nie był to żaden Tarot, tylko zwyczajne karty do gry. Kazała mi standardowo je przełożyć, po czym wyciągnąć sobie jedną kartę. Wyciągnęłam. Był to król serduszko, zapewne ten kolor jakoś się nazywa, ale że ja nie gram wcale w karty, to nigdy tego nie mogę zapamiętać, jak który kolor się fachowo nazywa. Serduszko to zdaje się jest czerwo.
Babuszka widząc tą kartę pokiwała z zadowoleniem głową i powiedziała, że to jest bardzo dobra karta, zwłaszcza w miłości. Może i jest, ale ja nie bardzo miałam szczęście w tej kwestii, więc wydało mi się to trochę ironiczne i karta niespecjalnie miała odniesienie do mnie. Potem Babcinka zaczęła rozkładać karty i czytać z nich. Wyłożyła kilka i mówi do mnie, że czeka mnie podróż,bardzo daleko i na długo, ale wrócę. I tu mnie zaskoczyła! Dosłownie mnie zdumiała, bo było to bardzo trafne stwierdzenie - za kilkanaście dni miałam lecieć do USA na prawie pół roku. Wszystko było już zaplanowane, bilet kupiony. Od razu też przeleciało mi przez głowę stado myśli czy czasem ona tego nie podsłuchała, ale nie miała okazji, bo przez cały czas, jak byłam w barze nie odezwałam się na ten temat ani słowem! W ogóle o tym nikt nie wspomniał, nie mogła więc tego usłyszeć, albo zgadła, albo faktycznie wyczytała z kart. Dalej zrobiło się jeszcze ciekawiej!
Babcia po rozłożeniu kilku kolejnych kart powiedziała, że spotykam się z chłopakiem, który ma ciemne włosy, ale to długo nie potrwa i się z nim rozstanę. No piękna wróżba, jak dla kogoś, kto jest zakochany. Nic tylko pragnęłam usłyszeć, że się rozstaniemy. Dalej usłyszałam, że będę się spotykała z blondynem, ale to dugo nie potrwa i też się rozstaniemy. No pięknie! Coraz lepiej babci szło to wróżenie! Na pewno będę szczęśliwa z podwójnie złamanym sercem... Jak widać as serduszko bardzo miał mi się przysłużyć...
babcia dalej poprzekładała kilka kart, po czym wyczytała z nich, że w następnej kolejności spotkam drugiego blondyna i wyjdę za niego za mąż. Hmm.. jakoś znienacka to zabrzmiało. I w dodatku będę miała z nim dwójkę dzieci. I będę bardzo szczęśliwa.
I na tym moja wróżba się skończyła, dosyć niespodiewanie Babcinka zebrała karty i zwinęła interes.
Wróciłam do baru cokolwiek ogłuszona, na pewno nie ucieszona moją wróżbą i powtórzyłam ją Aśce i Kaczorowi. Uznaliśmy, że wszystkie wróżby były dosyć zaskakujące, a na pewno żadne z nas nie spodziewało się usłyszeć tego, co usłyszeliśmy.
Po kilku tygodniach wyleciałam do Stanów i spędziłam tam ponad pięć miesięcy. Wróciłam do Polski na jesieni i oczywiście poszłam odwiedzić Aśkę w jej "na końcu świata". Aśka była przeszczęśliwa i z ochotą opowiedziała mi co się działo, kiedy mnie nie było.
I tu się zdziwiłam. Okazałosię bowiem, że wróżby Babci od kart się dosyć intensywnie spełniały!
Aśka po jakimś czasie od wizyty Babci rozstała się (po raz kolejny) ze swoim chłopakiem, ale tym razem sytuacja przybrała niewoczeiwany zwrot, bowiem Aśka poznała jakiegoś wspaniałego chłopaka, super przystojnego, super fajnego i super zakochanego w niej. Pracował we Wrocławiu, o ile dobrze pamiętam miasto, w Lublinie bywał, kupował jej malenkie zwierzaczki z lanego szkła, miała ich już wtedy całą galerię. Chłopak był super zaangażowany w ich związek, w przeciwienstwie do swojego poprzednika, i snuł już plany na ich wspólną przyszłośc, przy czym nie zamierzał na tą wspólną przyszłość długo czekać. Za to zamierzał wziąć ze swoją ukochaną niezwłocznie ślub cywilny. W tym momencie Aśka przypomniała mi wróżbę starej Babcinki i zaznaczyła, że spełnia się ona bardzo akuratnie.
Byłam dosyć zaskoczona tymi rewelacjami, ale skoro Aśka była taka szczęsliwa, to tym lepiej dla niej.
Zapytałam więc co u Kaczora. I usłyszałam, że Kaczor... ożenił się! Spotkał gdzieś jakąś blondynkę z kręconymi włosaami - bardzo istotny szczegół w kontekście wróżb naszej Babuszki - mieli trochę niefarta, albo może nie mieli trochę rozumu i zrobił jest raz dwa trzy dziecko. I co? Ożenił się z nią gdzieś w okolicach sierpnia.
Pamiętam swoje zaskoczenie po wysłuchaniu opowieści dziwnejtrści, jakie mi zaserwowała Aśka. Pomyślałam tylko, że mam nadzieję, że moje wróżby się nie spełnią. Były znacznie mniej romantyczne, za to znacznie bardziej dramatyczne niż ich i moja droga do ewentualnego szcześcia była wyjątkowo długa w porówaniu do ich.
Zapomniałam o tej całej hisorii na dosyć długo. Przypomniała mi się ona z półtora roku póżniej, w momencie, kiedy... zerwałam z chłopakiem. Wcale nie byłam wtedy w radosnym nastroju, akurat pocieszałam się dlugą i przyjemną kąpielą, kiedy nagle przypomniałam sobie wróżby sterej Babcinki z kartami. Do wtedy zaczęły się mi one spełniać.
Faktycznie przestałam się spotykać z brunetem, z którym spotykałam się, kiedy wróżyła mi Babcia. Potem poznałam blondyna, który wydawał się przez jakiś czas bardzo świetnym chłopakiem, dopóki się nie zepsuł. Przestałam się więc spotykać i z nim. Siedziałam w tejwannie i myślałam, że właśnie zaczynam randkować z kolejnym blondynem, sprawa przybierała więc coraz ciekawszy obrót.
Z czasem okazało się, że moja wróżba też miała się spełnić - co prawda Łukasz - wbrew twmu, co mówi lusterko i wszyscy inni dookoła - twierdzi, ze jest jasnym szatynem, a nie ciemnym blondynem, ale faktycznie za niego wyszłam i jestem bardzo szczęśliwa.
Okazuje się, że nawet sceptykom wrózba może się spełnić. Ciekawe czy będziemy mieć dwójkę dzieci, wydaje się to calkiem dobrym planem. Jeśli tak - to Babuszka musiała mieć wielki talent do czytania tych kart, bo nie rzucała słów na wiatr i wszystko co mówiła się sprawdza.
Może więc jest sens chodzenia do wróżek, a raczej - może więc istnieją ludzie, którzy mają w tej kwestii coś autentycznego do powiedzenia. nawet, jeśli biorą za to tylko 5 zł, a nie koszmarnie grube pieniądze. I nawet jeśli klient zostanie przypchnięty przez znajomych, a nie przyjdzie sam z własnej woli i nawet jeśli będzie się marszczył na każdą wróżbę, którą usłyszy i wcale w nie nie uwierzy.

Brak komentarzy: