piątek, 6 marca 2009

Słodki czwartek

Dzisiaj rano Puczos przyniósł mi czekoladę. Powiedział, że to w ramach wynagrodzenia strat, jakie poniosłam po tym, jak zaplątał się w kable w piątek i nasze komputery straciły prąd. Doprawdy to było bardzo miłe z jego strony, że aż pofatygował się do sklepu po czekoladę – i to bardzo dobrą bo Milkę mleczną – i dał mi taką nagrodę pocieszenia. Ja co prawda nie złościłam się na Pucza personalnie, tylko na to, że mamy zawodzący sprzęt i spięcio-genne wtyczki i mówiłam mu to już w piątek, ale skoro był taki miły, aby osłodzić mi to czwartkowe popołudnie, to tylko in-plus dla niego.
Zjedliśmy dzisiaj czekoladę całym zespołem, w końcu pokrzywdzonych było więcej, niż tylko ja jedna, chociaż tylko ja straciłam część wyniku testów.

Wczoraj po pracy poleciałam na aerobik – nadal jestem nim zafascynowana i pełna zapału i entuzjazmu do ćwiczeń. Co prawda wczoraj akurat miałam wyjątkowo ciężki dzień na ćwiczenie i małą wytrzymałość. Nie dałam rady robić wszystkich powtórzeń niektórych ćwiczeń. Winę za to zganiam na niewyspanie, bo od wycieczki do stolicy nie mam czasu się wyspać i odpocząć. Ale nie szkodzi, kondycja mi się zapewne poprawia i niedługo taki trening będzie dla mnie pestką! Zamierzam dojść do takiej formy, kiedy to bez wysiłku będę robiła wszystkie serie każdego ćwiczenia w całości! W końcu wykupiłam tez karnet na aerobik, mam przepustkę na dowolna ilość wejść w dowolnych terminach na najbliższe 2 miesiące. Mogłabym chodzić codziennie – tak mi się to spodobało – ale póki co moje mięśnie nie są do tego zdolne.

Marzenka planuje również wykupić sobie karnet i chodzić regularnie, najpierw musi jednak wrócić z urlopu. Do wtedy ja będę już 2 tygodnie do przodu z kondycją!
W poniedziałek po treningu dziewczyny wychodziły mówiąc na pożegnanie: „Do jutra!”. Marzenka spojrzała na mnie wymownym wzrokiem i powiedziała: „Słyszysz? DO jutra! Niedługo i my tak będziemy mówić!”. Strasznie mi się to stwierdzenie podobało, a najbardziej jej optymistyczna wizja naszej wytrzymałości, która pozwoli nam na ćwiczenie dzień w dzień! Dobry plan! Takiego trzeba się trzymać!

Scenka rodzajowa z dzisiaj:

Pytanie szefowej do kogoś z kim rozmawia przez telefon: - A gdzie sobie robisz herbatę?
Komentarz Kariny na boku: - W kubku.
Zapewne nie o to chodziło w pytaniu.

Wieczór wczorajszy spędziliśmy o rodziców - były imieniny mojego Taty, pojechaliśmy do rodziców z życzeniami. Nakarmili nas pysznymi sałatkami i wędlinami i jeszcze dostaliśmy tradycyjnie na wynos. Każdy ze znajomych, kto wraca od rodziców przywozi ze sobą mnóstwo jedzenia – najczęściej są to domowe przysmaki typu pierogi, gołąbki, bigos, pyzy. To taka tradycja, że mamy karmią swoje dzieci niezależnie od tego czy dzieci są małe czy duże, albo czy mieszkają z rodzicami, czy osobno. I zdecydowanie mamom nie przeszkadza, że dorosłe dzieci mają swoje rodziny. Zawsze dobrze jest dać dziecku coś pożywnego na wynos, aby przypadkiem nie przymierało głodem.

Trzeba przyznać, że jest to bardzo smaczna i bardzo przydatna tradycja. Zdecydowanie ułatwia życie dziecku, które wraca do domu z torbą pełną obiadów na następnych kilka dni. Potem wystarczy tylko podgrzać i wcale nie trzeba umieć lepić pierogów. Obiad pojawia się na stole w ciągu kilku minut, co jest bardzo wygodne, zwłaszcza jeśli późno skończy się pracę.

Brak komentarzy: