sobota, 14 marca 2009

Piątkowe podsumowanie

Piątek – czas na podsumowanie mijającego tygodnia.
Przed nami łikend, fantastyczna perspektywa życia własnym życiem w oderwaniu od pracy, która zajmuje lwią część każdego dnia roboczego. Och, fantastyczne dwa dni, kiedy można zapomnieć kompletnie o pracy, wszystkich niezałatwionych sprawach, które będą musiały poczekać do poniedziałku, pospiechu, niewyspaniu, codziennej rutynie.
Ten tydzień był niespecjalny, przede wszystkim przyniósł mi gorzkie rozczarowanie, kiedy uświadomiłam sobie, że od miesiąca borykam się z prozaicznymi i wydawało by się – prostymi sprawami.
Poza tym poniedziałek był dniem straconym pod pewnym względem – bo nie mogłam pójść na step – zamiast tego przecież poleciałam odebrać okulary. Musiałam cały tydzień czekać na kolejną okazję – no dobrze – precyzyjnie rzecz biorąc czekałam 4 dni na dzisiejszy step. Dzisiaj idę koniecznie i nic mnie nie powstrzyma… no chyba, że na miejscu w klubie stwierdzę podczas przebierania się, że nie wzięłam spodni dresowych, albo koszulki… Mało prawdopodobne, torba spakowana wszystkim co niezbędne była przygotowana od środy, więc z całą pewnością idę dzisiaj poćwiczyć na stepie! :)
Wczoraj wybraliśmy się na rundkę po sklepach z porcelaną i przyborami kuchennymi, w poszukiwaniu dwóch ładnych filiżanek, shakera do drinków i ładnych szklaneczek do long i short drinków. Szklaneczki trafiliśmy zaraz w pierwszym sklepie, do którego weszliśmy, za to filiżanek ładnych nie było, o shakerze nie wspomnę. Cała nadzieja w sporej galerii w BRW na Diamentowej, gdzie – jak się wczoraj przekonaliśmy – rozbudowali część z akcesoriami i naczyniami i od soboty ma być otwarta cała wielka galeria z asortymentem różnego koloru i kształtu. Istny raj - dla kobiet zwłaszcza! Jutro się tam wybieramy z nadzieją na kupienie pięknych filiżanek. Może sobie kupie też młynek do gałki muszkatołowej, kiedyś oglądałam tam takie bardzo ładne młynki i od wtedy noszę się z zamiarem sprawienia sobie jednego. Co prawda będzie to bardziej element ozdobny, niż użytkowy, bo gałki muszkatołowej za wiele nie stosuję, ale młyneczek jest prześliczny i na pewno będzie przynajmniej ładnie wyglądał na półce.
Dzisiaj spędzam samotnie popołudnie, Łukasz pracuje do późnej godziny 22, ale mam już zaplanowane przygotowanie dwóch potraw na jutrzejsze imieniny Taty. Zrobienie tymbalików i muffinek zajmuje trochę czasu, a że dotrę do domu zapewne koło godziny 19, więc w sam raz będę miała co robić do powrotu Łukasza.
W pracy ten tydzień był niespecjalny, pod różnymi względami. W miarę upływu tygodnia atmosfera w naszym zespole się jakby poprawiała, dzisiaj wszyscy przyszli w dobrym humorze, ale zapewne to perspektywa łikendu tak tchnęła w nich radość i optymizm. Znacznie gorzej jest z poniedziałku, kiedy wszyscy docierają za biurka przygnębieni po pierwsze faktem, że łikend się skończył, a po drugie perspektywą całego pracującego tygodnia. Nikt nie ma ochoty odezwać się, nie mówiąc już o zażartowaniu, każdy patrzy tępo w swój monitorek i wygląda, jakby usilnie próbował cofnąć się w czasie, tudzież przyspieszyć zegar, aby zamiast poniedziałku był piątek. Mijamy się wtedy na korytarzu bez słowa, w kuchni robiąc kawę każdy szuka w mózgu chociaż jednej sensownej myśli, która można by wyartykułować, rozmowa się nie klei i panuje nastrój kompletnej apatii. W tym tygodniu dodatkowo co druga osoba narzekała, że chce już wiosny, dlaczego wiosna nie nadchodzi, ma już dość zimy padającego śniegu i mrozu. Hmm.. przyznam, że nie widzę sensu narzekania na pogodę, na którą nie mamy wpływu i tracenia energii na roztrząsanie tego czy pogoda jest lepsza czy gorsza. Znacznie zdrowiej jest nie zastanawiać się nad tym, a już na pewno nie podchodzić do tego emocjonalnie. Dla rozmówcy znacznie zdrowiej jest, jeśli się nad tym nie zżymamy po raz pińdziesiąty, bo co można na takie wywody odpowiedzieć? Chyba tylko przeczekać, że temat się skończy.
Na szczęście dzisiaj jest piątek, zupełnie niespodziewanie, po całym tygodniu mętnej i smętnej pogody, od rana dziś świeci słońce. Mamy wrażenie, że nadeszła wiosna i zaczynamy się budzić do życia. Dzisiaj jeszcze nie słyszałam od nikogo narzekania na długą i męczącą zimę, więc może temat odejdzie do lamusa… Dla odmiany będziemy rozmawiać o wiośnie… Byle była ładna, to nikt nie będzie narzekał!

Brak komentarzy: