niedziela, 22 marca 2009

Home at last!

I zładowaliśmy w domu. Oboje, w duecie.
Na ten tydzień koniec wojaży, ale też tydzień się już skończył.
Od przyszłego tygodnia wyruszamy znów w podróż, tym razem oboje i już tylko dla przyjemności, chociaż i miniony tydzień
Łukasza, spędzony z rodzicami i mój służbowy wyjazd na szkolenie - były czystą przyjemnością.
Teraz przed nami dwa dni spędzone w domu, ja oczywiście sobie wtedy popracuję, Łukasz poleniuchuje, a potem druga połowa tygodnia będzie - jak się spodziewam bardzo ciekawa.
Mamy w Krakowie zarezerwowany mini-apartamencik blisko Rynku, planujemy zwiedzić Wieliczkę, Łukasz coś przebąkuje o aquaparku, no a poza tym, to same spacery po Krakowie będą atrakcją.
Dzisiejsza droga z Mielca samochodem nie należała do przyjemnych, bo ciągle padał deszcz, było już ciemno, kiedy wyjeżdżaliśmy, a wiadomo, że po ciemku i w deszczu nie za specjalnie się prowadzi. Pod Lublinem był jakiś niezły wypadek, ktoś się za bardzo rozpędził. Dobrze, że mróz nie ścisnął, bo to już byłaby tragedia!
Mimo tych kiepskich warunków, dało się spokojnie przejechać całą drogę, doturlaliśmy się więc pod wieczór do Lublina, w sam raz na taką porę, aby się spokojnie wypakować i odetchnąć.
Jechaliśmy w towarzystwie "Chłopów" Reymonta oczywiście - Łukasz bardzo tą książkę lubi, a mnie powoli zainteresowała i byłam ciekawa jak się sytuacja w Lipcach będzie rozwijać. Trochę momentami nie słyszałam, co Sędrowski czyta, bo myślałam o prowadzeniu samochodu, więc nie mogłam się skupić na słuchaniu, ale generalnie wątek trzymałam na tyle, aby nadążać za akcją i tematem.
Przyjemnie jest wracać do naszego mieszkanka. Nawet z najlepszych wyjazdów perspektywa powrotu jest zachęcająca. Nie ma to jak przyjemny wieczorek we dwoje, przy herbatce, przy książce albo filmie.

Brak komentarzy: