poniedziałek, 16 marca 2009

Przygody dzielnego wojaka Adama

Mój brat miewa dziwne przygody. W zasadzie przygody, to jest określenie trochę na wyrost i nieadekwatne do sytuacji, powiedzmy więc, że są to przypadki.
Rok temu prawie że dostał ataku serca na widok lecącego wprost na niego samolotu. Prawie pękaliśmy ze śmiechu, kiedy nam o tym opowiadał.
Od czasu do czasu latają nad okolicą niewielkie samoloty agroturystyczne, które mają za zadanie wypatrywać pożarów, tudzież je gasić. Głównie latają nad lasami, a że niedaleko domu rodziców jest całkiem pokaźny las Dąbrowa, więc od czasu do czasu zdarzy się, że nasz dom wypada dokładnie na trasie przelotu samolotu.
Mój brat pewnego pięknego letniego poranka, w mówiąc precyzyjnie; pewnego pięknego południa, wstał i ledwo przecierając oczy wyszedł na balkon. Akurat miał urlop, życie było piękne, spokojne i błogie, a Adaś zaspany i średnio dobrze przez to widzący na oczy. Stoi więc sobie taki rozgolaszony, tylko w bokserkach i leniwie przeciąga się i nagle widzi, że prosto na niego leci samolot! Pojawił się znienacka, naprzeciwko, wyleciał zza garażu, a że leciał stosunkowo nisko, narobił mnóstwo huku, przy czym leciał prosto na dom!
Adaś zdębiał kompletnie, serce mu najpierw stanęło, a potem wywinęło fikołka i podeszło do gardła i tylko śmignęło mu przez myśl, że samolot za sekundę zaparkuje na piętrze naszego domu i trzeba wiać, gdzie pieprz rośnie i kryć
się, aby z tej katastrofy ujść z życiem, a jeśli się uda, to jeszcze i w całości! Przeraził się nie na żarty i już zaczął zakrywać głowę rękami, bo na ucieczkę nie było czasu, kiedy samolot przeleciał z łoskotem nad nim i oczywiście również nad naszym domem.
Aż tak nisko nie leciał, aby zrobić z naszego domu World Trade Ceter II, ale zaspanego Adasia tak straszliwie przeraził niespodziewany widok nadlatującej wielkiej maszyny, że nie zdążył pomyśleć racjonalnie.
Strasznie się z tego śmialiśmy. Okazało się w dodatku, ze samolotem tym leciał Łukasza Tata, nieźle więc teść wystraszył mi brata!
Kilka dni temu Adam zaliczył inną wtopę. Wyszedł sobie rano na autobus, wyjątkowo wcześnie, wyszykowany, jak nigdy, na spokojnie, zadowolony, ubrany elegancko. Miał do autobusu jeszcze z 10 minut, co nie zdarza się często… w zasadzie to nie zdarza się nigdy, bo Adaś ma system na poranne szykowanie się podobny do mojego, z tym że doprowadzony do maksymalnej perfekcji; czyli wstać maksymalnie najpóźniej, jak się da, a potem wykonać tylko i wyłącznie najniezbędniejsze czynności i to najszybciej, jak się da i biegiem puścić się w drogę do pracy.
Tym razem jednak Adaś wyszedł ze sporym zapasem czasu, stanął sobie u wylotu naszej drogi, tuż przy szosie, nie patrzył nawet czy autobus nadjeżdża, bo było tak wcześnie, że nie miał prawa się jeszcze pojawić, Adam więc spokojnie pisał sobie SMSa na telefonie. Stoi tak i klepie w klawiaturę, wpatrzony w ten telefon, nie zwracając uwagi na nic, co się dzieje dookoła, kiedy nagle przejechał koło niego pług śnieżny i... zasypał go całego brudną śniegową breją. Brat w jednej chwili stał się poszarzałym bałwankiem. Dostał nieźle tym śniegiem spod pługa!
Całe zdarzenie widział doskonale ojciec Kamila – kolegi Kamisio, który akurat wtedy jechał samochodem, więc przy najbliższym spotkaniu z Kamilem, Kamisio usłyszała całą historię i potem nie omieszkała się z brata ponabijać.
Oj, brat ma wiele takich śmiesznych historii - swoich prywatnych i trochę też z pracy, a że pracuje z klientami, to okazja do pośmiania się trafia się nader często.
Z takich lepszych sytuacji z ostatniego czasu, jest jeszcze jedna - ze studentem medycyny, pochodzącym z Iranu. Adaś pomagał mu złożyć komputer, coś mu tam ustawiał, poprawiał i w końcu mu ten komputer oddał. Chłopak odbierając go, dostał dokładne instrukcje, co jak podłączyć, aby komputer zaczął bez problemów działać. W zasadzie to wystarczyło wetknąć wtyczki w odpowiednie gniazda na zasadzie plug-and-play, a jak wiadomo sprzęty elektroniczne mają miliony różnych wejść, do których zawsze pasuje tylko jedna wtyczka. Robione w wersji idiotoodpornej, aby zminimalizować szkody ewentualnego i bardzo prawdopodobnego braku wiedzy ze strony użytkownika.
Adaś - przy mnie - wytłumaczył kolesiowi, że monitor może podłączyć tylko do jednego z dwóch gniazd, ale ponieważ to drugie jest zaklejone jakąś naklejką, więc na pewno się nie pomyli. Irańczyk nie mówił po polsku ani słowa, chłopaki więc rozmawiali po angielsku. Właściwie, to clue całej opowieści polega właśnie na tym, że studencik nie umiał po polsku praktycznie ani słowa.
Tak na marginesie, to mnie nieodmiennie dziwi - po pierwsze to studiuje medycynę, po drugie studiuje ją w drugim kraju, przy czym słucha wykładów w trzecim języku! Co za świetnie wyszkoleni lekarze z tych obcokrajowców, jak by się mogło zdawać! Nic bardziej mylnego...
Kiedyś miałam przyjemność na takiego lekarza trafić i koleś - który nie był już studentem - zupełnie nie rozumiał co mi dolega. Doktorek najpierw nie mógł ni w ząb zrozumieć moich objawów, kiedy mówiłam po polsku, a niestety było to jeszcze w czasach sprzed ery seriali medycznych , nie byłam więc biegła w angielskiej terminologii medycznej. Teraz bym mu wyliczyła bez problemu po angielsku co do jednego symptomu, tym bardziej, że nic poważnego mi nie dolegało. Ale wtedy natrafiliśmy na barierę językową nie do pokonania! W końcu doktorek, kompletnie już zrezygnowany i zirytowany sytuacją, zapytał mnie po prostu, oczywiście po angielsku, co ma mi przepisać! ON zapytał o to MNIE! Na szczęście wiedziałam czego chcę, a nazwę leku zrozumiał. Wyszłam więc z niebotycznym zdumieniem, jak można tak leczyć ludzi i receptą na furagin.
Ale wracając do wątku mojego brata i jego Irańskiego znajomego studencika - chłopak zabrał komputer i poszedł z nim do domu, a my pojechaliśmy sobie w swoją stronę. Nie ujechaliśmy jeszcze pięciu kilometrów, jak chłopaczek zaczął SMSować z moim bratem. Miał problem, nie działał mu po podłączeniu monitor. Adaś wymienił z nim kilka SMSów i nagle zaniósł się takim śmiechem, że nie mógł mi nawet wytłumaczyć, co go tak rozbawiło. Otóż okazało się, że na Adasia pytanie jak dokładnie podłączył monitor, koleś napisał: "
Adam, I put the plug into the in place with "NIE PODLACZAC" sign and it doesn't work!".
No dziwne prawda? ;)

Brak komentarzy: