sobota, 14 marca 2009

Wróżka Zębuszka

Kiedy byłam mała, dzieci gubiły zęby bez zbędnych ceregieli i nic za to nie dostawały. Nie fruwały wtedy po Polsce żadne wróżki przynoszące za zgubiony ząb pieniążki ani inne gadżety, z resztą w początkowych latach 80-tych niespecjalnie wiele dziecko mogło sobie kupić za pieniążka. W sklepach były dosłownie: ocet, musztarda i biały ser. W sklepach z zabawkami nie wiem co było, bo sklepy w ogóle były dosyć nieciekawymi dla mnie miejscami i mam z nich niewiele wspomnień, a jednym z nielicznych, jakie mi zostały ze sklepów z zabawkami, są półki zastawione małymi laleczkami, które wszystkie wyglądały tak samo, tylko miały trzy różne rodzaje ubranek, przy czym ja miałam już takie laleczki dwie i potrafiły one tylko gubić ręce i nogi, które mocowane były na haczykach i malusieńkiej gumce. Straszny był z naprawianiem tych laleczek korowód i chociaż one same były ładne, to trudno było się nimi bawić, bo miały ograniczone pole manewrowania kończynami, jeśli nie chciały ich stracić. Może wiec dlatego żadna wróżka nie zabierała dzieciom wpadniętych zębów i nie zostawiała za nie pieniędzy? Na co dziecku pieniążek w czasach, kiedy półki sklepowe świeciły pustkami? Przecież nie na musztardę...
Wróżka Zębuszka działała jednak prężnie za granicą, co potwierdzają liczne zagraniczne filmy, w których szczerbate dzieci chwalą się, jak zarobiły dzięki niej na swoich mleczakach. Jak się okazuje, Wróżka doleciała też do Polski i świetnie jest znana dzieciom, które tracą zęby teraz. Między innymi Amelka odkąd wypadł jej pierwszy ząbek, zbiera za każdy kolejny pieniądze. Trzeba przyznać, że zebrała już pokaźny kapitał! Kiedyś to przeliczyłyśmy i okazało się, że dziecko ma więcej oszczędności niż dla przykładu - moja siostra. Kamisio dla odmiany mogłaby stracić wszystkie (już nie mleczne) zęby i zarobić na każdym, a i tak pieniądze się jej nie trzymają. Ma oszczędności tylko dlatego, że są ulokowane na moim koncie, do którego nie ma dostępu. ;)
Amelka zgubiła jak do tej pory niewiele zębów, chyba tylko z cztery przednie, jeszcze bardzo ich wiele przed nami, oznacza to też, że jeszcze wiele pieniążków znajdzie pod poduszką. Trzeba być na to przygotowanym.
Co mnie najbardziej dziwi, to że Amelka naprawdę wierzy we Wróżkę Zębuszkę! Dziecko żyje jeszcze w tym szczęśliwym świecie, kiedy to cała zgraja fantastycznych tworów naprawdę istnieje i chociaż dzieci ich nie widzą na własne oczy, to można je spotkać za każdym rogiem, robią magiczne sztuczki i zostawiają po sobie dobrze widoczne oznaki ich działalności. Wróżka Zębuszka i Święty Mikołaj są tego najlepszym przykładem.
Wracając do naszej wróżki, która ma doprawdy przedziwne zajęcie - zbiera cudze wypadnięte zęby i jeszcze za to płaci! To się dopiero nazywa dziwactwo! Co może taka wróżka robić z tymi zębami? Naszyjnik z nich? Wykłada nimi sobie posadzkę? Pod względem finansowo też przydałoby się wróżce jakieś szkolenie. Ciekawe czy ten, ktokolwiek wymyślił tą wróżkę przewidział takie szczegóły...?
Dzieci się jednak nie zastanawiają nad praktyczną stroną całego przedsięwzięcia, pchają pod poduszkę wieczorami swoje mleczaki, a rano wyjmują spod niej pieniądze, tudzież inne upominki.
Amelka więc wierzy w tą wróżkę i nawet zdarzyło się, że biegała do okna, aby ją zobaczyć, bo powiedziałam jej, że właśnie widziałam, jak fruwała koło naszego domu i najwyraźniej szukała Amelki zęba. Użyłam takiego podstępu bo było wczesne popołudnie, a ja pod poduszkę dziecka włożyłam pieniążka i chciałam, aby go znalazła przy mnie, a nie dopiero następnego dnia rano. Skuteczna metoda.
Za ostatniego zęba jednak Amelka zażyczyła sobie nie pieniążka, ale naklejki "wypuchłe" z Hannah Montana. Cokolwiek by to nie było.
Powiedziała mi o tym wczoraj przez telefon Mama. Amelka napisała list do Wróżki Zębuszki, który brzmiał mniej więcej tak: "Kochana Wróżko. Proszę Cię przynieś mi tym razem nie pieniążka, ale naklejki wypukłe z Hannah Montana. Dziękuję. Amelka". Dziecko samo ten list napisało, literka po literce, sama go sobie zredagowała i schowała pod poduszkę. Pech chciał, że kiedy pisała list w piątek wieczorem, żadna wróżka nie była w posiadaniu wypuchych naklejek z Hannah Montana i w sobotę rano Amelka prawie z płaczem wyjęła spod poduszki pieniążka. Ale Tatuś i dziadkowie wytłumaczyli dziecku, że wróżka musi iść na zakupy, bo nie była przygotowana na takie życzenie, trzeba więc zaczekać i na pewno przyniesie naklejki następnej nocy.
Co było robić? Wróżka musiała przynieść dziecku wymarzone naklejki. Najpierw więc siadła wróżka do interenetu i zguglowała "Hannah Montana". Jeszcze dwa tygodnie temu, będąc w Warszawie szukaliśmy pamiątki dla Amelki i kupiliśmy jej zegarek z High School Musical. Do tej pory HSM poszedł już jednak w zapomnienie, wyparty przez jakieś Hannah Montana. Znalazła jakąś blondynkę w duecie z brunetką, co to jest - nie miała pojęcia nadal, ale przynajmniej wiadomo czego szukać. Kierować należało się logo, nazwą - tudzież niezawodną wiedzą sprzedawców w sklepach z zabawkami, którzy z racji swojego miejsca zatrudnienia muszą nadążać za zmieniającymi się upodobaniami sześciolatków.
Zmieniliśmy więc z Łukaszem swoją zaplanowaną trasę zakupową, a mieliśmy już opracowany plan strategiczny, bo w drodze do rodziców na imieniny Taty poszukiwaliśmy jeszcze kilku drobiazgów. Jak się później okazało, dzięki specyficznemu życzeniu Amelki, rola Wróżki Zębuszki mocno mi się przysłużyła, bo zawiodła mnie do Plazy i Delimy, gdzie spotkałam (chociaż to jest powiedziane na wyrost) mojego ulubionego aktora z lubelskiego teatru Osterwy. Ale o tym będzie osobno.
Pojechaliśmy więc specjalnie do Plazy, gdzie był jedyny otwarty sklep z zabawkami dla dzieci, w którym można było liczyć na to, że znajdziemy te konkretne naklejki. No i faktycznie, pani z obsługi bezbłędnie wiedziała, o jakie naklejki mi chodzi, zaprowadziła mnie do stojaka, gdzie znalazłam kilka rodzajów wypuchłych naklejek z Hannah Montana. Wybrałam trzy, zapłaciłam cenę, jak za zboże i poszliśmy na dalsze poszukiwania do innych sklepów w Plazie.
Zajechaliśmy do domu, Amelka przywitała nas w drzwiach i pierwsze na co zwróciła uwagę, to była reklamóweczka ze Smyka. A ja głupia, myślałam naiwnie, że dziecko nie zwróci na nią uwagi, w końcu to nie pierwsza i nie jedyna reklamówka ze smyka, jaką mam i jaką zdarza mi się nieść. Nie musi od razu oznaczać, że jest coś w niej dla smyka. Smk jednak czepił się tej reklamówki i nie chciał mienić zainteresowań. Na próżno odganiałam Amelkę i starałam się zagadać, aby zmieniła temat. Gapiła się w tą reklamóweczkę, jak sroka w gnat i w końcu wypatrzyła, że widać przez nią naklejki wypuchłe z Hannah Montana! I jak je zobaczyła, to już nie było argumentu, aby jej to wybić z głowy, naklejki na pewno są w tej torebce, muszę jej pokazać i nie ma co się wypierać. Dziecko było naprawdę nieugięte. Dziadek też był niczego sobie, bo stanął za małą i tylko dolewał oliwy do ognia komentarzami w stylu "Daj dziecku naklejki, przecież wiemy, że je tam masz!". Stwierdziłam zrezygnowana, że dałam totalną plamę, jako Wróżka Zębuszka i zostałam tak szybko i z taką łatwością zdemaskowana przez sześciolatkę, że nie nadaję się do żadnego spiskowania. Wyjęłam więc z ciężkim westchnieniem naklejki i dałam Amelce wymyślając na prędce historyjkę o tym, że spotkaliśmy Wróżkę Zębuszkę na mieście, jak wracała do Amelki, a że miała dużo dzieci z wypadniętymi zębami do odwiedzenia, poprosiła mnie, abym zawiozła naklejki Amelce i podłożyła pod poduszkę.
Amelka kochana łyknęła tą historyjkę, tym bardziej, że wsparli mnie wszyscy domownicy i ucieszona z naklejek była w siódmym niebie, że Wróżka Zębuszka jest tak dobra i naprawdę jej te wypuchłe naklejki z Hannh Montana przyniosła. To nic, że w rękach nieudolnej ciotki, najważniejsze, że były. Adaś wyleciał z działającą na wyobraźnie historyjką o tym, że był wypadek autobusu z dziećmi, którym wybio dużo zębów i wróżka ma pełne ręce roboty. Można na niego liczyć.
Dowiedzieliśmy się od dziecka, że Hannah Montana to jedna dziewczyna, brunetka, która chodzi czasem w blond perudze. Nie wiadomo po co i do tej pory nie wiemy co ona robi, ale jedna z wypuchłych naklejek przypadła mi w udziale i ozdobiła mój identyfikator z kartą magnetyczną, która mnie wpuszcza do pracy.
Jako Wróżka Zębuszka jednak wypadam kiepsko i zdecydowanie muszę się podszkolić w tej dziedzinie, bo póki co przynoszę wstyd tej profesji.

1 komentarz:

Wróżka Zębuszka pisze...
Ten komentarz został usunięty przez administratora bloga.