sobota, 14 marca 2009

Impreza rodzinna

Dzisiaj po południu spotkaliśmy się rodzinne na imieninach Taty. Impreza była świetna!
A najlepszą zabawę mieliśmy z robieniem drinków - każdy próbował swoich sił, najbardziej my we trójkę z Kamisio i Adasiem. Szybko okazało się, że przepisy na drinki są mało ekscytujące i najciekawiej jest samemu mieszać i komponować, więc w ciągu jednej kolejki zrobiło się kilku barmanów. Każdy uprawiał swoje eksperymenty i wszystkie wyszukane przeze mnie przepisy poszły w zapomnienie, a my - niczym alchemicy - miksowaliśmy co nam się spodobało według własnych pomysłów.
Można było zaobserwować pewne tendencje w całej tej zabawie.
Kamisio robiła silent killery, które miały niewinny smak i ukrytego kopa. Dodawała potężną ilość alkoholu, maskowała to ładnymi kolorkami i wyraźnym smakiem syropów, dodawała dla znieczulenia dużą ilość lodu i po kilku takich była nieźle ugotowana. Co prawda nic później nie było widać, ale sama przyznała, że poczuła jak jej w głowie zaszumiało kolorowo.
Adaś natomiast robił drinki inspirowane różnego rodzaju płynami do czyszczenia - najpierw zaserwował coś co kolorem przypominało płyn do mycia naczyń - porażająco zielone, a potem płyn do czyszczenia toalet, w nienaturalnym kolorze granatu - i to nie owocu granatu, bo byłby to kolor bardzo naturalny, ale ciemno niebieskiego granatu, który nawet nie był zblizony do standardowego curacao blue. Był... granatowy. Jak jakiś wc kaczka do toalet. Drink odstał swoje na stole i niekt się do niego nie rwał, ale kiedy spróbowałam, okazało się, że smakował bardzo dobrze. Tylko kolor miał zniechęcający.
Mi najbardziej smakują miętowe drinki, ogólnie lubię miętę, więc nic dziwnego. Dobre są też z syropem kokosowym.
Amelka robiła sobie prawie drinki - wpadła na pomysł, aby robić kolorowe lody z soków i syropów, bezalkoholowych oczywiście. Robiłyśmy więc cały wieczór przeróżne lody, które miały wszystkie kolory tęczy i były wyśmienite. Mroziłysmy je w malutkich pojemniczkach i tylko sprawdzałyśmy jaki sok i jaki syrop najlepiej się komponują. Bardzo świetna zabawa, lody przypominały trochę sorbety owocowe, miały jednak o wiele ciekawszy smak dzięki dodatkowi syropów.
Zamierzam sobie sama też takie robić, tylko najpierw musimy zwolnić trochę miejsca w naszej zapchanej zamrażarce... Na razie Mama zaopatrzyła nas w zapas gotowych do odgrzania dań - pierogów, flaczków, bigosu. Zamrażarka jest ich pełna, więc póki co nie ma w niej miejsca na sorbety, a za to jest szybkie danie na leniwe dni, kiedy nie będzie się nam chciało wysilać i coś samemu gotować.
Jedyne czego nie przewidziałam dzisiejszego wieczoru, to, że będę miała kaca po tych drinkach. A przecież piłam bezalkoholowe! No cóż, przekonałam się, że nie tylko od alkoholu można mieć niby-kaca, od słodkich napojów również, jeśli nie jest się do nich przyzwyczajonym. Teraz chce mi się straszliwie pić!
Może trzeba było pojechać taxi i zabawić się alkoholowo, wtedy przynajmniej kac by mnie nie zdziwił...

Brak komentarzy: