środa, 21 października 2009

Zamieszanie

W pracy zapanował chaos. Totalne zamieszanie.
Szkoda gadać. Od trzech dni panuje delikatnie mówiąc dezorientacja wszelkiego rodzaju.
Z tego chaosu wyłoniły się zmiany. Zupełnie niespodziewane.
W ciągu jednego dnia zmieniłam miejsce zatrudnienia z jednego wydziału w ramach firmy, na drugi.
Generalnie będę dalej robić to co robiłam, może w odrobinę szerszym zakresie. To jest w sumie dobra wiadomość.
Jakimś sposobem jednak moje stanowisko przesunęło się do innego kwadracika w całej organizacji. To jest dobra wiadomość.
Zmienia się mój bezpośredni przełożony - to jest wiadomość na miarę: Bóg jest litościwy i zmiłował się nade mną!
Niestety nie zmieniam pokoju, w którym przesiaduję za swoim biureczkiem. Nie za dobra wiadomość. To jest swoisty sarkazm ze strony Boga, bo trochę mi polepszył, ale nie aż tyle, aby mi się od dobrobytu poprzewracało w głowie. Będę więc dalej pracować w tym samym gronie ludzi, co jednocześnie oznacza też słuchanie życiowych wynurzeń i opowieści dziwnej treści ze strony osoby, która siedzi obok.
Nie chcę narzekać, ale to trochę, jak kara Boska. Skoro już nie jesteśmy w jednym wydziale, to za jakie grzechy ja mam tego wysłuchiwać? Widocznie za jakieś. Jakieś się zawsze znajdą. Ceikawe czy takie odpokutowanie za życia liczy się w ogólnym rozrachunku? Umrę i stanę przed Sądem Bożym i jakiś anioł zagrzmi na mnie: "A ty to zgrzeszyłaś tak i tak!!", A ja mu na to odpowiem: "A przez Ciebie musiałam siedzieć po 8h i wysłuchiwać farmazonów i niekończącego się potoku słów, aż mi uszy więdły i mózg parował!". No i czyje będzie na wierzchu?
Plus jest tez taki, że po tym, jak nas z moją ukochaną koleżanką rozsadzili do dwóch różnych wydziałów, trochę czuję się lżej na duchu. Trochę jakby o kilka ton lżej. Zdecydowanie pozytywnie to wpłynęło na mój komfort psychiczny. Mogę teraz udawać głuchą i ślepą na jej głupotę i być głucha i ślepa na jej głupotę bez obawy, że przeoczę coś istotnego dla mojej pracy. Na przykład istotny moment, kiedy trzeba się zaśmiać, wystarczająco przekonująco, aby Akademia przyznała za to Oskara, bo przecież trzeba wydawać się wiarygodnym. Albo wysłuchać z (udawanym-ale-przekonującym) zrozumieniem jakiejś historii o tym, że akurat na głowie rośnie grzybek.... (Kama, ze specjalną dedykacją dla Ciebie :) czy teraz, kiedy to czytałaś, już nie smużyło? :))
Zmienił mi się też boss wyższej instancji. Dobrze. Jest szansa, że nowy nie będzie, jak chiński mandaryn - kompletnie niezrozumiały pod każdym względem dla przeciętnego człowieka.
Na razie jestem jeszcze trochę ogłuszona tym wszystkim, ale przynajmniej przestałam się czuć, jakbym śniła sen o jakiejś innej wersji mojego życia, albo wyszła z siebie i stała obok obserwując.
Wczoraj przez większą część dnia miałam w pracy takie nieodparte pragnienie wyjścia stamtąd i znalezienia się jak najszybciej w domu, gdzie jest ta stała część mojego życia, w której nie było żadnych rewolucji.
Dzisiaj już było lepiej. Mój mózg uprawia chyba jednak jakąś formę autoochrony przed stresem, bo jak zajęłam się jednym tematem o 9.30, to po skończeniu byłam zdumiona widząc, że jest już 14.30. Nie zauważyłam wcale, jak minęło tyle czasu, ani raz nie spojrzałam na zegarek w międzyczasie i tylko po skończeniu zastanowiłam się, że to już chyba po 12-tej, bo czuję się lekko zgłodniała. Jak widać było mocno po 12-tej.
Tym lepiej. Dzień zleciał niepostrzeżenie i dobrze mi to zrobiło.

1 komentarz:

marko pisze...

temat na czasie, praca jak każda, czy może nieco inna ale JEST, to ważne bo szukając jej przemierzyłem blisko 350 km w jedna stronę, myślę też ze Wszechmogący cos zaplanował, zapewne nie będzie też stawiał pytań dlaczego jeśli już po wszystkim, taka kolejna szansa na odnowę prawie ze wszystkiego pod warunkiem ze zapomnimy o tym co było wcześniej.