wtorek, 6 października 2009

Malinowa przyjemność

W niedzielę niespodziewanie przyjechały do nas maliny!
Same się zerwały i same przyjechały, jeszcze same się wniosły do mieszkania. Fajne maliny prawda?
I to tak już drugi rok z rzędu tak te maliny się same do nas wpraszają. :)
Jola zadzwoniła do mnie koło 15-tej z pytaniem czy po południu będziemy w domu, bo mogą nam podrzucić malin. Chcieliśmy tych malin na dżem i kompoty, zachęceni po zeszłym roku, kiedy to zrobiliśmy sobie słodziutkie słoiczki na zimę.
W ciągu 3 godzin za sprawą państwa D. maliny zjawiły się u nas w kuchni.
Państwo D. nie mieli za wiele czasu na spotkanie towarzyskie, ale chwilę zabawili, zanim musieli uciekać. W tym roku, jakoś w lato nie było kiedy się spotkać. Przymierzaliśmy się kilka razy do umówienia, ale albo oni tańczyli na weselu, albo my wyjeżdżaliśmy. I wszystkie łikend letnie nam tak umknęły. Ale to nic, idzie jesień, lada chwila będziemy spędzać łikendy w domu, nie będzie za wiele do zrobienia, więc sobie odbijemy.
My z Jolą codziennie w pracy spotykamy się na porannej przerwie i uprawiamy plotki przy śniadaniu. Czasami przewija się koło nas Łukasz, niby jesteśmy na bieżąco,a jednak kiedy tylko przestąpili próg naszego mieszkania, uświadomiłam sobie, że stęskniłam się za nimi w komplecie. Strasznie miło było ich zobaczyć tak całą rodzinką. Z ich małą, prześliczną Małą Królewną.
Mała królewna z resztą była tak cichutka i grzeczniutka, jakby jej wcale nie było. Dobrała się do szufladki z zabawkami Amelki, wyszukała sobie dwie lale i tak jej się spodobały, że tylko nimi się zajęła. No potem porzuciła lale na rzecz gofrów.
Laleczki musiały się bardzo ucieszyć, że ktoś się nimi bawi, jak na lalki przystało, bo Amelka zawsze posyła je do szpitala i wymyśla im przeróżne choroby. Najczęściej anginę i zapalenie wyrostka robaczkowego, ale zapalenie płuc i oskrzeli też się często zdarza. Nawet jedna miała raka. Teraz nie ma ręki i jakoś jeszcze nie trafiła na stół żadnego chirurga, który by jej tą rękę przyszył z powrotem.
Ola Mała Królewna była znacznie łaskawsza dla laleczek i nie kazała im chorować na nic. Chyba jeszcze w jej wieku za wcześnie na to, aby lalki miały problemy. Na razie mają ubranka i są przytulane. taki był chyba pierwotny zamysł do czego mają służyć lalki.
Państwo D. pojechali, a my zabraliśmy się za pakowanie malin w słoiki. W różniej postaci. Kilka słoików dżumu i kilkanaście słoików kompotów. Mniam! :)
Maliny były piękne, nie trzeba było ich przebierać, segregować, wskakiwały prosto do słoiczka, sama przyjemność! Teraz tą przyjemność będziemy jeść przez całą zimę. Kompoty dobre zwłaszcza przy przeziębieniach, rozgrzewają, niczym aspiryna.
Taką smaczną radość nam dostarczyli państwo D. :)

Brak komentarzy: