sobota, 17 października 2009

Mysz w zoo

Powoli u rodziców chyba zakładają swoiste zoo.
Najpierw znalazł się jeż i zamieszkał z nimi. Potem moja siostra odkryła w sobie pasję do hodowania wypaśnych pająków i złapała dwa wielkie okazy. Tam w zasadzie tylko wielkie pająki lezą do domu, mają gdzie się wyhodować przez lato do rozmiarów rekordowych, więc zanim zamarzy im się zamieszkać pod dachem, są już ogromne!
Na szczęście te dwa pająki wypuściła Mama pod nieobecność Kamisio. Szczęście w tym zdaniu kończy się na fakcie, że pająki z domu zniknęły, bo osobiście wcale nie jestem zwolenniczką wypuszczania pająków. Trzeba je likwidować. Inaczej znów się pojawią pod dachem za jakiś czas. Obstawałam za tym, aby tymi pająkami nakarmić jeża, ale zdaje się, że nikt nie zwrócił na to uwagi.
Kamisio była niepocieszona, że jej pajęcza hodowla została zlikwidowana, ale dosłownie 2 dni później, złapała sobie kolejnego okaza. I go hoduje. W słoiczku. Na półeczce. W pokoju. Własnym!!!!
Jak ona może spać spokojnie koło tego wtręciucha, to ja nie wiem. Profilaktycznie jednak nie wchodzę do jej pokoju, kiedy jestem u rodziców.
Kamisio płacze (nie dosłownie), że pająk nie ma co jeść. Trzeba mu złapać muszkę! I to żywą, ruszającą się, bo pająki padliny nie jedzą. A tu wszystkie muszki poszły spać! Jaka szkoda... :P
Jak dla mnie, to mogę poczekać, aż pająk uschnie i podkuli nóżki, wtedy przestaje być AŻ TAKI obrzydliwy i jest tylko obrzydliwy.
Wczoraj zoo w Kamisio pokoju powiększyło się jeszcze o mysz. Wpadła biedaczka do piwnicy i utknęła na klatce schodowej. Najpierw Tata napuścił na tą mysz jeża.
Jeż już się oswaja i nie przeszkadzają mu ludzie w pomieszczeniu. Całe dnie śpi, zakopany w szmatki, a wieczorami się budzi i hasa po garażu bez względu na to czy ktoś jest obok czy nie.
Myszy jednak nie chciał złapać. Nie był nią w najmniejszym stopniu zainteresowany. Zwinął się w kłębek i spał smacznie, myszka go wcale nie obchodziła.
Myszkę złapała więc Mama. I co? Mysz została umieszczona w wielkim słoju, ma swoje prywatne terrarium. Dostała tam dużo trocinek, aby mogła się zakopać w nie, ale psikus polega na ty, że i tak ma szklane ściany w tym domu i ją widać, pomimo zakopania w trocinkach.
Ciekawe jakie też następne zwierzę przygarną?
Do kompletu są jeszcze zwierzęta prawdziwie domowe, które są już od dawna: rybki Taty, szczurek Kamisio i pies - chyba wspólny.
Kota nie ma, bo ostatni, jakiego mieliśmy wyprowadził się do sąsiadów. I to nie najbliższych, bo najbliżsi sercem nie grzeszą i raczej by coś wypędzili, niż przygarnąć. Psy u nich regularnie głodują i wyją domagając się jedzenia. Kot był mądry, bo poszedł
dwie działki dalej do sąsiadów, którzy są na poziomie.
Trochę to było dziwne, bo tam były wtedy dzieci w liczbie dwóch małych chłopców i jednej mini dziewczynki. Chyba tego kota sobie przywłaszczyli jakimś sprytnym sposobem.
My z resztą to samo próbowaliśmy zrobić z ich psem, który wygląda, jak owieczka i zdecydowanie wolał przebywać u nas, niż u nich. Miał bardzo puchate futerko w kolorze białym, a łepek beżowy. Miał tez krótkie nóżki i ogólnie był mały. Wypisz wymaluj - owieczka. :)
Niestety nie udało się nam zawłaszczyć psa, bo sąsiedzi zorientowali się, że on więcej siedzi u nas, niż u nich i zaczęli go przywiązywać. U siebie na podwórku oczywiście. Widzieliście kiedyś owieczkę na łańcuchu? No właśnie, mniej więcej tak komicznie się ten przywiązany pies prezentował.
Hmm... Może kota też przywiązywali, aby go u siebie zatrzymać, bo w końcu przestał wracać do domu. Ten kot i tak był dziwny, więc niech tam go sobie hodują, jeśli im razem dobrze. Zdrajcę jednego. :)

Brak komentarzy: