wtorek, 6 października 2009

Okazja nie do przepuszczenia!

Trwają poszukiwania wymarzonego samochodu dla Mamy.
Nadal typowana jest Honda Jazz i wygląda na to, że Jazz jest jedynym autem, które do Mamy przemawia i za którym przemawia wiele pozytywnych argumentów.
Hondy Jazz pojawiają się w sprzedaży sporadycznie, niezbyt często i w dodatku w różnych miastach na terenie Polski. Tudzież na południu u Czechów lub Słowaków, nie wiem dlaczego, ale oni swoje ogłoszenia wrzucają na polskie serwisy aukcyjne. No, niby bliscy sąsiedzi,czemu nie...
W niedzielę pojechaliśmy obejrzeć Jazzkę w pod-lubelskiej mieścinie. Nie powiem z której strony Lublina, nie ważne, dość, że sprzedający mieszkali w bardzo ładnym z zewnątrz domu, z ładnym ogrodem przed domem, taki typowy domek jednorodzinny wg nowoczesnego projektu.
I jak to najczęściej bywa, nie trzeba osądzać po tym, co widać na zewnątrz, bo jest to bardzo złudne i może bardzo wprowadzić w błąd.
Samochód sprzedawała całkiem miło wyglądająca pani, niestety do spółki z bardzo niemiło wyglądającym mężem.
Auto wycenili średnio-rynkowo, nie za tanio, nie za drogo, do przyjęcia. Rocznik 2004, podobno zarejestrowany w marcu 2005 czy coś w tym stylu - ważne, że samochód w miarę nowy.
Za to w jakim stanie!!
Pierwsze co rzuciło się nam w oczy to masowe ilości pozostałości po pacie polerskiej - w każdym zakamarku biało. Po otwarciu drzwi, na ich środkowych częściach - biało. Niedoczyszczone fragmenty na dachu i na masce. Ktoś usilnie próbował odświeżyć lakier i ładnie go wypolerować. Niestety zrobił to tak niechlujnie, że efekt był dokładnie odwrotny. A w środku! Makabra! Tapicerka brudna, jak nie przymierzając świnia. Plamy, jakieś przebarwienia, zacieki. Dramat! nie dowiedzieliśmy się, kto ją tak zabrudził, ale co ciekawe ta pani takim samochodem jeździ. Z taką brudną tapicerką! I jej to nie przeszkadza? Hmm...
Podsufitka też była wyciapana, widniały na niej paluchy i to czarne. też nikomu to nie przeszkadzało.
Karoseria - wg faceta - w idealnym stanie. Podobnie, jak i wnętrze, bo otworzył drzwi i powiedział nam coś w stylu: "Samochód, jak widać zadbany i czysty." Przez moment myślałam, że on się nabija, a potem uznałam, ze chyba my wyglądamy na ślepych, tudzież głupich, skoro on nam takie kity wciska.
Inna kwestia, że skoro sprzedają ten samochód i wg niego to pranie tapicerki, to jest taki pikuś do zrobienia, w dodatku tak tani, jak twierdził - to dlaczego sam nie zadał sobie tego trudu, aby przygotować auto do sprzedaży, żeby robiło jako takie pozytywne wrażenie?
Wiadomo dlaczego.
Bo to jest jednak trochę zachodu i trochę kosztów i nie jest to wcale taki pikuś, bo ktoś musi to zrobić i za to zapłacić. Ale naściemniać potencjalnym kupującym można. Może są naiwni...
Znaleźliśmy też ładne ozdobniki na karoserii: rysy na masce, wgnieciony i rdzewiejący próg od strony pasażera i dwa wgniecenia na drzwiach. Oczywiście usłyszeliśmy, że taki był już kupiony przez nich. Ale to wydaje się wątpliwe, skoro przednia tablica rejestracyjna była mocno pognieciona i ewidentnie ktoś nią w coś zdrowo walnął.
Odeszliśmy od auta zniesmaczeni. Z każdym zdaniem słyszeliśmy, jak ten uroczy pan dodaje samochodowi splendoru. Odsłon na necie miał w jednej minucie 150, a już w drugiej minucie i w drugiej jego wypowiedzi - ich ilość skoczyła drastycznie na 190.
Poza tym próbował wywrzeć na nas presję w najstarszy sposób stosowany w handlu - opowiadając o tym, że są poumawiani kolejni potencjalni chętni na niego i ktoś go może podkupić.
No jaka szkoda by to była. Samochód przecież w idealnym stanie jak świeżo spod igły!
Tak... Tylko ślepy głupiec by go nie chciał kupić.

Brak komentarzy: