sobota, 31 października 2009

Milczenie

Dzisiaj jest ostatni dzień milczenia. Nie dosłownego milczenia, to taka przenośnia. Od jutra jest nowy miesiąc, dla mojego telefonu komórkowego jest nowy okres rozliczeniowy i zaczyna obowiązywać nowa umowa. W końcu! W KOŃCU!!!
Trochę się zagapiłam i za późno zabrałam się za załatwianie formalności do podpisania nowej umowy. Stara obowiązywała przez 18-cie miesięcy, ale oczywiście - kto by pamiętał, kiedy ona się kończy? Miałam różne pomysły na to, kiedy trzeba się zająć załatwianiem nowej - a to na luty, a to na sierpień... Luty okazał się niewypałem, bo umowa nie na rok, tylko na półtora była. No to sierpień. W Plusie przecież nową ofertę przygotowują dopiero na miesiąc przed końcem aktualnej. W końcu sierpień przegapiłam i przypomniało mi się to dopiero po połowie września. Szybko wybrałam ofertę, jaka mnie interesowała - nie miałam z tym problemów, bo telefonu nie wymieniam już chyba z 4 lata - niestety nie opłaca się to nijak w Plusie, abonament biorę zawsze średnio-niski, a do tego pakiet minut do Plusa i na stacjonarne. Bardzo duży pakiet. Taką ofertę mam od 4 lat i taka się bardzo dobrze sprawdza, tylko delikatnie zmienia się ilość minut w abonamentach i pakiecie dodatkowym. Odesłałam i umowę błyskawicznie, nawet dopłaciłam 20 groszy na priorytet. :)
Niestety zanim Plus się zdecydował wklepać umowę do systemu, wrzesień się skończył, a nowa miała obowiązywać od pełnego nowego okresu rozliczeniowego. Za późno więc było, aby obowiązywał od października.
Efekt tego był taki, że nie mam minut na dzwonienie po rodzinie i znajomych. Miałam na październik tylko goły abonament, a to oznaczało, że nie będę miała kontaktu z ludźmi! Nie to, że w ogóle kontaktu, ale co to za kontakt, kiedy nie można się wygadać i sobie pogadać?
Łukasz, kiedy mu powiedziałam na początku października, że nie mam mojego ukochanego pakietu na ten miesiąc, zaczął się podśmiewywać, że te minuty, ile ich mam w gołym abonamencie, pewnie nie wystarczą mi nawet na pół miesiąca. No i wykrakał. Ledwie mi wystarczyło minut na pierwsze dwa tygodnie miesiąca, przy czym sam się do tego wydatnie przyczynił, kiedy był tydzień na grzybobraniu w Mielcu. Koniec końców po tym tygodniu ani grzybów nie było, ani minut do wygadania - grzyby nie obrodziły, a ja minuty wygadałam, kiedy mi się tęskniło.
Dramatyczny to był miesiąc! Cierpiałam niesamowicie! Nijak nie szło z kimkolwiek pogadać. Trochę mnie ratował numer z Orange i te ichnie pakiety - przynajmniej do części osób mogłam sobie podzwonić. Trochę więcej dzwonili do mnie inni w tym miesiącu, ale niestety - odczułam to boleśnie i wyraźnie, jako wielki dyskomfort.
Nie mam w zwyczaju wydzwaniania sobie wielkich rachunków telefonicznych, więc nie dzwoniłam, jak nie musiałam. Czasami trudno jednak "nie musieć", kiedy pilnie chce się z kimś o czymś porozmawiać. Ale plotek przez telefon w tym miesiącu nie było.
Powiem tak: październik był dłuuuugim miesiącem, który wlókł się w nieskończoność i w dodatku zwalniał, za każdym razem, kiedy chciałam gdzieś zadzwonić i przypominało mi się, że muszę się streszczać, bo słono za to płacę. Na szczęście dzisiaj jest ostatni dzień tej męczarni i od jutra odetchnę.
Od jutra zaczyna się życie na tej planecie! Nowy miesiąc, nowa umowa, nowe pakiety! Obdzwonię wszystkie zaległości w pierwszym tygodniu. Choćby nawet potem miał mi telefon zbrzydnąć i miałabym nie sięgnąć po niego do końca miesiąca. Mało prawdopodobne, ale czasami mi brzydnie. Na jakiś czas. Nie bardzo długi.

Brak komentarzy: