środa, 7 października 2009

Znowu urlop

Łukasz ma urlop.
ZNOWU!!!!!!
I to przez całe 2 tygodnie.
Słowo daję, że on od roku miewa urlopy co 2 miesiące. I to takie długie urlopy, najczęściej po 2 tygodnie, minimum tydzień.
Ale to by już było na tyle wykorzystywania zaległego urlopu, bieżącego urlopu i urlopu w ogóle. Od "po tym urlopie" Łukasz będzie miał już tak samo mało urlopu do wykorzystania, jak ja.
No wiem, trochę to wrednie brzmi.
Ale co to za radość dla mnie, jak Łukasz ma wolne, a ja nie? No właśnie, dla mnie żadna. Łukasz odpoczywa tak czy owak, również bez mojej radości.
Ja próbuję dostać 3 dni wolnego na koniec przyszłego tygodnia. Dostałam 2 na czwartek i piątek, ale okazało się, że jeszcze mi potrzebna wolna środa. Przynajmniej w połowie wolna, na tą druga połowę dnia po południu. No i tu okazuje się, że mamy problem, jakimś cudem świat się może zawalić, jeśli nie będzie mnie 3 a nie 2 dni.
Kto by pomyślał!
I kto by uwierzył, że to prawda?
Co, jak co, ale ta firma świetnie potrafi pokazać, że nikt nie jest niezastąpiony i że wszystko świetnie działa bez względu na braki kadrowe. I świetnie potrafi udowadniać, że jako pracownik - nie jesteś za bardzo ceniony. Jak widać, świetnie też potrafi utrudniać życie człowiekowi i stwarzać problemy nawet na tak krótki urlop.
Nie ważne. Na środzie mi bardzo zależy, więc najwyżej - jeśli coś zacznie się walić znienacka - zweryfikuję swoje plany na czwartek i piątek i zrezygnuję z któregoś z tych dni.
Założę się, że Łukasz będzie w niebo wzięty, że tak sobie ładnie naplanowaliśmy, a tu plany stoją pod znakiem zapytania. Podobnie zachwycona tym jestem ja.
A zaplanowaliśmy sobie, że dojadę do Łukasza pod koniec przyszłego tygodnia i spędzimy kila dni w Mielcu razem. Nie powiem, że na grzybach, bo ja się na żadne takie eskapady nie wybieram. W lesie jest zimno, mokro i pająki co krok! W dodatku mają swoje pajęczyny porozwieszane między krzaczkami - czytaj: na wysokości człowieka, a zwłaszcza twarzy człowieka.
Pomijając wszystkie inne przyjemne aspekty grzybobrania, pająki są argumentem, który mnie skutecznie odstrasza.
Ale mogę z Mamą Łukasza marynować te grzybki, które i Tata uzbierają. Albo zrobić z nich sos. Byle tylko ktoś te grzybki pozbierał. :)
A Mała Słoninka, bardzo dowcipnie, znalazła w domu Rodziców dwa wielkie pająki i złapała je w słoik. Postawiła w kuchni na stole i mają tam teraz taką hodowlę. Domowa hodowla pająków. Wczoraj wysłała mi zdjęcie tych okazów, ale na moje szczęście moja różowa komórka nie obsługuje formatów zdjęć z Mamy aparatu. Nic nie zobaczyłam. Za to zadzwoniłam, aby dowiedzieć się, co niby miałam dostać i usłyszałam rewelacyjnego newsa o nowym rodzaju domowego zwierzątka w domu.
Łukasz podsunął pomysł, że może by tymi okazami z hodowli nakarmiła jeża.... To jest bardzo dobry pomysł, o ile ten jeż gustuje w ośmionożnym mięsku.
Ja nie gustuje, toteż nie zamierzam wybierać się do Rodziców dopóki nie pozbędą się tych pająków.
Odczytałam to jako swoistą zachętę do nieprzyjeżdżania do nich, tudzież zniechęcenie mnie do przyjeżdżania. :))

Brak komentarzy: