czwartek, 8 października 2009

Wino solo

Przedwczoraj kupiłam dla państwa D. wino - w podziękowaniu za maliny. Państwo D. oczywiście za te maliny nie chcieli żadnych pieniędzy, ale jakakolwiek forma podziękowania im się należała, bo maliny same z krzaczka nie spadają, a już tym bardziej nie przyjeżdżają 50 km trafiając wprost na czyjś stół.
Wino wybierałam z 15 minut, bo jest to zawsze trudne wyzwanie. Przejrzałam półki z różnej narodowości trunkami, obejrzałam dziesiątki etykietek i spodobało mi się białe słodkie wino chilijskie. Tak mi się spodobało, że nie mogłam się mu oprzeć i pomimo wątpliwości czy się ono nada - wzięłam je.
W sumie to większość osób gustuje w czerwonym winie. Inna sprawa, że bardzo rzadko kupuje się wino słodkie. Półsłodkie, albo półwytrawne - najczęściej. Ja jednak mam ostatnio nalot na białe wino i wybrałam to chilijskie pod wpływem własnego widzimisię. Wyglądało tak zachęcająco - ładny żółtawy kolor, sensowna etykieta.
Pani D. pomimo oporów pozwoliła sobie to winko wręczyć i tylko odgrażała się, że nie będzie go otwierać i zostawi go na jakieś spotkanie z nami, tudzież, że dostaniemy jeszcze więcej malin. Mam jednak nadzieję, że wypiją winko z panem D., kiedy najdzie ich ochota na białe wino i że okaże się dobre.
Wczoraj wracając do domu wieczorem naszła mnie nieodparta chęć napicia się białego słodkiego wina. Jechałam opętana ta myślą i nie mogłam się od niej opędzić. Doszłam w końcu do wniosku, że Leclerc powinien być otwarty do 22, skręciłam więc do niego i poleciałam prosto na stoisko alkoholowe z zamiarem kupienia sobie takiego samego wina.
No i co?
Nie było już ani jednej buteleczki tego wina!
A dzień wcześniej stało ich jeszcze kilka na półce.
Tego się nie spodziewałam!
Cóż było robić, chęć napicia się białego słodkiego wina była większa niż chęć napicia się tego konkretnego wina, więc przeszukałam półki pod hasłem "wina chilijskie" zdeterminowana kupić inne - byle by tylko było białe, słodkie i pochodziło z Chile.
Co się uparłam na to Chile, tego już nie wiem. Chyba tak siłą rozpędu, bo mi się to pierwsze tak bardzo spodobało.
Z wielkim trudem, ale znalazłam jeszcze jeden rodzaj białego, słodkiego, chilijskiego wina i kupiłam je.
Wróciłam do domu - nadal Łukasz na grzybach, wiec sama, a w domu pusto. Zadzwoniłam do Łukasza i oznajmiłam mu, że musi chyba szybko wracać, bo jego żona zamierza samotnie pić wino, co może kiepsko rokować. Łukasz stwierdził, że trudno - najwyżej wróci i pośle mnie na odwyk i pożyczył mi udanego wieczoru. Otworzyłam więc sobie to winko i wypiłam kieliszek, wisząc na telefonie z Ewą. Niby nie sama. :)
Wino było bardzo dobre, delikatne, słodkie - ale nie za bardzo, wyrazisty smak - ale nie za bardzo i aromatyczne.
Znieczuliło mnie tylko odrobineczkę, ale wystarczająco, aby zasnąć, pomimo, że Ewa - pod wpływem mojego posta - uczepiła się tematu strachów, duchów, lęków i zwidów. Rozmowa wracała do tych upiorów uporczywie! Ja mówiłam Ewie, żeby przestała, bo ja śpię sama tej nocy i jeszcze przez kilka kolejnych, a Ewa odpowiadała mi, że nic mi nie będzie, bo mam przecież wino! Wypiję najwyżej łyk czy dwa więcej i pójdę spać obojętna na to czy przy moim łóżku czyha jakaś zjawa czy nie i czy są jacyś przenikający przez ściany ludzie czy nie.
Niezła przyjaciółka, nie? :)
Przyznam, że trochę mnie ta rozmowa wystraszyła i w pewnej chwili, już leżąc w łóżku MUSIAŁAM zapalić światło. Przez dłuższą chwilę spałam przy świetle, ale byłam tak zmęczona, że w końcu zgasiłam je i postanowiłam być dorosła. Czytaj: odważna.
A dzisiaj dowiedziałam się, że panią D. też wczoraj naszła ochota na wino i też wypiła sobie lampeczkę sama, bo pan D. na alkohol nie miał ochoty. Wydało się nam to bardzo zabawnym zbiegiem okoliczności i postanowiłyśmy, że jeśli znów najdzie nas ochota na winko i będziemy je wlewać tylko do jednego kieliszka, to zadzwonimy do siebie i wypijemy je telefonicznie razem. :)

Brak komentarzy: