czwartek, 1 października 2009

Filmy i korki

Czwartek. Życie wraca do normy.
Ostatnio było trochę powywracane do góry nogami, kiedy nocowała u nas Amelka. Dzisiaj już nikt u nas nie nocował i jakoś tak się zrobiło cicho i pusto...
W dodatku Łukasz pracuje do końca tygodnia na popołudnie, więc kończy o 22. A ja siedzę wieczorami sama. Ciekawe czy posiedzę. Wątpliwe. :)
Wczoraj nie nasiedziałam się w domu ani minutki.
Po pracy poleciałyśmy z Jolą do kina na nowy film Almodovara - "Przerwane objęcia". Film udany. Typowy Almodovar. Taki zakręcony i jednocześnie prosty. Ładne zdjęcia, znajomi aktorzy. Historia miłosna. Odrobina komedii, odrobina dramatu. Wszystkiego po trochu, jak to u Almodovara.
Uwielbiam filmy Almodovara. I Jima Jarmuscha.
Łykam je w całości. Są tak specyficzne i tak charakterystyczne dla tych reżyserów, a jednocześnie mają taki niepowtarzalny klimat, że nic im nie dorównuje.
Nowy Almodovar zobaczony, a w drodze już nowy Jarmusch! Wkrótce w kinach będzie "The Limits of Control". Już się nie mogę doczekać! Od czasu ostatniego "Broken flowers" już sporo czasu minęło, najwyższa pora, aby pojawiło się coś nowego w jego reżyserii.
Póki co - od wczoraj mam fazę na Almodovara. I naszła mnie ochota, aby obejrzeć sobie jego poprzednie filmy. Chyba sobie je odświeżę. Co ciekawe - pamiętałam o czym były jego starsze filmy (Wszystko o mojej matce, Porozmawiaj z nią, Kwiat mego sekretu itp.) a zupełnie nie pamiętałam o czym był Volver! Dopiero, jak przeczytałam kawałek streszczenia, przypomniała mi się cała fabuła.
Są jeszcze z dwa albo trzy filmy, których nie widziałam i jakoś mi umknęły, pomimo, że chciałabym je oglądnąć. Trzeba by się nimi zainteresować i nadrobić te braki.
Wczoraj w kinie byli też Mała Słoninka i jej Piotruś Pan. Zupełnie przypadkiem na tym samym seansie, co my z Jolą. Ale jak się okazywało wiele razy w ciągu ostatnich miesięcy - na dowolnym seansie, w malutkim Lublinie można zawsze spotkać kogoś znajomego.
Mała Słoninka i Piotruś Pan świętowali udaną sesję Małej Słoninki. Dostała ostatnio mnóstwo piątek i czwórek z zaliczeń, zrobiła mnóstwo przeróżnych projektów, Piotruś Pan jej w tym usilnie pomagał, więc mieli co świętować.
Po filmie zapakowaliśmy się wszyscy do samochodu z zamiarem szybkiego dotarcia do naszych domów. Jola spieszyła się na busa. Pojechaliśmy więc aby go gonić. Niestety to wyzwanie nas przerosło! Zaraz po wyjechaniu z podziemnego parkingu z Plazy, przekonaliśmy się, że pomimo późnej pory - była 19,30 - na mieście jest tabun samochodów! Zupełnie jak w godzinach szczytu! Korki, kolejki, tłumy ludzi i długie oczekiwanie na każdym skrzyżowaniu.
Jak na złość samochód mi prawie zgasł, kiedy ruszałam na najkrótszej zmianie świateł. Nie zdążyłam już zjechać ze skrzyżowania i zrezygnowana stanęłam za światłami. Nie bardzo chciałam się pchać na czerwonym, pomimo, że już byłam w takim miejscu, że nie miałam szansy stwierdzić, kiedy będę miała zielone. Nikomu nie tarasowałam drogi, więc stałam sobie spokojnie, chociaż duchowo niespokojnie, bo przecież się nam spieszyło. Wyszłam z założenia, że kiedy będzie moja kolej, to ktoś zatrąbi. No i tak się stało. Zatrąbili. Nawet dwa razy, zanim załapałam, że to o mnie chodzi.
Niestety Jola na busa nie zdążyła, pomimo, że liczyliśmy, że skoro my stoimy w korkach, to może jej bus również. Bus jednak był szybszy. Jola jakoś w końcu dotarła na swoje hajdowo, zdecydowanie wcześniej niż ja do siebie.
To, co się działo na mieście było tylko zwiastunem tego, co nadchodzi. Rusza od dzisiaj rok akademicki, czyli tysiące studentów napływają do Lublina, czyli robi się tłocznie, gwarno i korkowato. Trzeba szukać alternatywnych rozwiązań, bo jeżdżenie autem staje się gehenną. Jednym słowem - koniec lata, koniec wakacji i luzu pod wieloma względami.
Tak sobie myślę, że chyba do centrum będę teraz jeździła autobusami. Stanie w korku samochodem jest co najmniej nieekonomiczne i to nie tylko dla kieszeni, ale tez pod względem czasowym. Autobusy się wpychają na światłach przed korek, z reszta kierowcy wpuszczają autobusy bez protestów. Może nie jest to najwygodniejszy sposób przemieszczania się, ale jednak w obliczu korków - znacznie skuteczniejszy niż samochód. Problem polega tylko na tym, ze odzwyczaiłam się od jeżdżenia autobusami i czuję przed tym taki niedookreślony lęk. Największy z tego powodu, że te głupie autobusy jeżdżą gdzie chcą, a nie tam, gdzie ja się spodziewam. No ale o tym już było.
Wczoraj po odstawieniu Joli na przystanek busów, w dalszej kolejności wpadłam do naszego mieszkania aby zabrać kilka rzeczy, które miałam podrzucić bratu i pojechałam odwieźć Małą Słoninkę i Piotrusia Pana. I tym sposobem wylądowałam u rodziców.
Więc, posiedziałam już u nich godzinkę i zaczekałam do 22, aby w drodze do domu zgarnąć Łukasza. I tym sposobem samotny wieczór w domu mnie ominął. :)
W zasadzie to ominął mnie nawet wieczór. Zupełnie nie zauważyłam, kiedy zrobiła się już 22,30 i trzeba było zbierać się do spania.
Podobnie, jak omijają mnie inne spokojne, leniwe i samotne popołudnia. Zawsze znajdzie się coś ciekawego do zrobienia, ktoś do odwiedzenia, albo jakaś sprawa do załatwienia.

Brak komentarzy: