środa, 30 września 2009

Otchłań

Tak, wpadłam w jakąś otchłań i od tygodnia nie mam za wiele do powiedzenia, a tym samym tez do napisania. Ogarnęła mnie swoista katatonia.
Jakoś mi jest nijak.
Dzisiaj jestem w ogóle niedobita, bo od wczoraj boli mnie lewe ucho.
Rano poprosiłam Szela, aby podczas swojej rytualnej wycieczki do sklepu, zakupił mi w aptece gripex. Swego czasu lekarka poradziła mi gripex na takie marudzące ucho, bo ma w składzie pseudoefedrynę, która z kolei ma jakieś zbawienne działanie na takie przypadłości.
Skąd mi się ten kłujący ból w uchu przyplątał, to nie wiem. Od wczorajszej zepsutej pogody? Trochę mokrego wiatru i już jestem załatwiona? Hmm… To taka choroba małych dzieci. Bolące ucho zawsze kojarzy mi się z bobasem. Jak widać, można na to zachorować też w wieku zaawansowanej dorosłości. Chociaż dla mnie to żadna choroba. Kłuje, to kłuje. Nie można przełykać ani ruszać głową, ale choroba to żadna. Raczej upierdliwość. Nie przejmuję się tym, ale zrobić coś z tym trzeba.
Gripex Szelu zakupił błyskawicznie. Wzięłam sobie dwie pomarańczowe tabele teczki, zachęcona przez Jolę, bo niby dawka uderzeniowa podziała skuteczniej… I rozpoczęłam wyczekiwanie na rezultaty. Jola tez niekoniecznie zdrowa, ale i nie chora, sama łyknęła tabletkę gripexu. Z nadzieją, że cokolwiek ją napoczyna, jednak jej nie rozłoży. Chwilę później gripexem poczęstował się Marek, którego też boli ucho – dla odmiany prawe.
Gripex podziałał na mnie, jak zawsze z resztą. Niezawodnie. Trochę dobrze, a trochę źle. Ogólnie to ja go bardzo źle znoszę, bo po jakiś dwóch godzinach od łyknięcia mam wrażenie, że zaraz zemdleję, zasłabnę, albo po prostu zejdę z tego świata. I tak to sobie trwa z półtorej godziny, aż lek przestanie działać. Wtedy ożywam.
Dzisiaj przez 2 godziny siedziałam w pracy półżywa, starając się usilnie utrzymać pionową pozycję ciała i jednocześnie zwalczyć swoją nieprzepartą chęć zsunięcia się pod biureczko. A potem miałam zejście po gripexie, bardzo przyjemne, bo człowiek, jak czuje, że ożywa, to ma tez dobry humor.
Gripex w pracy to całkiem ciekawe doświadczenie.
Specyfikacja po zneutralizowaniu się gripexem była znacznie mniej skomplikowana i dała się poprawić raz, dwa. Śmietnik w folderach poczty, które nota bene miały posłużyć do uporządkowania zawartości poczty – jakiś bardziej przejrzysty. Wszystko dawało się całkiem łatwo znaleźć… To tylko jeden kolega od rana nie mógł mi wytłumaczyć co mu nie działa i o co mu chodzi, a ja jakoś nie wnikałam i tak to trwało aż do 16-tej prawie. Wyjaśniło się dopiero przed moim wyjściem z pracy, kiedy to Paweł sam się domyślił, że mówimy o dwóch rożnych rzeczach.

Brak komentarzy: