poniedziałek, 26 października 2009

Szansa Chińczyków

Chińczycy podobno widzą w każdym chaosie szansę.
Dosłownie takie zdanie przeczytałam gdzieś w zeszłym tygodniu. Nie pamiętam gdzie, ale pamiętam, że uznałam to za swoisty omen, że akurat w czasie takiego chaosu u nas w pracy napotkałam takie stwierdzenie. Zapewne powinnam więc i ja zacząć wypatrywanie szansy.
Może i coś w tym chaosie Chińczycy widzą, kto ich tam wie. Chińczycy na ogół mają dramatycznie różną mentalność od przeciętnego Europejczyka.
Może i jest w każdym chaosie jakaś szansa...
Na pewno trzeba mieć sporo przenikliwości, aby ją dostrzec.
Pomyślałam, że zamiast się stresować tymi roszadami na stanowiskach, powinnam była wypatrywać tej szansy. Zamiast tracić nerwy powinnam podejść do tego konstruktywnie.
Tylko, że trudno podejść tak bardzo konstruktywnie do sytuacji, która jest wynikiem po pierwsze czyjegoś braku orientacji w temacie i realiach, po drugie czyjejś niekompetencji i matactwa, a po trzecie jawnej niesprawiedliwości.
No nic. Skoro już wytraciłam wszystkie nerwy, mogę równie dobrze zacząć praktykować chińskie podejście. Będę dybać na tą szansę. Jakąkolwiek.
Nie to, abym dybała na jakieś wielkie szanse, bądźmy realistami, ale nawet małe światełko w tunelu byłoby mile widziane. Chociaż właściwie pozytywne strony widać od razu i nie trzeba się wysilać, aby je dostrzec.
Swoją drogą, patrząc na historię narodu Chińskiego, to chyba jednak powinni być mniej Zen, a bardziej activ. Nie najlepiej wyszli na tym wypatrywaniu szansy. Albo raczej długo im przyszło patrzeć, zanim tą szansę dostrzegli.
Jak to mówił jakiś mędrek ze Starożytności: miej umysł otwarty, ale nie na tyle, żeby ci rozum wypadł.
Chyba więc gapienie się na chaos można sobie odpuścić. Byłabym raczej za dyskretnym zerkaniem.
I chyba jednak chińska filozofia mało do mnie przemawia. Już bardziej ta starożytna o tym rozumie. Bardziej praktyczna i skonkretyzowana.

Brak komentarzy: