piątek, 10 lipca 2009

Rok niefarta

Tak poważnie, abstrahując całkiem od tych wszystkich pierdów, jakie mi się przydarzają, to to jest Rok Wielkiego Niefarta. Poważnego niefarta, bo to, że wywaliły mi się skrzynki z ziemią w środku w samochodzie czy to, że rower nie chce się odpiąć z linki zabezpieczającej (do tej pory stoi nieużytek w piwnicy, a zamek w lince ani drgnie) – to nie jest nic szkodliwego. Można to przeżyć. Ot, takie upierdliwe, chwilowe niewygody. Nie robią większej szkody i nie wpływają ogólnie na życie. Jedyną ich konsekwencja jest to, że najpierw mi opadną ręce, potem mnie dopadnie złość, a na koniec muszę sobie poradzić jakoś i na przykład posprzątać. Po kilku dniach z całego zajścia można się śmiać i wspomina się to jako swoisty żart losu.
Ale oprócz tych drobnostek, w tym roku pojawiają się naprawdę poważne, kiepskie nowiny. I te już znacząco wpływają na życie i to długofalowo.
Jest dopiero lipiec. Zaliczyłam już dwie takie rewelacje, jedna lepsza od drugiej. Oznaczają tyle, że momentami trzeba będzie się nieźle nagimnastykować i że przyszłość wcale taka różowa nie będzie.
Najpierw rewelacje z tą cukrzycą. Przyczajony tygrys, ukryty smok. Póki co jest wszystko w miarę dobrze i nie muszę tego badziewia leczyć. Ale już wychyliło łeb i teraz trzeba mieć to na uwadze. Zanotowali mnie w poradni diabetologicznej i dobrze, że mam te prawo jazdy bezterminowe, bo nie miałabym na nie już szans. A propos, to moje prawo jazdy czeka na odebranie od marca… Nie mogę się zebrać, aby po nie iść.
O drugiej wspaniałej wieści nie będę pisać. Ale jest.
Poważnie, to chciałabym, aby ten paskudny rok już się skończył. Mam nadzieję, że limit przykrości na ten rok się wyczerpał, bo do tej pory jestem dzielna i nie płaczę, ale do trzech razy sztuka. Jak kolejny raz coś takiego na mnie spadnie, to już nie mogę obiecać, że płakać nie będę.
Czy nie można pożyć sobie w spokoju, bez tych małych i dużych zmartwień? Czy naprawdę musi ciągle coś na mnie spadać? Ileż można….
Może w tym roku trzeba się przyczaić i dać sobie spokój z załatwianiem czegokolwiek, to niefart się już więcej nie objawi? Może. Ale jak tu przetrzymać biernie całe pół roku? To nie dla mnie…

Brak komentarzy: