Postanowiłam kupić sobie numer w Orange.
Numer telefonu. Albo starter, jak ktoś woli. Albo nawet telefon ze starterem.
Cokolwiek, co działałoby w Orange i miało jakieś sensowne stawki na połączenia w Orange.
Mam taką potrzebę, bo odkąd Mała Słoninka ma numer w Orange, ja ze swojego Plusa dzwonię do niej bardzo oszczędnie, bo oczywiście zjada to minuty i złotówki jak szalony PacMan.
Mam mnóstwo minut, ale wszystkie do Plusa i Orange, a do innych sieci niewiele.
Rozpoczęłam więc studiowanie oferty Orange.
Najpierw zaciekawiło mnie ich rozróżnienie na "inne sieci" oraz "Play". Wynika z tego, że Play jest traktowane na odrębnych warunkach, niż pozostałe sieci i ewidentnie są te warunki znacznie gorsze - minuty i SMSy są droższe. Wniosek, jak się nasuwa, to, że Orange i Play się nie lubią. Ciekawe dlaczego? Nie dogadali się. Może poszli na noże i postanowili utrudniać życie uzytkownikom swoim i przeciwnika...? Tracą na tym zarówno Orange'owcy dzwoniący do Play'owców - bo płacą za te połączenia drożej, jak i Play'owcy, bo pewnie Orange'owcy dzwonią do nich rzadziej i niechętnie. Świetnie, brawo chłopcy, tylko tak dalej.
Druga sprawa - poszłam do punktu Orange w Leclerc'u i dostałam od pani śliczną książeczkę z wypiskami co i za ile. Zestawienie wszystkich ofert - karta, abonament, mix i inne ichnie wynalazki.
Nom.... dostałam.... I nie rozumiem z tych ich tabelek prawie nic! Co za gupek to tak zaprojektował, że laik nie może z tego dziewactwa wyczytać kompletnie nic?? Czemu to ma służyć? Czy to taki chwyt marketingowy? Im trudniej się połapać w ofercie, tym łatwej można nabić klienta w butelkę?
Nie ma opisów w tych tabelkach, poszczególne linijki są pomieszane, nie ma rozróżnień, a to co jest jest naprawdę pomieszaniem z poplątaniem.
Przestudiowałam to od góry do dołu i z powrotem, nauczyłam się przy tym połowy pozycji na pamięć, ale niestety metodą studencką - bez zrozumienia.
Najbardziej mnie rozbawiło, że pani w punkcie Orange przedstawiła mi bardzo korzystną ofertę, z której chyba nawet chciałabym skorzystać. Ale sama nigdzie tej oferty nie wyczytałam! TAK mają opisane swoje pakiety na stronie Orange. Może mam skrzywienie zawodowe i stąd tak krytycznie do tej strony podeszłam, ale jako klient czuję się skołowana. Jak dziecko we mgle.
W domu - studiując tą śliczną i enigmatyczną książeczkę wyczytałam to, co powiedziała ta pani, ale z jakim trudem! Ile się naszukałam tych cen, dodatkowych usług i informacji o telefonie w promocji.
Słowo daję - niby jestem osobą wykształconą, z jako taką inteligencją, kiedyś na teście inteligencji wyszła mi nawet wysoka, niby dosyć łatwo kumam różne rzeczy, a tu tymczasem taka niespodzianka! Nie kumam nic! :)
Oj, jak to łatwo można pokazać komuś, że mimo wszelkich złudzeń jest barankiem... :))
Nie pozostaje mi więc nic innego, niż ruszyć moje 4 literki i powędrować do jakiegoś salonu po resztę informacji i może umowę. Może to taki sposób na napędzanie klientów do salonów.... Niby jest strona internetowa, jest sklep internetowy, ale... co nie ubijesz, to nie ujedziesz...
Numer telefonu. Albo starter, jak ktoś woli. Albo nawet telefon ze starterem.
Cokolwiek, co działałoby w Orange i miało jakieś sensowne stawki na połączenia w Orange.
Mam taką potrzebę, bo odkąd Mała Słoninka ma numer w Orange, ja ze swojego Plusa dzwonię do niej bardzo oszczędnie, bo oczywiście zjada to minuty i złotówki jak szalony PacMan.
Mam mnóstwo minut, ale wszystkie do Plusa i Orange, a do innych sieci niewiele.
Rozpoczęłam więc studiowanie oferty Orange.
Najpierw zaciekawiło mnie ich rozróżnienie na "inne sieci" oraz "Play". Wynika z tego, że Play jest traktowane na odrębnych warunkach, niż pozostałe sieci i ewidentnie są te warunki znacznie gorsze - minuty i SMSy są droższe. Wniosek, jak się nasuwa, to, że Orange i Play się nie lubią. Ciekawe dlaczego? Nie dogadali się. Może poszli na noże i postanowili utrudniać życie uzytkownikom swoim i przeciwnika...? Tracą na tym zarówno Orange'owcy dzwoniący do Play'owców - bo płacą za te połączenia drożej, jak i Play'owcy, bo pewnie Orange'owcy dzwonią do nich rzadziej i niechętnie. Świetnie, brawo chłopcy, tylko tak dalej.
Druga sprawa - poszłam do punktu Orange w Leclerc'u i dostałam od pani śliczną książeczkę z wypiskami co i za ile. Zestawienie wszystkich ofert - karta, abonament, mix i inne ichnie wynalazki.
Nom.... dostałam.... I nie rozumiem z tych ich tabelek prawie nic! Co za gupek to tak zaprojektował, że laik nie może z tego dziewactwa wyczytać kompletnie nic?? Czemu to ma służyć? Czy to taki chwyt marketingowy? Im trudniej się połapać w ofercie, tym łatwej można nabić klienta w butelkę?
Nie ma opisów w tych tabelkach, poszczególne linijki są pomieszane, nie ma rozróżnień, a to co jest jest naprawdę pomieszaniem z poplątaniem.
Przestudiowałam to od góry do dołu i z powrotem, nauczyłam się przy tym połowy pozycji na pamięć, ale niestety metodą studencką - bez zrozumienia.
Najbardziej mnie rozbawiło, że pani w punkcie Orange przedstawiła mi bardzo korzystną ofertę, z której chyba nawet chciałabym skorzystać. Ale sama nigdzie tej oferty nie wyczytałam! TAK mają opisane swoje pakiety na stronie Orange. Może mam skrzywienie zawodowe i stąd tak krytycznie do tej strony podeszłam, ale jako klient czuję się skołowana. Jak dziecko we mgle.
W domu - studiując tą śliczną i enigmatyczną książeczkę wyczytałam to, co powiedziała ta pani, ale z jakim trudem! Ile się naszukałam tych cen, dodatkowych usług i informacji o telefonie w promocji.
Słowo daję - niby jestem osobą wykształconą, z jako taką inteligencją, kiedyś na teście inteligencji wyszła mi nawet wysoka, niby dosyć łatwo kumam różne rzeczy, a tu tymczasem taka niespodzianka! Nie kumam nic! :)
Oj, jak to łatwo można pokazać komuś, że mimo wszelkich złudzeń jest barankiem... :))
Nie pozostaje mi więc nic innego, niż ruszyć moje 4 literki i powędrować do jakiegoś salonu po resztę informacji i może umowę. Może to taki sposób na napędzanie klientów do salonów.... Niby jest strona internetowa, jest sklep internetowy, ale... co nie ubijesz, to nie ujedziesz...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz