niedziela, 14 czerwca 2009

Żółte begonie

W zeszłym roku w wakacje odwiedziliśmy Kamę i Andrzeja. Mieszkają pod Łodzią, w domku jednorodzinnym z bardzo świetnym balkonem. Podłoga balkonu - co jest rzadkością - zrobiona jest z drewnianych listewek. Między nimi są przestrzenie, przez które widać trawnik piętro niżej. Na tym balkonie Kama posadziła mnóstwo różnych roślin, między innymi begonie. Znalazła je w jakimś sklepie ogrodniczym i tak ją urzekły, że kupiła zestaw trzech kolorów - żółtą, pomarańczową i czerwoną. Begonie wyglądały ślicznie, nie mogłam od nich oderwać wzroku.
W tym roku postanowiłam skorzystać z inspiracji Kamy i również sobie takie begonie kupić i posadzić.
Rozpoczęłam poszukiwania begonii w szklarni niedaleko rodziców, gdzie co roku można zakupić śliczne kwiatki różnego rodzaju i świetny nawóz do nich. Niestety Szklarniarz powiedział, że mają póki co tylko begonie drobnokwiatowe, a wielkokwiatowe może w czerwcu wyhodują, bo na razie nie mają na to warunków.
Mama powiedziała, że niedawno do Głuska przyjechała jakaś handlara, stanęła dużym transporterem pod sklepem spożywczym - wiadomo jest to najlepsze lokum do handlu, bo do sklepu spożywczego najwięcej ludzi chodzi. I sprzedała prosto z samochodu takie właśnie begonie wielkokwiatowe w kolorach, jakich poszukuję po 5zł za sztukę. Niestety wtedy Mama nie wiedziała, że takie begonie mi się marzą, a od wtedy handlarka nie przybyła do Głuska więcej. Mama jednak nastawiła radar na begonie i handlarę i obiecała, że jeśli tylko się pojawi ona w zasięgu wzroku, to mi je kupi.
Ja kontynuowałam poszukiwania najpierw w Obi - bez powodzenia. Szczerze nie lubię tego sklepu, bo są tam potwornie drogie rzeczy, a jakościowo są kiepskie i w dodatku jak na taki wielki sklep, to zaplecze ogrodowe mają mierniutkie.
W piątek w drodze do rodziców zawinęliśmy do centrum ogrodniczego. Znaleźliśmy begonie za 6,50 zł, w dwóch kolorach - czerwonym i pomarańczowym, dokładnie takie, jakich poszukiwałam, ale żółtych ani śladu.
Posadziłam w skrzynce dwie begonie w dwóch końcach, a na środku zostawiłam miejsce na żółtą, której jeszcze nie miałam, nie było, ale mimo to miałam nadzieję nabyć.
W sobotę pojechaliśmy z Łukaszem i Mamą do makro, gdzie podobno było mnóstwo kwiatków, jako produktu sezonowego i begonii żółtych i wielkokwiatowych też. Niestety makro nas mocno rozczarowało, bo nie dość, że nie było wcale wiele kwiatków, to begonii mieli tylko dwa kolory - czerwony - a taki już miałam i różowy, którego nie pragnęłam mieć.
Zamiast żółtych begonii kupiliśmy mnóstwo innych rzeczy za ponad 200 zł. Trochę na zasadzie "zamienił stryjek, siekierkę na kijek". Kwiatków, jak nie było, tak nie ma, a pieniędzy wydaliśmy od groma. I to w dodatku Mami pieniędzy...
Dzisiaj rano Łukasz poszedł do kościoła, a ja powoli się budziłam. Wykąpałam się, zjadłam śniadanie i właśnie siedziałam sobie najspokojniej w świcie z kawą nad książką, kiedy wpadł zadyszany Łukasz i kazał mi się szybciutko ubierać i lecieć z nim na parafiadę pod kościół - cytuję: "bo są te..." . Patrzyłam na niego trochę nie rozumiejąc, po co mam tam lecieć, a Łukasz przez chwilę grzebał w pamięci poszukując odpowiedniego słowa i w końcu mnie oświecił:
- Są żółte
begonie!!
Łukasz przeszedł się po stoiskach na tej parafiadzie i jak tylko zobaczył stoisko z kwiatkami od razu przypomniały mu się te nasze poszukiwane kwiatki. Ku swojemu zdziwieniu zobaczył, że są na półce w całkiem pokaźnej ilości, ale dla pewności zapytał sprzedawczynię czy mają może żółte begonie. Babka pokazała mu całą półkę doniczek z właśnie tymi upragnionymi kwiatkami, więc Łukasz szybko przybiegł po mnie.
No to mnie zaskoczył! Tego to się nie spodziewałam!
To my latamy po całym mieście w poszukiwaniu żółtych begonii, a tymczasem w niedzielę, za sprawą księdza i jego pomysłowej parafiady, begonie zjawiły się same tuż pod moim blokiem!
Hmm... Może nie trzeba było biegać za nimi od tygodnia, tylko po prostu pomodlić się i zażyczyć sobie, aby cały trójkolorowy zestaw zjawił się tuż pod moim blokiem?! :)
Co za niespodzianka!
Czym prędzej wskoczyłam w buty i poszliśmy kupić moje wymarzone żółte begonie do tego uroczego tria. Begonie mieli po 3,50 zł, bardzo śliczne, kilka rodzajów, z ciemnymi i z jasnymi liśćmi, żółte i czerwone i łososiowe. Bardzo piękne. Kupiłam więc sobie żółte, a Mami kupiliśmy cały zestaw; żółtą, czerwoną i łososiową. Do tego kupiliśmy też petunie - te kwiatki poleciła mi Ewa. Miała w zeszłym roku granatowe, mówiła, że bardzo ładnie pachniały. My kupiliśmy dwa zestawy po dwie petunie stojące w kolorze ciemno-fioletowym i jedną zwisającą ciemno-różową.
Od razu dosadziłam swoją żółtą begonię do skrzynki, teraz już komplet prezentuje się, jak powinien.
Po południu zawinęłam resztę kwiatków i pojechałam do Mami. Posadziłyśmy jej begonie - ależ się pięknie razem prezentuje jej zestaw trójkolorowy, wsadziłyśmy też petunie do doniczek i wróciłam z nową porcją skrzynek do zawieszenia na balkonie.
Powoli robi się na tym balkonie gęsto! :)
Musimy dokupić jeszcze co najmniej dwa komplety uchwytów do wywieszenia doniczek za barierkę, bo nie mieszczą się nam. Załatwimy to w tym tygodniu.
Na zawieszenia czekają jeszcze jedne aksamitki, jedne jakobinki i forsycja. Jeśli dwie z tych trzech skrzynek wylądują na uchwytach, będzie już luźno. Ale mamy śliczny, ukwiecony balkon! :)

Brak komentarzy: