czwartek, 25 czerwca 2009

Będzie burza taka duża!

Od kilku dni codziennie są burze.
Mniejsze lub większe, ale są i to właśnie najgorsze, że są codziennie. Nawet jeśli rano widać piękne niebo i słońce, to i tak można się spodziewać po południu burzy i deszczu, jak z cebra. Powietrze jest fatalne, wszystko paruje i jest ogromna wilgotność powietrza. Ewie wykręcają się od niej włosy i codziennie przychodzi do pracy prawie płacząc, że prostuje swoje loczki wieczorem i rano, a zanim dotrze do pracy włosy już się z powrotem skręcają i falują. Dzisiaj w końcu poddała się i po przyjściu do pracy poszła do łazienki aby swoje loczki zmoczyć i aby mogły się poskręcać, jak im się podoba.
Dzisiaj jednak ta burza mnie wkurzyła nie na żarty. Już mam dość takiej pogody i - o ile normalnie jestem obojętna na pogodę, ciśnienie, na to, cokolwiek leci na głowę z nieba, na chmury i kaprysy zmiennej aury - o tyle dzisiaj to już się zagotowałam.
Powód był malutki, ale bezcenny dla mnie!
Otóż dzisiaj po powrocie do domu poleciałam od razu na balkon, aby zobaczyć, jak tam moje kwiatuszki i co? Jeden z nich był złamany! Burza złupiła je totalnie! Moje aksamitki powyginały się na prawo i lewo i zwisały z doniczki smętnie i bezwładnie. A jakobinki to już zupełnie tragedia! przyklapnięte i wprost wbite w ziemię! A jedna złamana całkiem, ledwo ją naprostowałam, ale nie sądzę, że bez opatrunku postoi. A taka śliczna była! I miała kwitnąć. Nie wiem czy dam radę ją uratować...
A poszłam dzisiaj do pracy w takich letnich fatałaszkach! Cienka kolorowa spódnica, zielona bluzeczka z krótkim rękawem, pończochy, jasne balerinki. Na szczęście miałam tyle oleju w głowie, aby zabrać sweterek - no ale klimatu u nas w pracy również nie da się przewidzieć i bardziej prawdopodobne jest, że w lecie nasza klimatyzacja nas zmrozi, niż że się spocimy. Wzięłam też letnią białą kurteczkę z kapturem, co mi się bardzo przydało w drodze do domu, kiedy z nieba siąpiły pozostałości po burzy.
I po co było się tak stroić na letniaka? Po południu mój strój był zupełnie nieadekwatny do panującej aury...
Mogłam założyć dżiny i jakiś ciepły sweterek, to może by nie padało... Wiadomo, że zazwyczaj pogoda jest zupełnie inna, niż się spodziewamy. Ale z drugiej strony wiadomo też, że pogoda nigdy się nie sprawdza, synoptycy kłamią, bo muszą coś mówić i jest to wszystko jedną wielką zagadką.
Zupełnie jak w tym dowcipie:

Przyszli Indianie do Szamana i zapytali :
- Szaman, jaka będzie w tym roku zima?
Szaman odprawił swoje obrzędy i odpowiedział, że zima będzie bardzo mroźna.
Indianie więc cały rok pilnie zbierali chrust na zimę, aby był na opał. Okazało się, że zupełnie niepotrzebnie, bo zima była całkiem lekka.
Na drugi rok znowu przyszli do Szamana i zapytali:
- Szaman, powiedz, jaka będzie w tym roku zima, tylko się nie pomyl!
Szaman trochę przestraszony odprawił swoje obrzędy, poczarował i wyszło mu, że będzie strasznie sroga zima, trzeba zbierać chrust!
Indianie posłusznie znowu cały rok zbierali chrust. Po raz drugi niepotrzebnie., bo kolejna zima była lekka.
Na trzeci rok Indianie mocno się wkurzyli, poszli wściekli do Szamana i mówią:
- Szaman, masz ostatnią szansę. Powiedz, jaka będzie w tym roku zima, ale nie ściemniaj, bo my już niepotrzebnie zbieramy chrust dwa lata! Jeśli znów się pomylisz, to cię oskalpujemy!
Szaman wystraszony usiadł i myśli, co zrobić? Jak nie zgadnie, będzie po nim! W końcu wpadła na pomysł, że pójdzie do stacji meteorologicznej, zapyta, naukowcy na pewno wiedzą takie rzeczy, więc mu pomogą. Poszedł więc do meteorologów i pyta:
- Jaka w tym roku będzie zima?
A meteorolodzy pokręcili głowami i mówią:
- Oj sroga na pewno! Będzie to bardzo, bardzo mroźna zima, Indianie już dwa lata zbierają chrust!

Jestem zdania, że w Polce pogodę przewidują sami Szamani, bo nic nie potrafią zgadnąć. :)

Brak komentarzy: