wtorek, 16 czerwca 2009

Serialowy scenariusz na życie

Mam koleżankę, której życie ostatnio przypomina - jak to sama określa - serial.
Dziewczyna miewa takie przypadki, że sama w to nie może uwierzyć. Jedne weselsze, inne smutniejsze, ale tak nieprawdopodobne, że z powodzeniem można by ich użyć do napisania scenariusza filmu.
W kolejnym odcinku Panna X przeżyła romantyczne, aczkolwiek oderwane od rzeczywistości oświadczyny.
Poważnie. Zapewne romantycznie, chociaż takie się jej nie wydały, a już na pewno odrealnione, bo chłopak pojechał po bandzie i wyskoczył z tym swoim zrywem miłosnym całkiem jak przysłowiowy Filip z konopi.
A więc Panna X pracuje w instytucji, w której napotyka klientów, ludzi z zewnątrz, którzy zgłaszają się do niej aby pomogła im w sfinansowaniu ich życiowych planów. Panna X spotyka w swojej pracy przeróżnych osobników i osobniczki i jej doświadczenia z ludźmi stają się bardzo zróżnicowane.
Kiedyś na przykład przyszła do niej pani, która akurat rozwodziła się ze swoim mężem. Planem tej pani było kupienie sobie mieszkania, bo od męża po rozwodzie trzeba się będzie uniezależnić i wyprowadzić. Po spokojnej i fachowej rozmowie na temat finansów, możliwości i opcji pani owa nagle doznała jakiegoś załamania nerwowego i zaczęła płakać, żalić się i wywnętrzniać przed Panną X, opowiadając jej historię swojego życia i wszystkie swoje problemy. Dodam, że Panna X widziała ową kobietę po raz pierwszy w życiu. Niepohamowana potrzeba owiej kobiety, aby opowiadać obcej osobie o swoim nieudanym związku wprawiła Pannę X w takie osłupienie, że nawet nie bardzo wiedziała, co ma mówić i jak się zachować. W końcu pani się wygadała, wypłakała i wyżaliła i poszła sobie do domu. Panna X została sama ze swoim zdumieniem i z jednym wielkim pytaniem: jak samotna i cierpiąca musi być kobieta, aby tak się wywnetrzniać przed zupełnie obcą osobą? Zapewne, kiedy owa pani ochłonęła pożałowała swojego spontanicznego wystąpienia. Pech chciał, że Panna X sama w tym czasie nie była najszczęśliwsza i miała nadłamane serduszko. Timing tego show był po prostu jedną wielką ironią losu. Przykład publicznego załamania nerwowego tej pani był jednak tak rażący i dobitny, że jedyną konkluzją, jaka się nasuwała potem było, że trzeba panować nad swoimi uczuciami i nie dać się ponosić publicznie emocjom.
Panna X jednakże kilka tygodni później przeżyła jeszcze większe zaskoczenie.
Jeden z jej klientów - młody chłopak, mieszkający za granicą, przy okazji wizyty w Polsce postanowił zainwestować w nieruchomości i pojawił się w biurze Panny X po pomoc. Po zakończonej współpracy chłopak wrócił na swoje wygnajewo za tą granicę, ale nie stąd ni zowąd zaczął popisywać do Panny X maile. Ich treść i forma były jednakowo zaskakujące. Chłopak oznajmił, że Panna X wpadła mu w oko i chciałby się z nią spotkać. Panna X odczytała treść maila z niejakim trudem, ponieważ każde zdanie napisane przez owego osobnika jeżyło się mnóstwem rażących błędów ortograficznych, stylistycznie z resztą też nie brzmiało to najlepiej. Przeczytawszy maila Panna X najpierw poczuła się porażona błędami, po czym przezwyciężywszy pierwszy szok przeniosła uwagę na samą treść, jaką ta wiadomość niosła i doznała drugiego szoku. Koleś widział Pannę X zaledwie kilka razy, w dodatku na gruncie służbowym, a po kilku dniach wystartował z niemalże wyznaniami miłosnymi.
Dyplomatycznie Panna X próbowała gościa zniechęcić i spławić. Koleś był dosyć uparty, nie dawał za wygraną, sytuacja pogorszyła się nawet o tyle, że planował przyjazd do Polski i zamierzał Pannę X odwiedzić w pracy ponownie, tym razem jednak z prywatną wizytą.
Panna X zdaje się trochę zapomniała o tych planach, ale ku jej kolejnemu zdumieniu koleś po kilku tygodniach pojawił się w jej biurze znowu - przybył w długi łikend czerwcowy - z bukietem kwiatów i oświadczył (prawie że "się" oświadczył), że kocha Pannę X i chce z nią być - ale, żeby sprawa była jeszcze ciekawsza: chce z nią być nie jako jej chłopak, ale jako jej mąż!
Na to wyznanie oczy Panny X zrobiły się wielkie jak spodki, przez moment nie bardzo rozumiała, co się wokół niej dzieje, po czym - kiedy już doszła do jako takiej przytomności umysłu - powiedziała gościowi, że jest głupi.
Oto, co dostaje chłopak za niewyważone zachowanie.
Po chwili jednak zrobiło się Pannie X żal chłopaka i pożałowała też, że ww pierwszym odruchu tak mu dosadnie odpowiedziała na to niespodziewane oświadczenie. :)
Chłopak mimo nieprzychylnego przyjęcia powiedział niezrażony, że za kolejne dwa tygodnie znów przyleci do Polski i przyjedzie ponownie, po czym dał się spławić.
Panna X umówiona była na spotkanie z innym chłopakiem tego dnia, wsadziła więc kwiatki do torebki (!!) i poszła. Przez całe spotkanie miała w torebce nieszczęsne kwiatki, a w głowie tabun myśli i podejrzenie, że to nie dzieje się naprawdę, że właśnie śni jej się kolejny odcinek jej życia.
Kiedy opowiedziała mi tą historię - mailowo z resztą - siedziałam akurat w pracy. Najpierw wybuchnęłam śmiechem do swojego monitora, po czym zapytałam jej jakie to były kwiatki, że zmieściła je do swojej torebki? Stokrotki? Konwalie? Co mogło dać się upchnąć w torebce?? W całej historii najbardziej zainteresował mnie ten wątek! Ja do swojej torebki nie wepchnę nawet liścia, bo moje torebeczki są tak małe, że po włożeniu niezbędnika każdej kobiety nie mieści się do niej nawet MP3-ka, nie mówiąc już o okularach przeciwsłonecznych, a Panna X jakimś cudem włożyła do torebki cały bukiet kwiatków! Dowiedziałam się, że bukiet był duży, przeciętnych rozmiarów, nie były to żadne mini-kwiatki, a torebka Panny X jest na tyle duża, że dała radę je pomieścić.
Zainteresowało mnie więc, czy chłopak dał jej również pierścionek zaręczynowy, skoro już o ślubie mówił i czy pierścionek Panna X też upchnęła w torebce? Otóż pierścionka niestety nie było. Hmm... może więc to zgubiło romantycznego amanta? Co to za oświadczyny bez pierścionka? Skoro już tak poszedł na całość, to może trzeba to było zrobić porządnie, jak na oświadczyny przystało? :)
Jak na razie historia przybrała melodramatyczny obrót, ponieważ chłopak wróciwszy na swoją emigrację najwyraźniej odzyskał właściwą perspektywę i przemyślał swoje postępowanie. Musiał też spojrzeć na nie samokrytycznie, bo napisał do Panny X maila, już mniej natchnionego, z informacją, że on ją przeprasza za swoje wystąpienie i że głupio to wyszło. Dodał też, że Panna X nie musi odpisywać, co sprowokowało u Panny X przypływ opiekuńczości i zaczęła się zastanawiać czy powinna mu odpisać. Hmm... koleś mimo wszystko miał dosyć skuteczne modus operandi, skoro osiągnął przynajmniej tyle. Zapytałam Panny X kogo to interesuje, co on by chciał? Bo zainteresowanych interesuje tylko, co chciała by ona w tej sytuacji.
Chwilowo koleś się nie pokazuje, więc chyba dał za wygraną.
Jego zryw był bardzo romantyczny. Był tak romantyczny, że aż głupi.
Może, gdyby to był film i Panna X pałała by do gostka utajonymi uczuciami, to po takim wystąpieniu z bukietem-ale-bez-pierścionka bylibyśmy świadkami wielkiego happy endu i wielkiej miłości. Niestety życie nie jest serialem ani filmem i takie niewyważone zrywy są bardziej skazane na niepowodzenie niż sukces. W każdym razie dostarczają niezłej rozrywki ludziom dookoła, więc fajnie, że się zdarzają.
Kolesiowi jednak trzeba oddać sprawiedliwość - wykazał się odwagą i niewątpliwą pomysłowością i brawo dla niego, ze tak dążył do spełnienia swojego marzenia o zdobyciu fantastycznej kobiety, która podbiła jego serce.
Miejmy nadzieję, że w przyszłości będzie miał więcej szczęścia w miłości. :)

Brak komentarzy: