sobota, 6 czerwca 2009

Łikend zacząć czas

No i mamy łikend, upragniony i wyczekany!
To trochę niesprawiedliwe, że czeka się na ten łikend całe pięć długich i pracowitych dni, a potem wolne trwa raptem dwa dni, które w dodatku upływają w mgnieniu oka.
W piątek pod wieczór odwiedziliśmy kuzyna Łukasza. Mieszkają - kuzyn i żona kuzyna - niedaleko nas, tuż obok naszej pracy praktycznie, ale rzadko się widujemy. Chyba są zbyt zajęci swoim życiem.
Kilka razy już Łukasz dzwonił do kuzyna, aby się umówić na jakieś spotkanie, ale nigdy im nie pasowało. W końcu wczoraj się udało spotkać.
Żona kuzyna jest w ciąży i za 2,5 miesiąca ma termin.

Kiedy wyszliśmy od kuzyna, wybraliśmy się z ciekawości do Plazy, aby zobaczyć, co się tam dzieje.
Plaza wczoraj świętowała drugie urodziny. Oczywiście drugie urodziny Plazy. To teraz takie popularne, aby świętować rocznicę otwarcia.
W Plazie sklepy były otwarte do północy i w większości były jakieś przeceny. Średniawe przeceny, ale były.
Obeszliśmy parter i pierwsze piętro i na drugie już nie dotarliśmy, bo było stanowczo za wiele ludzi, w sklepach nie było nic bardzo ciekawego, zwyczajny standard, a poza tym, my nie mieliśmy specjalnych potrzeb zakupowania. A włóczenie się bez celu po sklepach nie jest w naszym stylu ani guście. W dodatku we wczorajszym tłoku, trzeba było się mocno przeciskać, aby zerknąć na półki w butikach. Tragedia. Kupowanie w takich warunkach jest wysoce niekomfortowe.
Warto jednak było się wybrać, z ciekawości, aby zobaczyć te setki samochodów, poparkowanych, gdzie tylko się dało. Tysiące ludzi w butikach, w holu, na schodach, wędrujące od sklepu do sklepu w poszukiwaniu substytutu szczęścia.
Nie rozumiem tej manii zakupowej u ludzi. Co to jest za fenomen?
Ile par spodni można potrzebować? Ile koszul, bluzek, spódnic, sukienek i butów? Co oni z tym robią? Czy mieście się to w ich szafach potem? Na hasło "Wyprzedaż", "Promocja", "Obniżka cen" - wszystko znika z półek sklepowych w tempie błyskawicznym. Ludzie przejawiają niezaspokojony głód i potrzebę kupowania coraz to nowych ubrań, nowych rzeczy.
Może powinni się zastanowić na tym, czego tak naprawdę potrzebują. Na pewno nie nowej pary majtek, czy nowego swetra, który właśnie kupili.
W ogóle to nie rozumiem tej potrzeby spędzania czasu w centrum handlowym. Wczorajsza noc zakupów była owszem, kusząca i było to coś nieczęsto spotykane, faktycznie: powód, aby się znaleźć w Plazie. Rozumiem.
Ale w Plazie jest wiele ludzi zawsze. A szczególnie w niedziele. Czasami wybieramy się z Łukaszem do kina do Plazy w niedzielne popołudnie. Rzadko, ale czasem na tak spasuje. Zawsze wtedy jest problem z zaparkowaniem na ich mini-parkingu podziemnym, na którym nie mieszczą się auta wszystkich uczęszczających do tej mekki. Potem trzeba dotrzeć na trzecie piętro lawirując w tłoku i odstać swoje w kolejkach do kas, a w niedziele kolejki potrafią być gigantyczne.
Ludzie mają teraz taki koncept na niedzielną rozrywkę. Zamiast pojechać na wycieczkę, za miasto, pójść do jakiegoś kulturalnego miejsca, coś zwiedzić, coś zobaczyć - oni wolą snuć się bez celu po centrum handlowym.
Kolega z pracy, który nota bene pracuje w Warszawie - ma taki rytuał z rodziną, że co niedziela jadą do Plazy właśnie. Połażą, pooglądają, kupią coś, albo i nie. Ale rytuał mają.
Hmm... Ojcowie kiedyś zabierali swoje rodziny w plener. Teraz zabiera się w cztery ściany.
Zapewne jest to jakiś stopień ewolucji społecznej, ciekawe tylko, że wygląda to bardziej na regres.
Kosmetyczka raz opowiadała mi, że jedna z jej klientek codziennie chodzi do Plazy. Codziennie! Przez półtora roku od otwarcia, do dnia, kiedy o tym mówiła kosmetyczce - laska nie była w Plazie zaledwie kilka dni. Bo coś jej tam wypadło. A tak - codziennie tam zachodzi. Po pracy ma taki pomysł na wyluzowanie się. Spacer po centrum handlowym. A mieszka gdzieś niedaleko Plazy, więc nawet w dni wolne tam zagląda... No proszę cię! Mogłaby sobie zmienić ten pomysł na wypoczywanie w jakiś bardziej konstruktywny sposób - np. na siłowni.
No ale po co, skoro Plaza dostarcza jej - najwidoczniej - tak uzależniających bodźców.
Na szczęście ani Łukasz, ani ja nie mamy tej potrzeby karmienia się wrażeniami z centrów handlowych. Zakupy robimy szybko i konkretnie i poświęcamy swój wolny czas na... hmm... najwyraźniej nie modne już zajęcia!
Czytanie, spotkania ze znajomymi, przyjemne wieczory spędzane razem, pielęgnowanie kwiatków, gotowanie, korespondencję... Kto jeszcze o tym dzisiaj pamięta? Jakieś nieliczne sztuki chyba. Pozostali pogubili swoje rozumki w owczym pędzie do nowej mekki społeczeństwa i zatracili się w zakupach!

Brak komentarzy: