środa, 17 czerwca 2009

Pogoda na sobotę?

Wszyscy żyją tylko kajakami. Wszyscy, którzy wybierają się na spływ w sobotę oczywiście.
Umawiamy się, zmawiamy i omawiamy pogodę.
Pogoda jest naszym głównym tematem i wszyscy tylko mają wielką nadzieję, że nie będzie padać, nie będzie zimno, za to będzie słońce i będzie ciepło. Na razie jest znośna pogoda, ale jakoś nie zapowiada się, aby było rewelacyjnie gorąco. Portale internetowe są raczej sceptyczne i na najbliższe dni zapowiadają raczej pogorszenie, niż polepszenie aury.
My jesteśmy pełni nadziei i obaw jednocześnie.
Mamy już względne pojęcie co zabrać i jak się przygotować. W większości na spływ wybierają się sami nowicjusze, nie mamy żadnego konkretnego doświadczenia, a tylko nieliczne osoby miały jakkolwiek do czynienia z łódkami i wiosłowaniem.
Ja popływałam łódką trochę w Stanach. W Grand Superior Lodge, gdzie pracowaliśmy były łodzie - nazywali je "canoe", chociaż to nie były typowe czółna, tylko zwykłe łódki. Może to takie uniwersalne określenie czegoś pływającego po wodzie, co jest nie wielkich rozmiarów. Braliśmy sobie czasami te łódki i wiosłowaliśmy wzdłuż brzegu po jeziorze Górnym.
Samo jezioro było piekielnie zimne. Hmm.. chyba nie jest to najszczęśliwszy dobór słów, w piekle podobno jest gorąco. Było więc lodowato zimne i to lodowato w dosłownym znaczeniu tego słowa.
Kąpać się w jeziorze nie dało, w najlepszym wypadku można było sobie zamoczyć nogi lub ręce, ale po chwili odechciewało się bezpośredniego kontaktu z wodą, bo cokolwiek się do niej włożyło - zaraz drętwiało.
Wpadnięcie do wody groziło śmiertelnym wychłodzeniem organizmu w ciągu kilku minut. Wątpię, aby była szansa po wypadnięciu z łódki aby podpłynąć jakiś dłuższy kawałek, bo przy tej temperaturze raczej nie można się swobodnie poruszać. Pływaliśmy w kapokach na szczęście i na szczęście nikt nigdy nie miał żadnego wypadku ani wypadnięcia z łódki.
To była całkiem fajna zabawa.
Jednego dnia na jezioro zapadła błyskawicznie mgła i w pewnej chwili zorientowaliśmy się, że nie widać brzegu. Płynęliśmy na pamięć, wierząc, że łódka nie obróciła się niepostrzeżenie i trafimy do brzegu, ale przez moment poczuliśmy strach. Łatwo stracić orientację bez kompasu i obeznania w posługiwaniu się kompasem w terenie, gdzie nie ma żadnego punktu odniesienie i w dodatku nie widać nic przez mgłę. A było to już pod wieczór, telefonu komórkowego nikt z nas oczywiście nie miał, więc jakbyśmy zabłądzili to mogło być nieciekawie. Czym prędzej zawinęliśmy się do brzegu i więcej w mgliste popołudnia już nie pływaliśmy.
Moje doświadczenia z łódkami, kajakami i wiosłowaniem są więc dosyć skromne.
Nigdy nie brałam udziału w żadnym spływie, kajak widziałam na oczy raz, również w Stanach, a w dodatku był to kajak sportowy, który w zasadzie ubiera się na siebie. Był malutki, wąski, jednoosobowy chyba, miał taki kołnierz, w który się wchodziło, coś jak golf - nogi wtedy więzły w przodzie kajaka i czułam się w nim okropnie spętana. Pamiętam, że Ani P. bardzo się podobał, a mi nie bardzo. Pływać w nim nie pływałam, a czy Ania się przepłynęła, to nie pamiętam.
Nasze sobotnie kajaki mają być normalniejsze - nie sportowe tylko turystyczne czy rekreacyjne, więc nie będziemy się w nie ubierać, tylko w nie wsiądziemy. ;)
Nasza organizacja na sobotnią wyprawę wygląda całkiem dobrze. Logistykę już opanowaliśmy - już wiemy, jak kto jedzie, kto z kim, kto nocuje, gdzie śpimy i jak się ubierzemy. Organizator, Krzysiek - kolega z pracy - napisał nam konkretnie co warto wiedzieć, więc delikatną orientację mamy. Nie bardzo wiemy czego się spodziewać, ale co tam. Nastroje są bardzo dobre, wszyscy liczą na świetną zabawę w świetnym towarzystwie, pogoda - jaka by nie była da się przeżyć, a wiadomo, że w ekstremalnie niesprzyjających warunkach cała impreza zostanie zreorganizowana. Będzie więc dobrze.

Brak komentarzy: